[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko dziaÅ‚o siÄ™ zbyt szybko.ZjeżdżaÅ‚a na saneczkach po zboczu, którego koÅ„ca nie byÅ‚o widać.PonieważbrakowaÅ‚o jej tchu i argumentów, odwróciÅ‚a wzrok i skupiÅ‚a siÄ™ na drzewachkwitnÄ…cych wzdÅ‚uż alei w Lasku, na mocnych pniach i dÅ‚ugich gaÅ‚Ä™ziachporoÅ›niÄ™tych mÅ‚odymi jasnozielonymi listkami i pÄ…kami, które lada chwila miaÅ‚ysiÄ™ rozwinąć, pochylajÄ…cych siÄ™ ku niej i rysujÄ…cych kwiecistÄ… bramÄ™, przez którÄ…przebijaÅ‚o wieczorne Å›wiatÅ‚o, znaczÄ…c bielÄ… każdÄ… gaÅ‚Ä…z, każdy liść, każdymiÄ™ciutki pÄ…czek.OdnalazÅ‚a spokój w powolnym koÅ‚ysaniu siÄ™ gaÅ‚Ä™zi i podczasgdy Zoé pÅ‚akaÅ‚a cichutko, zatykajÄ…c sobie rÄ™kami uszy, z zamkniÄ™tymi oczami ipomarszczonym noskiem, przekrÄ™ciÅ‚a kluczyk w stacyjce i ruszyÅ‚a, modlÄ…c siÄ™,aby nie pomylić drogi i aby alejka, którÄ… wybraÅ‚a, prowadziÅ‚a do Porte de la Muette.Potem trzeba bÄ™dzie tylko zaparkować.A to już inna para kaloszy -pomyÅ›laÅ‚a wzdychajÄ…c.Rodzinna kolacja upÅ‚ywaÅ‚a tego wieczoru bez kłótni.Carmen czuwaÅ‚a nad podawaniem potraw we wÅ‚aÅ›ciwej kolejnoÅ›ci, a mÅ‚odadziewczyna, zatrudniona dodatkowo na ten wieczór, okazaÅ‚a siÄ™ bardzogramotna.Iris w dÅ‚ugiej biaÅ‚ej koszuli i spodniach z lnu w kolorze lawendy przezwiÄ™kszość czasu milczaÅ‚a i wÅ‚Ä…czaÅ‚a siÄ™ jedynie, gdy rozmowa zamieraÅ‚a, cozdarzaÅ‚o siÄ™ dosyć czÄ™sto, bo nikt nie wydawaÅ‚ siÄ™ bardzo gadatliwy.W jejpostawie byÅ‚o coÅ› wymuszonego, jakby byÅ‚a nieobecna duchem, mimo żezwykle podejmowaÅ‚a goÅ›ci z dużą swobodÄ… i wdziÄ™kiem.Upięła wysoko dÅ‚ugieczarne wÅ‚osy, które ciężkimi poÅ‚yskliwymi falami opadaÅ‚y jej na ramiona.Co za wspaniale wÅ‚osy! - myÅ›laÅ‚a Carmen, gdy czuÅ‚a ich gÄ™ste splotyprzepÅ‚ywajÄ…ce miÄ™dzy palcami.Nieraz Iris pozwalaÅ‚a jej szczotkować wÅ‚osy ilubiÅ‚a dzwiÄ™k, niby suchy trzask, który wtedy wydawaÅ‚y.Iris spÄ™dziÅ‚apopoÅ‚udnie zamkniÄ™ta w gabinecie, bez jednego telefonu.Carmen obserwowaÅ‚adiody centralki telefonicznej umieszczonej w kuchni.Nie zaÅ›wieciÅ‚a siÄ™ żadnalampka.Co też mogÅ‚a robić sama w pokoju? ZdarzaÅ‚o siÄ™ jej to coraz częściej.Przedtem gdy wracaÅ‚a obÅ‚adowana pakunkami, krzyczaÅ‚a:  Carmencita!Przygotuj mi ciepÅ‚Ä… kÄ…piel! Szybko! Szybko! Wychodzimy dziÅ› wieczór!".RzucaÅ‚a paczki, biegÅ‚a do pokoju syna, żeby go pocaÅ‚ować, pytaÅ‚a gÅ‚oÅ›no:  Jakci minÄ…Å‚ dzieÅ„, Alexandrze? Opowiedz mi, kochanie, opowiedz! DostaÅ‚eÅ› dobreoceny?", podczas gdy w Å‚azience Carmen napuszczaÅ‚a wody do dużej wannywyÅ‚ożonej niebiesko-zielonÄ… mozaikÄ…, dodajÄ…c olejku z tymianku, szaÅ‚wii irozmarynu.SprawdzaÅ‚a temperaturÄ™, zanurzajÄ…c Å‚okieć w wodzie, dodawaÅ‚aodrobinÄ™ zapachowej soli kÄ…pielowej Guerlaina, a gdy wszystko byÅ‚o gotowe,zapalaÅ‚a maÅ‚e Å›wieczki i wolaÅ‚a Iris, która wchodziÅ‚a do ciepÅ‚ej pachnÄ…cej wody.Iris czasami pozwalaÅ‚a jej asystować przy kÄ…pieli, Å›cierać naskórek z piÄ™t,masować duże palce u nóg olejkiem z róży muszkatoÅ‚owej.Mocne palce CarmenobejmowaÅ‚y kostki, Å‚ydki i stopy, gniotÅ‚y, szczypaÅ‚y, uciskaÅ‚y, a nastÄ™pnieumiejÄ™tnie puszczaÅ‚y, budzÄ…c uczucie rozkoszy.Iris rozluzniaÅ‚a siÄ™ i opowiadaÅ‚ao minionym dniu, przyjaciółkach, obrazie dostrzeżonym w jakiejÅ› galerii, obluzce, której koÅ‚nierzyk jej siÄ™ spodobaÅ‚:  Rozumiesz, Carmen, nie do koÅ„cazÅ‚amany, tylko prosty i opadajÄ…cy na boki, jakby podtrzymywaÅ‚y go dwaniewidoczne fiszbiny.", o czekoladowym makaroniku, który ugryzÅ‚a koÅ„camizÄ™bów,  tym sposobem tak naprawdÄ™ go nie jem, a wiÄ™c nie utyjÄ™!", o zdaniuusÅ‚yszanym na ulicy lub o staruszce, która wyciÄ…gaÅ‚a rÄ™kÄ™ na chodniku i tak jÄ…przestraszyÅ‚a, że sypnęła drobne do maÅ‚ej, biaÅ‚ej jak pergamin, pooranejzmarszczkami dÅ‚oni. Och, Carmen, tak siÄ™ przestraszyÅ‚am, że pewnego dnia skoÅ„czÄ™ jak ona.Nie mam nic.Wszystko należy do Philippe'a.Co wÅ‚aÅ›ciwie jestmojÄ… wÅ‚asnoÅ›ciÄ…, zapisanÄ… na moje nazwisko?" A Carmen, pocierajÄ…c duże palceu nóg i gÅ‚adzÄ…c miÄ™kkie spody dÅ‚ugich, wÄ…skich, piÄ™knie uksztaÅ‚towanych stóp,wzdychaÅ‚a:  Nigdy, moja piÄ™kna, nigdy nie skoÅ„czy pani tak jak ta starapomarszczona kobieta.Póki bÄ™dÄ™ żyÅ‚a! BÄ™dÄ™ sprzÄ…tać u ludzi, góry poruszÄ™, alenigdy nie zostawiÄ™ pani na pastwÄ™ losu! - Powtórz mi to jeszcze raz, Carmen,powtórz mi to!".I wyciÄ…gaÅ‚a siÄ™ swobodnie, zamykaÅ‚a oczy i drzemaÅ‚a, opierajÄ…cgÅ‚owÄ™ na zwiniÄ™tym rÄ™czniku, który Carmen pospiesznie podkÅ‚adaÅ‚a jej podkark.Tego wieczoru nie byÅ‚o rytualnej kÄ…pieli.Tego wieczoru Iris wzięła bardzo szybki prysznic.Carmen uznawaÅ‚a doskonaÅ‚e przygotowanie każdego posiÅ‚ku za swój punkthonoru.ZwÅ‚aszcza jeżeli na kolacjÄ™ przychodziÅ‚a HenriettÄ™ Grobz.- Ach! Ta to dopiero.- wzdychaÅ‚a Carmen, obserwujÄ…c jÄ… przez uchylonedrzwi zaplecza, z którego nadzorowaÅ‚a przygotowania.- Co za maÅ‚pa!HenriettÄ™ Grobz siedziaÅ‚a na koÅ„cu stoÅ‚u, prosta i sztywna jak kamiennarzezba, z wÅ‚osami Å›ciÄ…gniÄ™tymi w polakierowany kok, z którego nie wymykaÅ‚ siÄ™najmniejszy kosmyk wÅ‚osów.Nawet Å›wiÄ™ci w koÅ›ciele pilnujÄ… siÄ™ mniej niż ona!- pomyÅ›laÅ‚a Carmen.ByÅ‚a ubrana w kostium z cienkiego płótna, którego każdafaÅ‚dka byÅ‚a wykrochmalona.Po jej prawej stronie usadzono Hortense, po lewejmaÅ‚Ä… Zoé, zwracaÅ‚a siÄ™ raz do jednej, a raz do drugiej, pochylajÄ…c gÅ‚owÄ™ niczymstara nauczycielka.Zoé miaÅ‚a pomazane policzki, zapuchniÄ™te powieki i zlepionerzÄ™sy.MusiaÅ‚a pÅ‚akać w samochodzie przed przyjazdem.Joséphine grzebaÅ‚awidelcem w talerzu.Jedynie Hortense paplaÅ‚a, wywoÅ‚ujÄ…c uÅ›miech na twarzyciotki i babci, prawiÄ…c komplementy Szefowi, który puszyÅ‚ siÄ™ z zadowolenia.- Zapewniam ciÄ™, że schudÅ‚eÅ›, Szefie.Kiedy wszedÅ‚eÅ› do pokoju,pomyÅ›laÅ‚am: ależ to przystojny facet! Jak odmÅ‚odniaÅ‚! Chyba że coÅ› w tymkierunku zrobiÅ‚eÅ›.Może maÅ‚y lifting?Szef wybuchnÄ…Å‚ Å›miechem i z zadowolenia przejechaÅ‚ rÄ™kÄ… po czaszce.- A dla kogo miaÅ‚bym to zrobić, Å›licznotko?- No, nie wiem.Na przykÅ‚ad żeby mi siÄ™ podobać.ByÅ‚oby mi przykro,gdybyÅ› zrobiÅ‚ siÄ™ stary i pomarszczony.ChcÄ™ mieć silnego dziadka, opalonegojak Tarzan.Ta smarkata umie rozmawiać z mężczyznami - pomyÅ›laÅ‚a Carmen.-Poczciwy stary Grobz pÄ™ka z dumy.Nawet czubek jego Å‚ysej czaszkipromienieje z zadowolenia.Jak zwykle na odchodnym sypnie jakÄ…Å› kasÄ….Zakażdym razem wsuwa jej banknot do rÄ™ki, gdy nikt nie widzi. Marcel, wprawiony w dobry nastrój po rozmowie z Hortense, obróciÅ‚ siÄ™ doPhilippe'a Dupina i wymieniaÅ‚ informacje na temat gieÅ‚dy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl