[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie odwróci jejpÅ‚acz synka chorego.Cóż że go lekarz w tej chwili z boku na bok przewraca szukajÄ…czÅ‚owrogiej wysypki? Cóż że boleść siÄ™ pod mundurem otwiera jak rana, zbójeckimzegadÅ‚emt t ³ otwarta?Pięć kroków w jednym kierunku: raz dwa trzy cztery pięć& Pięćkroków w przeciwnym kierunku: raz dwa trzy cztery&Nikt nie zobaczy Å‚ez przez wnÄ™trze pÅ‚ynÄ…cych i nikt nie usÅ‚yszy skargi z warg zaci-Å›niÄ™tych gÅ‚ucho.WokoÅ‚o, wysoko i nisko, niewzruszone cegÅ‚y nieme, zdeptane i oÅ›lizgÅ‚ekamienie, gÅ‚uchy beton, zaróewiaÅ‚e żelazo, Å›lepy tynk i zapotniaÅ‚e szyby.PatrzÄ… zimne,na poÅ‚y zapotniaÅ‚e szyby.PiÄ™trzÄ… siÄ™ domy ceglane, usiÅ‚ujÄ…ce naÅ›ladować ciost t t i marmurBieda, Choroba, PozycjanęónÄ… swÄ… farbÄ….Niewzruszona jest wielka elektryczna latarnia, co nawet za dnia nadspoÅ‚eczna, WÅ‚aóa, %7Å‚ydgÅ‚owÄ… policjanta w ciemnÄ…, mglistÄ… dalekość poÅ‚yska.DookoÅ‚a wirujÄ… w prawo i w lewochybkie samochody, wiozÄ…ce wygodnie i pieczoÅ‚owicie wytworne %7Å‚ydowice w karaku-Å‚ach, nuworysiówt t u w drogich bobrach, dygnitarzy w drogich kortach.Ze wszystkichluói pęóących on jeden jest niewzruszony jako latarnia nad gÅ‚owÄ…, jak cegÅ‚y w Å›cianÄ™wmurowane, jak kamienie, jak szkÅ‚o wprawione uwiÄ™ziony jak żelazo i beton.Tam i sam ióie i powraca, podobny do wahadÅ‚a, które uciekajÄ…cy piasek luói wedwie strony rozóiela.Mechanicznym rÄ™ki skinieniem rozóiela trzeszczÄ…cÄ… i burzliwÄ…rzekÄ™ rzeczy w tÄ™ lub w tÄ™ stronÄ™.Czasami popęóa życie.Oto tam daje skinienie poÅ›pie-chu znęóniaÅ‚emu %7Å‚yóinie, który pcha wózek rÄ™czny, peÅ‚en jakiegoÅ› srogiego ciężaru.Dyszel walczy z jego bezsilnymi rÄ™kami, wb3a siÄ™ w dekÄ™ piersi, celuje nawet we wsty-dliwe części ciaÅ‚a, ażeby je broÅ„ Boże! uszkoóić.Jakże to wielki ciężar być musi,skoro go popchnąć tak trudno! Kółka wpadajÄ… w wyboje drewnianego bruku i siÅ‚a jednejpary rÄ…k chudych, jednej deki piersiowej i jednego brzuszyny nie może ich stamtÄ…d wy-dobyć, pchnąć, potoczyć.Dyszel jest to wróg osobisty, kat, napastnik i oprawca.Czynie lepiej by byÅ‚o ciÄ…gnąć ten wóz na wzór konia, niż go po luóku popychać? Uroczaczapeczka z maÅ‚ym daszkiem zamaskowana jarmuÅ‚ka niezbyt dÅ‚ugi surdut do kolan zamaskowany chaÅ‚at nie baróo ciepÅ‚y na tak wilgotnÄ… porÄ™, zanadto ciepÅ‚y na pra-cÄ™ tak intensywnÄ….TroszkÄ™ zanadto zachlapane spodnie brr! zachlapane żydowskiespodnie! Nieco zanadto przemoczone skarpetki brr! przemoczone żydowskie skar-petki! Wykrzywione napiÄ™tki misternych kamaszków Å›lizgajÄ… siÄ™ z wyboju do wyboju,chude nogi plÄ…czÄ… siÄ™ w portkach przegniÅ‚ych, oblepionych wszystkimi kaÅ‚ami ulicy.Ach, jakże bolesne spojrzenie obracajÄ… na pana posterunkowego te żyjÄ…ce zwÅ‚oki czÅ‚o-wiecze! Pot leje siÄ™ strugÄ… po twarzy zielonej.Cera tej twarzy, zaprawdÄ™, nie pasuje do tejwrzÄ…cej, wielkomiejskiej ulicy, do ulicy kipiÄ…cej od siÅ‚y żywota lecz pasuje do rozko-szy spoczynku pod glinÄ… żółtawÄ… i pod darniÄ… zielonÄ….I cóż tak naówyczajnie tkliwego?t t ² o o óiÅ› popr.: Å‚omocze.t t ³ze d o narzęóie do tortury przyżegania.t t t io drobnoziarnisty piaskowiec, dajÄ…cy siÄ™ Å‚atwo obrabiać.t t u n wor i w nuworyszów (tj.nowobogackich).PrzedwioÅ›nie 142Zapalenie pÅ‚uc włóknikowe i wyżej wzmiankowane suchoty, na które umiera co rokudwaóieÅ›cia pięć tysiÄ™cy pogÅ‚owia.Jeden z dwuóiestu piÄ™ciu tysiÄ™cy przewalaj! No! sÅ‚ychać wreszcie gÅ‚os rozkazu.Czyż to pan posterunkowy rozmyÅ›la w sercu swym tej minuty: Czemuż, bracie, popychasz ten ciężar nad siÅ‚y? Czemuż niszczysz ostatnie bicie sercadzwiganiem tego nadmiernego cuóego ciężaru? Ażeby, bracie, kÄ™s chleba umiamlać żuchwami i przeÅ‚knąć Å‚yk wódki.Nie wyÅ‚amie siÄ™ obÅ‚Ä™d ze swego tajnego Å‚ożyska, żeby ująć zÅ‚y dyszel i popchnąć po-spoÅ‚u z tragarzem ten ciężar nad siÅ‚y. Pięć kroków w jednym kierunku: raz dwa trzy cztery pięć.Pięćkroków w przeciwnym kierunku: raz dwa trzy cztery&Bieda, Bogactwo, òiecko,Nie wzruszÄ… go mali zÅ‚oóieje wÄ™glowi, wybiegajÄ…cy z zauÅ‚ków, z zakamarków, z nor,Pozycja spoÅ‚eczna, Ptak,ze szczelin jak szczury.Gdy wielki wóz z wÄ™glem zajeżdża, aby zaopatrzyć pana w so-WÅ‚aóa, ZÅ‚oóiejlidnie malowanej kamienicy w ciepÅ‚o doskonaÅ‚e na te dni srogiej zimy gdy ogromni,czarni luóie z czarnymi workami na gÅ‚owach miotać pocznÄ… wielkie bryÅ‚y w ohydneokno piwnicy gdy konie dymiÄ…, luóie stÄ™kajÄ… i klnÄ…, a mokry, czarny miaÅ‚ opada kuzgryzocie przechodniów na oÅ›lizgÅ‚e chodniki zjawiajÄ… siÄ™, jakby ich ziemia przemarz-niÄ™ta wydaliÅ‚a ze szczelin mięóy grudÄ…, jakby ich wiatr północny wywiaÅ‚ spomięóy zaspÅ›niegu.WykwitajÄ… z niczego i znikÄ…d, jako drzewka mrozu na szybie ciepÅ‚ego paÅ„skiegomieszkania.Każdy z nich ma w rÄ™ku koszyczek wiklowy albo torbÄ™ u pasa, zeszytÄ… z bry-tówt t v zgrzebnych, ocalaÅ‚ych z jakowychÅ› fartuchów roboczych.Każdy ma w rÄ™ku mioteÅ‚-kÄ™, zwitek brzozy, uszczkniÄ™ty kÄ™dyÅ› sposobem kraóionym z solidnych mioteÅ‚ stróżow-skich, może niecnotliwie pozbieranych za oczami wÅ‚aÅ›ciciela w sklepie mioteÅ‚.Szybciejniż stada wróbli spadajÄ…cych na żer rozsypany, ruchy prÄ™dkimi jako mgnienie oka, po-drygi, skoki i obroty nagÅ‚ymi, w prysiudy i okrakiem chÅ‚opcy zmiatajÄ… pyÅ‚ rozpryÅ›niÄ™tyz gzemsów betonu na chodniku, z bÅ‚otnistych garbów i óiur jezdni.ChwytajÄ… palca-mi kosteczki najmniejsze, okruszyny od zÅ‚omów odbite, bryÅ‚ki minimalne.WygrzebujÄ…czerwonymi rÄ™kami miaÅ‚ pÅ‚ynÄ…cy pospoÅ‚u z gÄ™stÄ… treÅ›ciÄ… rynsztoka.Wprawnymi rucha-mi, chybkimi podrzuty chowajÄ… miazgÄ™ uzgarnianÄ… do torb i koszyków.Wszystko tozwinnie, szybko, w lot, w skok, w mig, nim pan posterunkowy zawróci, nim spojrzy,nim dostrzeże, nim skoczy, aby bronić wÅ‚asnoÅ›ci każdego, kto posiada pieniąóe.WtedyrozpierzchajÄ… siÄ™ jako szpaki, chyÅ‚kiem, mięóy automobilami mknÄ… jak myszy, wyrywa-jÄ… ni to rÄ…cze szczeniÄ™ta, wiejÄ… na wsze strony jako wiater, znikajÄ… jako mary, wsiÄ…kajÄ…w ziemiÄ™ na wzór deszczu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]