[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z jego ust wydobył się nieludzki skowyt bólu.Pistoletpoleciał w drugi koniec mostka.Zaczął się czołgać w jego stronę, ale w połowie drogi straciłprzytomność.- Rachel!- Tak, sir? - Jej hologram natychmiast pojawił się przed kapitanem.- Załaduj naszego doktorka do Kermita i lećcie na okręt flagowy.Znajdziecie tamna mostku młodego chorążego.Opatrzcie go, wsadzcie do czynnego wahadłowca iwprowadzcie koordynaty bazy na Chambon V.- Tak jest.Cole odwrócił się do obecnych na mostku.- Dobrze.Zajmijmy się teraz naszymi ludzmi i naprawą zniszczeń.Koniec zestrzelaniem.Na jakiś czas, dodał w myślach.ROZDZIAA TRZYDZIESTY DRUGIMinął tydzień.Ciała poległych - wszystkie te, które przetrwały w dobrym stanie i dały sięzidentyfikować zostały pochowane na Durstanie IV, najbliższej planecie tlenowej.Książę ogłosił, że będzie stawiał gorzałkę wszystkim, którzy brali udział w bitwie, i toprzez siedem kolejnych dni, ale zrezygnował z tego pomysłu, gdy przed jego kasynem zebrałsię tłum jedenastu tysięcy ludzi i kosmitów twierdzących, że znajdowali się na pokładachwalczących jednostek.Cole zwołał kolejną naradę na pokładzie Teddy ego R. , tym razem wzięli w niejudział nie tylko oficerowie, ale i pozostali członkowie załogi.Christine transmitowała obraz idzwięk do każdego po mieszczenia na okręcie.- Zwięty Paweł doznał swojego objawienia w Tarsie - zaczął Cole - ja doznałemswojego tutaj, niespełna tydzień temu, gdy ujrzałem na pokładzie okrętu flagowego młodegochłopaka, który do końca odmawiał złożenia broni.Wiedział, że bitwa została przegrana i żereszta jego załogi już nie żyje, mógł się też domyślać, że cała reszta floty liczącej trzystaokrętów została unicestwiona.Został poważnie ranny wiele godzin wcześniej, a mimo to niechciał oddać okrętu w ręce kogoś, kogo przedstawiono mu jako śmiertelnego wroga.-przerwał na moment.- Zacząłem podziwiać postawę tego młodzieńca.Nie wiedział, cowydarzyło się na Braccio II.Nie miał pojęcia o żadnej ze zbrodni popełnionych przez flotę.Jeśli atakował jakiś świat, to tylko dlatego, że dowódcy wmówili mu, iż robi to w słusznejsprawie.Jestem pewien, że admiralicja poinformowała załogi tych okrętów, jakoby celem ichmisji było pomszczenie załóg poległych w serii zdradzieckich ataków.Gdy spojrzałem natego młodego człowieka, zdałem sobie sprawę, że on nie był naszym wrogiem.Robił to samoco my przez lata naszej służby.Wykonywał rozkazy, ponieważ wierzył w ich słuszność.-Spojrzał na Jacovica, Christine, Wal, a potem na pozostałych członków załogi tłoczących sięna mostku.- A skoro ten chłopak nie był naszym wrogiem, flota też nie może nim być.-Zauważył zdziwione spojrzenia, gdy wypowiedział te słowa.- Flota jest narzędziem w rękuprawdziwego wroga.Sądzę, że wszyscy wiecie, o kim mowa.To Republika jest naszymwrogiem.Nie kierowałem mojego ultimatum do floty, tylko do rządu.Ale to nic nie dało.Teokręty przybyły tu, by ukarać nas za bezczelność, i chociaż tym razem udało nam sięzwyciężyć, nie odpuszczą.Wrócą tutaj i o tym chciałem z wami pomówić.Możemy bronićsię na tych pozycjach, ponosząc kolejne straty, aż za którymś razem poniesiemy ostatecznąklęskę, albo możemy przenieść walkę na ich teren.- Do Republiki? - zapytał Pampas.- Na Delurosa VIII - odparł Cole.- No wreszcie! - ryknęła Wal.- Najwyższy czas!- Wiem, że Walkiria poczuje się tym zawiedziona, ale nie planuję frontalnego ataku nastolicę - ciągnął Cole.- Jak niby moglibyśmy to zrobić? Wezwałem was do przeciwstawieniasię najpotężniejszej sile w historii galaktyki.Nawet komputery Christine nie są w stanieobliczyć naszych szans w tej walce.Dlatego daję każdemu z was standardowy dzień naspakowanie się i przeniesienie na stację.- Rozmawiał pan już o tym z Ośmiornicą? - zapytała Rachel.- Jest z nami.Podobnie jak ludzie Lafferty ego.Nie polecimy tam w pojedynkę.Zorganizujemy się tutaj, na Wewnętrznej Granicy, potem zaczniemy gromadzić buntownikówz Republiki.- Z Republiki? - powtórzył któryś z członków załogi.- Z Republiki - potwierdził raz jeszcze Cole.- Czekał na kolejne pytania ze stronyoniemiałej załogi, ale to było ostatnie.- Dobrze - powiedział po chwili.- Zamykam naradę.Macie standardową dobę na podjęcie decyzji.Ludzie zaczęli się rozchodzić, a on zjechał do mesy, aby napić się kawy.Tamprzyłączyła się do niego Sharon.- Wybierasz same grube cele, to muszę ci przyznać - stwierdziła.- Ten cel sam się wybrał - odparł.- Służyłem mu lojalnie niemal przez całe życie.-Skrzywił się.- Czuję się teraz jak skończony idiota.- Zobaczymy, czy poczujesz się lepiej, stając przeciw trzem milionom okrętówwojennych.Cole roześmiał się.- Trzy tysiące, trzy miliony, przy naszych siłach liczebność nie ma najmniejszegoznaczenia.- O tym właśnie mówię - odparła, również się uśmiechając, a potem naglespoważniała.- Naprawdę uważasz, że mamy jakieś szanse?- Zawsze jest jakaś szansa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]