[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niepokoiła się o Thomasa, o to, jaki to wszystko będziemiało wpływ na jego życie.W tym jednak momencie dotarło do niej, że wtej sieci szamocze się niejeden, ale dwóch ludzi.Kimkolwiek był ten człowiek, nie zasługiwał na to! Może wcale niechciał być Cavendishem, mimo ich bogactwa i znaczenia? Większośćludzi, co prawda, marzyłaby o tym, ale on powinien mieć prawo wyboru.Każdy na to zasługiwał.Zmusiła się, by spojrzeć rozbójnikowi prosto w twarz.Unikała jegowzroku jak mogła, ale to tchórzostwo napełniło ją nagle niesmakiem.Poczuł widocznie na sobie jej spojrzenie, bo odwrócił się raptownie.Ciemne włosy opadły mu na czoło, a oczy w niezwykłym odcieniu zielenistały się takie ciepłe.- Naprawdę bardziej mi się pani podoba - szepnął, ona zaś pomyślała- a może tylko się łudziła - że dostrzega odrobinę szacunku w jegospojrzeniu?I nagle, w mgnieniu oka, ulotna chwila dobiegła końca.Na jegoustach pojawił się butny uśmieszek.Wypuścił z płuc powstrzymywanepowietrze, nim oznajmił:- To miał być komplement!Już chciała mu podziękować, choć zabrzmiałoby to śmiesznie, ale onwzruszył ramionami.a raczej tylko jednym ramieniem, jakby niewiele goto obchodziło, i dodał:75RS- Oczywiście, jedyną osobą, która jeszcze mniej przypadła mi dogustu niż obecna tu szacowna hrabina.- Księżna! - poprawiła go z wściekłością starsza dama.Przerwał wpół zdania, bezczelnie spojrzał na nią z góry, po czymznów zwrócił się do Grace.- Jak już mówiłem, jedyną osobą, która mniej mi się podoba od niej.- tu ruchem głowy wskazał księżnę, nie zaszczycając jej nawetspojrzeniem -.jest ten przeklęty Napoleonek we własnej osobie.Wobec tego mój komplement niewiele znaczy, ale ofiarowałem go pani wnajlepszej wierze.Grace usiłowała powstrzymać się od uśmiechu; rozbójnik jednakciągle na nią spoglądał, jakby oboje bawili się zrozumiałym tylko dla nichżartem.Wiedziała, że to coraz bardziej złości księżnę.Jedno spojrzenie wjej stronę potwierdziło ten domysł: starsza dama była jeszcze bardziejsztywna i ponura niż zwykle.Grace odwróciła się znowu do mężczyzny, wiedziona przedewszystkim instynktem samozachowawczym.Księżna wyglądała tak, jakbylada chwila miała wybuchnąć.Jednakże Grace wiedziała, że starsza damajest zbyt opętana pragnieniem odzyskania zaginionego wnuka, by miaławyładowywać na nim swój gniew.- Jak pan się nazywa? - zagadnęła go Grace, gdyż to pytaniewydawało się jej najbardziej sensowne.- Jak się nazywam? Grace skinęła głową.Odwrócił się do księżny z miną wyrażającą szczere oburzenie.76RS- Aż dziw, że pani dotąd mnie o to nie spytała! - Pokręcił głową zubolewaniem.- Co za maniery! Wszyscy porywacze powinni znaćnazwiska swoich ofiar!- Wcale cię nie porwałam! - zaprotestowała z oburzeniem księżna.Nastąpiła chwila niezręcznej ciszy, po czym rozbójnik odezwał się zsarkazmem:- W takim razie nie pojmuję, co znaczą te więzy?Grace spojrzała z pewnym niepokojem na swoją towarzyszkę.Nigdynie mogła znieść ironii.oprócz własnej.Nigdy też nie dopuszczała dotego, by ktoś miał ostatnie słowo.Nic więc dziwnego, że gdy sięodezwała, mówiła sztywno i dobitnie.- Zamierzam przywrócić ci należne miejsce w świecie.- Ach tak.- mruknął, jakby z namysłem.- A więc jesteśmy zgodni! - odparła żywo księżna.- Pozostaje jużtylko.- Odzyskać należne mi miejsce? - przerwał jej.- Właśnie!- I zmusić świat, by je uznał?Grace wstrzymała oddech.Nie mogła oderwać wzroku odmężczyzny, gdy odparł:- Co za pycha! Wprost niewiarygodne.Jego głos był cichy, jakby zadumany, ale ciął jak brzytwa.Księżnaodwróciła się nagle w stronę okna.Grace wpatrywała się w nią badawczo,pragnąc dostrzec na jej twarzy jakieś ludzkie uczucia.Starsza damapozostała jednak sztywna i niewzruszona, a w jej głosie nie było ani cieniaemocji, gdy obwieściła:77RS- Jesteśmy już prawie w domu.Skręcali właśnie na podjazd.- Istotnie, dojeżdżamy do pani domu - odparł Jack, wyglądając przezokno.- Ty też niebawem uznasz Belgrave za swój dom - oświadczyłaksiężna.Ton jej głosu był władczy, zmuszający do posłuchu, a przedewszystkim nieznoszący sprzeciwu.Nie odezwał się.Nie musiał.Wszyscy i tak wiedzieli, co w tej chwilimyśli.Nigdy w życiu!78RS5Zliczny domek! - oświadczył Jack, gdy wprowadzono go - z rękomanadal skrępowanymi - imponującym głównym wejściem do wnętrzaBelgrave Castle.- Sama go pani urządzała? Od razu widać kobiecą rękę!Panna Eversleigh szła na końcu, ale Jack wyraznie słyszał, jak siękrztusiła ze śmiechu.- Niechże się pani tak nie męczy, panno Eversleigh! - zawołał do niejprzez ramię.- To szkodliwe dla zdrowia!- Tędy! - rozkazała księżna.- Mogę jej zaufać, panno Eversleigh?Mądrze nie odpowiedziała.On jednak był zbyt wściekły, bykierować się zdrowym rozsądkiem; posunął się więc jeszcze dalej wswojej bezczelności.- Hop, hop! Panno Eversleigh! Słyszy mnie pani?- Oczywiście że cię słyszy - burknęła ze złością księżna.Jack zatrzymał się i, przechylając głowę na bok, przyjrzał się starszejdamie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]