[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. I zostałeś też jego praegustatorem, tak? To przyszło pózniej.Któregoś razu pojawiła się plotka, że prokurator zostanieuśmiercony przez syna swego kuzyna, który za czasów młodości Dantiryi Sambaila byłregentem Zimroelu i został przez niego odsunięty od władzy.Mówili, że użyje trucizny,trucizny w winie.Ta gadka dotarła do uszu samego prokuratora i kiedy następnym razempodawałem mu kielich wina, spojrzał na niego i na mnie, i wiedziałem, że jest nieufny.Dlatego ja, z własnej, nieprzymuszonej woli, ponieważ sam nic nie znaczyłem, a on byłogromnie ważny, powiedziałem: Prokuratorze, mój panie, pozwól, że dla bezpieczeństwaskosztuję pierwszy.Jak rozumiecie, z powodu mego ojca nie mam upodobania do wina.Mimo to spróbowałem, a Dantirya Sambail patrzył i czekał, zaś ja nie padłem martwy.Odtego czasu kosztowałem wina z każdego kielicha, aż do końca jego dni.Taki mieliśmyzwyczaj, chociaż nigdy więcej mu nie grożono.To nas łączyło, ten fakt, że brałem łyk jegowina i podawałem mu kielich.Jedyne wino, jakie w życiu wypiłem, to to, któregopróbowałem dla Dantiryi Sambaila. Nie bałeś się? spytał Khaymak Barjazid.Mandralisca odwrócił się do niego z pogardliwym uśmiechem. Gdybym umarł, jaką by mi to zrobiło różnicę? Uznałem, że warto podjąć to ryzyko.Czy życie, które prowadziłem, było zbyt dobre, by ryzykować je, aby zostać towarzyszemDantiryi Sambaila? Czy bycie żywym jest tak słodkie i cudowne, że powinniśmy trzymać sięgo jak skąpiec swojego worka rojali? Nigdy tak nie uważałem.W każdym razie, w jego winienie było trucizny, ani wtedy, ani nigdy.A ja na zawsze byłem u jego boku.Mandralisca pomyślał, że jeśli w ogóle kiedyś kogoś kochał, to właśnie DantiryęSambaila.Było tak, jakby mieli jednego ducha w dwóch ciałach.Choć kiedy Mandraliscaprzyszedł na służbę do prokuratora, ten zdołał już wcześniej zdobyć władzę nad całymZimroelem, to właśnie on zachęcił go do znacznie większego dzieła, do zachęcenia Korsibara,syna Confalume'a, do przejęcia tronu Majipooru.Z Korsibarem jako Koronalem, wdzięcznymDantiryi Sambailowi za umieszczenie go na tronie, prokurator byłby najpotężniejszymczłowiekiem na świecie.Cóż, to się nie udało i zarówno Korsibar, jak i prokurator od dawna nie żyli.DantiryaSambail grał i przegrał, i tyle.Ale Mandralisca miał przed sobą inne gry.Delikatnie pogładziłhełm, który wciąż trzymał w ręku.Inne gry, tak.Właściwie to tym było całe życie: grą.Tylko on widział tę prawdę, inninie zdawali sobie z tego sprawy.%7łyło się przez jakiś czas, grało w grę, zwaną życiem, a wkońcu przegrywało i potem nie było niczego.Ale póki się grało, należało grać tak, bywygrywać.Wielkie bogactwo, wspaniałe przedmioty, olbrzymie pałace, uczty, rozkoszeciała.to wszystko znaczyło dla niego tyle, co nic, albo i mniej.Były to tylko oznaki tego, jakdobrze się grało, same w sobie nic nie znaczyły.Nawet władza była sprawą wtórną, środkiemdo osiągnięcia celu.Liczyło się tylko zwyciężanie, tak długo, jak długo się dało.Grać i wygrywać, ażprzychodził nieunikniony moment, że się przegrywało.Jeśli znaczyło to, że trzeba byłoryzykować wypicie trucizny przeznaczonej dla prokuratora, jeśli taka była cena wejścia dogry, cóż, możliwa wygrana była niewątpliwie warta ryzyka! Niech inni noszą korony izbierają skarby.Niech inni otaczają się mizdrzącymi kobietami i upijają się donieprzytomności winem.On tego nie potrzebował.Kiedy był chłopcem, został pozbawionywszystkiego, co było dla niego ważne i nauczył się żyć całkiem bez niczego.Teraz chciałbardzo niewiele, prócz tego, by nikt nigdy nie postawił się na pozycji, z której mógł goczegokolwiek pozbawić.Barjazid wciąż się w niego wpatrywał, jakby próbował czytać mu w myślach.Mandralisca zrozumiał, że znów za bardzo się odkrył.Wezbrał w nim gniew.Była to słabość,której nigdy wcześniej nie ulegał.Powiedział dość, więcej, niż dość.Obrócił się gwałtownie i oświadczył: Wracajmy do mojej komnaty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]