[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zajrzę.Kuchnia także została wyszorowana i wymyta.Emma otworzyła lodówkę i znalazła jajka, bekon, butelkę mleka, a obokw skrzynce leżał chleb.Zdjęła dzbanek z kołka w kredensie,napełniła zimną wodą i zaniosła do salonu.Ben spacerował dookoła, bawił się lampami i próbował znalezć coś, co mu się niespodoba.Zawsze nienawidził tego domu.- Zrobić ci jajecznicę? - zapytała.- Co? Nie, nic nie chcę.Wiesz, dziwnie się tutaj czuję.Wciąż mam wrażenie, że pojawi się Hester i każe nam robićcoś, na co nie mamy ochoty.Emma pomyślała o Christopherze.- Biedna Hester - powiedziała.- Biedne zero.Wścibska baba.Wróciła do kuchni i znalazła patelnię, miskę, trochę masła.Z salonu wciąż dobiegały odgłosy niespokojnych kroków Bena.Otworzył i zamknął drzwi, zaciągnął zasłonę, kopnął kłodę dokominka.Potem stanął w drzwiach kuchni z papierosemw jednej ręce i szklanką w drugiej.Przyglądał się, jak Emmamiesza jajka.- Dorosłaś, prawda? - powiedział.- Mam dziewiętnaście lat.Właściwie sama nie wiem, czyjestem dorosła czy nie.- To zabawne, że nie jesteś już małą dziewczynką.- Przyzwyczaisz się.- Tak, chyba tak.Jak długo chcesz tu zostać?- Powiedzmy, że nie planuję kolejnego wyjazdu.- Chcesz powiedzieć, że będziesz tu mieszkać?- Przez jakiś czas.- Ze mną?Emma spojrzała na niego przez ramię.- Czy to będzie dla ciebie nie do zniesienia?- Nie wiem - odparł Ben.- Nigdy nie próbowałem.- Właśnie dlatego wróciłam.Pomyślałam, że może czas, żebyś spróbował.- Nie robisz mi przypadkiem wyrzutów?- Dlaczego miałabym ci robić wyrzuty?- Bo cię porzuciłem, wyjechałem uczyć w Teksasie.Nie odwiedziłem cię w Szwajcarii.Nie pozwoliłem ci przyjechać doJaponii.- Gdybym naprawdę miała ci to za złe, nie wróciłabym.- A przypuśćmy, że znowu postanowię gdzieś wyjechać.- A masz taki zamiar?- Nie.- Spojrzał w swoją szklankę.- Nie teraz.Chwilowojestem zmęczony.Wróciłem szukać spokoju.- Podniósł głowę.- Ale nie zostanę tu na zawsze.- Ja też nie zostanę tu na zawsze - odparła Emma.Położyła na talerzu grzankę, na niej jajka, otworzyła szufladę szukając noża i widelca.Ben przyglądał się temu nieco zaniepokojony.- Nie będziesz taką porządną małą gospodynią, co? DrugąHester? Jeśli tak, wyrzucę cię stąd.- Nie umiałabym być porządną, nawet gdybym się starała.Jeżeli cię to pocieszy, spózniam się na pociągi, przypalam jedzenie, gubię pieniądze, upuszczam różne rzeczy.Dziś rano,w Paryżu, miałam słomkowy kapelusz, ale zanim dotarłam doPorthkerris, gdzieś mi zniknął.Jak ktokolwiek mógłby zgubićsłomkowy kapelusz w tym kraju, w lutym?Ale Ben nadal nie był przekonany.- Nie będziesz chciała przez cały czas jezdzić dookoła samochodem?- Nie umiem prowadzić.- A telewizja, telefony i tego typu śmieci?- Nie grają dużej roli w moim życiu.Roześmiał się, a Emma zastanawiała się, czy to wypada, bywłasny ojciec wydawał jej się taki przystojny.- Wiesz - powiedział - nie byłem pewien, co z tego wyjdzie.Ale wobec tak sprzyjających okoliczności mogę tylko powiedzieć, że cieszę się, że wróciłaś.Witaj w domu.Wzniósł szklankę w stronę Emmy, a potem skończył drinkai wrócił do salonu po butelkę, żeby nalać sobie jeszcze jednego.4Pub Siding Tackle był nieduży, przytulny, wyłożony czarnym drewnem i bardzo stary.Miał tylko jedno małe okienkowychodzące na zatokę, więc pierwszym wrażeniem gościa, który wchodził z zalanej światłem ulicy, była absolutna ciemność.Pózniej oczy przyzwyczajały się do mroku i dostrzegały inneniezwykłe szczegóły.Przede wszystkim to, że w całym pomieszczeniu nie było ani jednej pary linii równoległych.W ciągu stuleci niewielki pub osiadł na fundamentach jak śpiącyw wygodnym łóżku.Rozmaite nieregularności, niczym wzrokowe iluzje, mogły przyprawić potencjalnych klientów o zawrót głowy, zanim jeszcze wypili pierwszego drinka.Wyłożonakamieniami podłoga osiadła w jednej osi, odsłaniając groznąszczelinę pomiędzy kamieniem a listwą.Poczerniała belka,tworząca ramę samego baru, pochyliła się w drugą stronę.Bielony sufit miał tak zabójcze nachylenie, że właściciel musiałprzyczepić tabliczki z napisem Uwaga, belka" i Uwaga nagłowę".Przez lata Sliding Tackle uparcie pozostawał sobą.Umiejscowiony w starej, niemodnej dzielnicy Porthkerris, tuż nadzatoką, nie miał miejsca na tarasy ani herbaciane ogródki.Zdołał też jakoś oprzeć się fali letnich turystów, która zalałaresztę miasta.Miał stałych klientów, którzy przychodzili sięnapić i pogadać swobodnie albo pograć.Wisiała tu tablica dostrzałek, a w małym poczerniałym palenisku latem i zimą zawsze płonął ogień.Był tu barman, Daniel, i zezowaty Fredz twarzą jak rzepa.Latem zatrudniał się przy sprzątaniu plażyi w wypożyczalni leżaków, a przez resztę roku radośnie przepijał zarobki.Był tu też Ben Litton.- To sprawa priorytetów - powiedział Marcus, gdy wrazz Robertem ruszyli alvisem na poszukiwanie Littona.Pogodabyła tak piękna, że Robert odsunął dach.Marcus do swego tradycyjnego czarnego płaszcza włożył podobną do grzyba twee-dową czapkę, która wyglądała, jakby została kupiona dla kogoś innego.- Priorytety i czas.W niedzielne południe przedewszystkim należy szukać w Sliding Tackle.Jeśli go tam niema, w co bardzo wątpię, pojedziemy do pracowni.Potem możemy go szukać w domu.- A może w taki piękny ranek po prostu wyszedł na spacer?- Nie sądzę.To jego czas alkoholowy, a w tej sprawie zawsze przestrzega swoich zwyczajów.Był marzec i jakimś dziwnym trafem zdarzył się niewiarygodnie cudowny dzień.Na niebie nie było widać ani jednejchmurki.Fale, na ukos wpychane w krzywiznę zatoki przezostry północno-zachodni wiatr, kryły morze pasami we wszystkich odcieniach błękitu, od ciemnego indygo do bladego tur-kusu.Ze szczytu wzgórza widok sięgał w nieskończoność.Dalekie przylądki rozpływały się w mgiełce kojarzącej się z żarem lata.A poniżej, przy krętej drodze, miasteczko opadałostromo w labiryncie wąskich alejek, czystych bielonych domków i krzywych dachów otaczających zatokę.Co roku, w ciągu trzech miesięcy lata, Porthkerris zmieniało się w małe piekło na ziemi.Zbyt wąskie ulice były zatarasowane samochodami, po chodnikach przelewały się tłumy nawpół ubranych ludzi, sklepy zasypane były pocztówkami,słomkowymi kapeluszami, sandałami, siatkami na małże, deskami surfingowymi i dmuchanymi materacami.Na szerokiejplaży wyrastały namioty i przebieralnie, otwierały się kawiarnie z tarasami pełnymi małych, okrągłych żelaznych stolikówprzebitych parasolami.Pomarańczowe proporczyki powiewały4.Inne spojrzeniena wietrze reklamując batoniki, mrożone przysmaki i innehorrory.Jeśli komuś to nie wystarczało, były też kornwalijskiepaszteciki oraz ciastka i zapiekanki z rozmokłymi szarymiziemniakami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]