[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pani Wąsowska to przede wszystkim piękna samica, ale onanie.Czy nie tak samo mówił baron o swojej pannie Ewelinie?."Lampa gasła.Wokulski zdmuchnął ją i rzucił się na łóżko.Przez dwa następne dnie padał deszcz i goście zasławscy nie opuszczali pałacu.Ochockiwziął się do książek i prawie nie pokazywał się, panna Ewelina chorowała na migrenę, pannyIzabela i Felicja czytały francuskie ilustracje, a reszta towarzystwa, pod przewodnictwemprezesowej, zasiadła do wista.___________________________________________________________________________Pobrano z http://www.ebook.zap.only.pl Strona 303eBook Elektroniczna KsięgarniaPrzy tej okazji Wokulski spostrzegł, że pani Wąsowska zamiast kokietować go, do czegociągle nastręczała się sposobność, zachowuje się bardzo obojętnie.Uderzyło go zaś, że gdyStarski chciał ją raz pocałować w rękę, wyrwała ją i obrażona zapowiedziała mu, ażeby nigdynie ważył się tego robić.Gniew jej był tak szczery, że sam Starski zdziwił się i zmieszał, abaron, choć mu nie szła karta, był w doskonałym humorze.- Czy i mnie nie pozwoli pani ucałować swej rączki?.- rzekł baron w jakiś czas po owymwypadku.- Panu owszem - odparła podając mu rękę.Baron ucałował ją jak relikwię spoglądając ztriumfem na Wokulskiego, który pomyślał, że jego utytułowany przyjaciel może nie mapowodu do zbyt wielkiej uciechy,.Starski z takim zajęciem patrzył w karty, że zdawał się nieuważać na to, co zaszło.Na trzeci dzień wypogodziło się, a na czwarty było już tak pięknie i sucho, że panna Felicjazaproponowała spacer na rydze.Prezesowa tego dnia kazała podać wcześniej drugie śniadanie, a pózniej obiad.Około wpół dopierwszej przed pałac zajechał brek i pani Wąsowska dała hasło do wsiadania.- Zpieszymy się, bo szkoda czasu.Gdzie twój szal, Ewelinko?.Służące niech siądą dobryczki i zabiorą kosze.A teraz - dodała, przelotnie spojrzawszy na Wokulskiego - każdy zpanów wybierze sobie damę.Panna Felicja chciała protestować, ale w tej chwili baron podskoczył do panny Eweliny, aStarski do pani Wąsowskiej, która przygryzając usta rzekła:- Myślałam, że już mnie pan nigdy nie wybierze.I posłała Wokulskiemu piorunującewejrzenie.- To my, kuzynko, będziemy trzymać się razem - odezwał się Ochocki do panny Izabeli.- Alew takim razie musi pani siąść przy kozle, bo ja powożę.- Pani Wąsowska nie pozwala, bo pan wywróci! - zawołała panna Felicja, której losprzeznaczył Wokulskiego.- Owszem, niech powozi, niech wywraca.- rzekła pani Wąsowska.- Jestem dziś w takimusposobieniu, że zgadzam się na łamanie nam nóg.Biedny ten rydz, który dostanie się wmoje ręce!.- Jestem pierwszy z nich - odezwał się Starski - jeżeli chodzi o zjedzenie.- Owszem, jeżeli zgodzisz się pan na poprzednie ucięcie głowy - odpowiedziała paniWąsowska.- Już jej dawno nie mam.- Nie dawniej, aniżeli ja to spostrzegłam.ale siadajmy i jedzmy.ROZDZIAA SMY:LASY, RUINY I CZARYRuszyli.Baron, jak zwykle, szeptał z narzeczoną, Starski w gwałtowny sposób umizgał się dopani Wąsowskiej, która ku zdumieniu Wokulskiego przyjmowała to dość życzliwie, aOchocki powoził czwórką.Tym razem jednak jego furmański entuzjazm hamowałosąsiedztwo panny Izabeli, do której odwracał się co chwilę."Wesoły ptaszek z tego Ochockiego! - myślał Wokulski.-Do mnie mówi, że argumentacjapanny Izabeli wylewa mu się uszami, a teraz z nią tylko rozmawia.Oczywiście, chciał mniedo niej zrazić."I wpadł w bardzo posępny humor, był już bowiem pewny, że Ochocki kocha się w pannieIzabeli i że z takim współkonkurentem prawie nie ma walki."Młody, piękny, zdolny.- mówił w sobie.- Nie miałaby chyba oczu albo rozumu, gdybywybierając między nim i mną nie oddała jemu pierwszeństwa.Lecz nawet i w tym razie___________________________________________________________________________Pobrano z http://www.ebook.zap.only.pl Strona 304eBook Elektroniczna Księgarniamusiałbym przyznać, że ma szlachetną naturę, jeżeli gustuje w Ochockim, nie w Starskim.Biedny baron, a jeszcze biedniejsza jego narzeczona, która tak widocznie durzy się wStarskim.Trzeba mieć bardzo pustą głowę i serce."Przyglądał się jesiennemu słońcu, szarym ścierniskom i pługom z wolna orzącym ugory ipełen głębokiego smutku w duszy, wyobrażał sobie chwilę, w której już zupełnie stracinadzieję i ustąpi miejsca przy pannie Izabeli Ochockiemu."Cóż robić?.Cóż robić, jeżeli go wybrała.Moje nieszczęście, żem ją poznał."Wjechali na wzgórze, gdzie roztoczył się przed nimi rozległy horyzont, obejmujący kilkawiosek, lasy, rzekę i miasteczko z kościołem.Brek chwiał się w obie strony.- Pyszny widok! - zawołała pani Wąsowska.- Jak z balonu, którym kieruje pan Ochocki - dodał Starski trzymając się poręczy.- Pan jezdził balonem? - zapytała panna Felicja.- Balonem pana Ochockiego?.:.- Nie, prawdziwym.- Niestety! nie jezdziłem żadnym - westchnął Starski - ale w tej chwili wyobrażam sobie, żejadę bardzo lichym.- Pan Wokulski pewnie jezdził - rzekła tonem głębokiego przekonania panna Felicja.- Ależ, Felu, o co ty niedługo zaczniesz posądzać pana Wokulskiego! - zgromiła ją paniWąsowska.- Istotnie jezdziłem.- odparł zdziwiony Wokulski.- Jezdził pan?.ach, jak to dobrze! - zawołała panna Felicja.- Niech nam pan opowie.- Jezdził pan?.- odezwał się z kozła Ochocki.- Hola!.Niech pan zaczeka z opowiadaniem,zaraz tam przyjdę.Rzucił lejce furmanowi, choć zjeżdżali z góry, zeskoczył z kozła i pochwili siadł w breku naprzeciw Wokulskiego.- Jezdził pan?.- powtórzył.- Gdzie?.Kiedy?.- W Paryżu, ale tym uwięzionym balonem.Pół wiorsty w górę, prawie żadna podróż - odparłnieco zmieszany Wokulski.- Niech pan mówi.To musi być olbrzymi widok?.Jakich uczuć doznawał pan?.- mówiłOchocki.Był dziwnie zmieniony: oczy rozszerzyły mu się, na twarz wystąpił rumieniec.Patrząc na niego trudno było wątpić, że w tej chwili zapomniał o pannie Izabeli.- To musi być szalona przyjemność.Mów pan.- pytał natarczywie, schwyciwszyWokulskiego za kolano.- Widok jest istotnie wspaniały - odpowiedział Wokulski - ponieważ horyzont makilkadziesiąt wiorst w promieniu, a cały Paryż i jego okolice wyglądają jak na wypukłejmapie.Ale podróż nie jest miła; może tylko pierwszy raz.- Jakież wrażenie?.- Dziwaczne.Człowiek myśli, że sam pojedzie w górę; nagle widzi, że nie on jedzie, aleziemia szybko zapada mu się pod nogami.Jest to zawód tak niespodziany i przykry, że.chciałoby się wyskoczyć.- Cóż więcej?.- nalegał Ochocki.- Drugim dziwowiskiem jest horyzont, który ciągle widać na wysokości wzroku.Skutkiemtego ziemia wydaje się wklęsłą jak ogromny, głęboki talerz.- A ludzie?.domy?.- Domy wyglądają jak pudełka, tramwaje jak duże muchy, a ludzie jakczarne krople, które szybko biegną w różnych kierunkach, ciągnąc za sobą długie cienie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]