[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ramiona konarów krzyżują się pomiędzy sobą.Plączą się twarde rózgi i dotykają liście.Z dala tu płyną podróżne chmury nocować na widłach konarów, owijać się o wielkie śniatyi śnić chłodnymi rankami o ziemi nisko rozległej.Z gałęzi buków rozchodzą się i zstępują wróżne strony na garbatą i płaską ziemię dzikie, srebrnosiwe pawęże gradowe, posępne białekudły śnieżyc i bure, senne kądziele dżdżu.Tam się w stalowych gałęziach hodują czerwone41wstęgi piorunu.Pnie ze wszech stron otacza wielki tyn.Zaparte w nim na głucho wrót wie-rzeje.Przyszli czterej do wrót i kołacą z łoskotem raz, drugi, trzeci.A gdy raz trzeci kołacąpotężnymi pięściami, cicho się wrótnie rozsunęły na prawo i na lewo.Zwięta przed nimi kontyna.W cieniu buków starych-prastarych kryje się jej wysoki dach i ściany z cisowych śniatów.A wkoło niej trawy a trawy.Nie deptany kwietny łan, niwa bodze poświęcona.Kości tamkoni Swaroga w ziołach bieleją.Grzbietu koni Swaroga nie dosiadł przenigdy człowiek.Nieokiełznał ich uzdą jezdziec ani opasał popręgiem.Nie znieważył ich rzemień kiścienia anidotknęło pogłaskanie.Nie obciążyła ich przenigdy praca ani ogłuszył zgiełk boju o ludzkiekrzywdy.%7łyły tu wieszcze rumaki w trawniku świętej Pogody.Wodę piły, gdy wola, ze żródliskawiecznie żywego Czarnej Nidy, co z głębin góry bije, a spod przycieś! bożnicy baniami przej-rzystymi wytryska.Starość je do snu wiekuistego śmiercią uśpiła.W owych się ziołach, napuchach kwiatów pod bukami układły spać z dobrawoli na wieki.Swarog rozwiązał ich żyły, a piękne kłęby i lśniące łopatki w zwłoki gnijące zamienił.Lel-Polel obmył czystymi wodami z chmur na bukach osiadłych kości białe, krew struchlałą, aciało zgniłe połączył z ziemią i niewidzialnymi drogami poniósł do głębokich korzeni buko-wych.Zwist-Poświst osuszył, co się ostało, i prochem życie rodzącym rozniósł po puszczy, arozdał kwiatom i mchom.Rogi tam, kręgi, piszczele lotnych nóg świętych jeleni puszczańskich, które na dni ostatniestarości przyszły były paść się w ogrodzie i strudzone długością żywota, zasnęły u drzwikontyny.Kości tam białe i kielce wygięte wieprza dzikiego, co bezpiecznie przychodził z pustyni le-śnej gnić pod progiem wysokim.Kości tam wilka, co stary i zapadłoboki, z żelaznymi odgłodu ślepiami, a pod okłścią zimową przemarzły, przywłóczył się na chwilę ostatnią.Znią ponad zródłem, co jak serce w piersi człowieka wiecznie w łonie ziemi bije, kępydzięgielu.W pierzastych liściach rozkwitł kwiat.Tajemny kwiat, co tynem bezpiecznym ota-cza dom człowieka od uroku czarownicy.Tajemny kwiat, co za dnia weseli widokiemswoim upadłe serce, a nocnym zapachem odgania cień chodzący dokoła węgłów i niweczywielki strach nocny pod strzechami.Patrzą ku słońcu nie zmrużonymi oczyma promieniste złocienie.Jasna ich moc za siódmągórę a za dziesiątą rzekę odgoni widmo złośliwe, jeno o świcie wstań, gdy jeszcze łąka rosąopita, rwij jasne główki złocieniowe i pilnie noś na sercu.Pod ciemnym tynem jak gdyby poblask na wodach zorzy wieczornej.Lecz to nie zorzypoblask na wodach, jeno ciemnoniebieskich dzwonków zatoka.Na powikłanych odnóżkach,jakoby na rusztowaniach ciesielskich, przedziwnej siły wiszą dzwony, w które ranna zorzadzwoni.Skłonią się barwicą swoją oczom przybyszów dzwony z zorzy porannej przez wiatr isłońce tkane.I pozdrawiają oczy przybyszów nadobne kwiaty, plemieniu ludzkiemu przy-chylne, a darowują oczom tę barwę, której, ponad wszystkie inne, trwożą się dziwożony.Wielobarwne motyle, rzekomo latająca łąka, snuły się nad kwiatami ssąc z nich tajemnepokarmy.Jaskółki śmigały żywo dookoła ścian bożnicy z piskiem, świadkiem radości żywo-ta.Znosiły żer pisklętom do gniazd przytulonych u szczytu kontyny pod głowicami Swaroga.Szerokie, boczne podstrzesza świątyni pełne były gołębich gniazd.Gruchanie płynęło stamtąddwiema żywymi falami.Płomienista wiewiórka przemknęła po gałęziach i skokiem znikła wszczytowym dymniku.Jakoby na jej znak, na oznajmienie, stanął na progu Dziad prastary.Kudły siwe pasmamispływały na jego ramiona, a biała broda na piersi.Przerazliwe i grozne oczy miotały ogieńspod wielkich brwi.Zgarbiony był, wsparty na kiju, odziany w łachman
[ Pobierz całość w formacie PDF ]