[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiem, że mnie nie lubisz.Wiem, jak bardzozależy ci na Marku.Ale, wierz mi, kocham go z całego serca.Naprawdę.- Kathleen, ja.- A on kocha mnie, Leslie - ciągnęła zdecydowanie Kathleen.- Wiem - odparła Leslie szczerze.Dowiedziała się tej nocy.Alboprzynajmniej dopuściła do siebie tę myśl.Widziała wyraz oczu Marka,gdy wymówiła imię Kathleen.Wtedy Kathleen zaczęła płakać.- O, Boże.Chciałabym, żeby rzucił medycynę.- Co? - Widocznie Mark jej powiedział i wcale się nie przejmowała.Dobrze.- Chciałabyś, żeby rzucił.- Tak.Oczywiście nigdy tego nie zrobi.Kocha tę pracę.Jest jej oddany.- Kathleen westchnęła.Czyli nie wiedziała.Może nie było już o czym wiedzieć.Może Markpogodził się sam ze sobą.Leslie pamiętała, na jak szczęśliwego i odprężonego wyglądał tego wieczora.Zanim.- Dlaczego chciałabyś, żeby rzucił medycynę? - zapytała Leslie.- Z samolubstwa.%7łeby był bezpieczny.%7łeby nie groziły mu choroby.Strzały.Co takiego jest w tym zawodzie, co każe wam ryzykować, żewas ktoś postrzeli? - zapytała.Leslie nie potrafiła jej odpowiedzieć.Mark nie był pierwszym lekarzem, którego postrzelono.To się zdarzało.Rozzłoszczeni pacjenci, rodziny, pacjenci domagający się narkotyków, pacjenci chorzy psychicznie.- Nie wiem, Kathleen - powiedziała Leslie.Potem zapytała z prawdziwym zaciekawieniem: - Nie zależy ci na tym, żeby Mark był lekarzem?- Nie! Mam gdzieś, czy jest kimś, czy nikim.Chcę tylko być z nim.-Kathleen uśmiechnęła się przez łzy, przypominając sobie przeszłość lubwyobrażając sobie szczęście w przyszłości.- Gdyby nie był lekarzem,spędzalibyśmy więcej czasu razem.Egoistka.Jestem egoistką.Ich rozmowę przerwało wejście Gwen, która oświadczyła, że operacja dobiega końca.Mark zostanie przewieziony na oddział intensywnejterapii za jakieś dwadzieścia minut.Leslie i Kathleen przemknęły obok dziennikarzy zgromadzonychprzed wejściem na oddział.Hal udzielał im informacji, obiecując wywiad z jednym z chirurgów, gdy tylko będzie mógł zostawić Marka.118W pokoju pielęgniarek na oddziale intensywnej terapii Leslie krótkoprzedstawiła Kathleen Edowi Moore'owi, który zapisywał pooperacyjne zalecenia dla Marka.- Na razie wszystko jest w porządku - powiedział Ed.- Ale wciążnie może krwawić.Nie ma żadnych rezerw.Podaliśmy mu dożylnie żelazo.%7łeby mógł wytwarzać, czy raczej odtwarzać, czerwone ciałka krwi.- Jesteś bohaterem, Ed!- Nie, ale wszyscy zrobiliśmy, co w naszej mocy.Do tej pory szczęście nam sprzyja.- Potem wziął ją za rękę.Skaleczenia wciąż nie byłyzabandażowane.Leslie nie miała czasu wrócić do izby przyjęć.Ed powiedział łagodnie: - Ty jesteś bohaterem, Leslie.Uratowałaś mu życie.- Nie - powiedziała Leslie, zakłopotana, że słyszy to Kathleen.- Tak.Oto dowód - powiedział, oglądając jej dłoń.- Za pół godziny, gdy go tu już ulokujemy, spotkasz się ze mną w izbie przyjęć.Te ranytrzeba opatrzyć.- Dobrze.Dzięki.Pielęgniarki nie chciały wpuścić Kahtleen do Marka.Nie była członkiem rodziny.Leslie szybko zainterweniowała.- Kathleen jest jego rodziną.On jej potrzebuje.Po prostu nie mająaktu ślubu i nie zrobili badań krwi - powiedziała.Jeszcze nie, pomyślała.- Byłabyś dobrym adwokatem, Leslie.Przekonującym - powiedziałapielęgniarka.Ale wpuściła Kathleen głównie z powodu Marka.Zrobiłaby wszystko, żeby mu pomóc.- Dziękuję - powiedziała cicho Kathleen, gdy szły w stronę pokojuMarka na oddziale intensywnej terapii.- Podaliśmy mu lekką narkozę.Nadal śpi, ale wkrótce powinien sięwybudzić - powiedział anestezjolog do Leslie.Leslie i Kathleen zatrzymały się w drzwiach pokoju Marka.W środku krzątały się pielęgniarki, ustawiając różne urządzenia medyczne, kroplówki, monitory, wentylatory.Mark leżał nieruchomo.Taki blady.Bardzo niski wskaznik hemato-krytowy tłumaczył bladość jego skóry.Była niebiesko-biała.Leslie nie weszła do środka, żeby nie przeszkadzać pielęgniarkom,które musiały skończyć swoją pracę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]