[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Connor pewnie jest zakochany, pomyślała Vanessa po chwili, idąc pustym jużkorytarzem.Tyle tylko że nie we mnie.A ja?To było właśnie najgorsze.Po tym, jak ją oszukał i zdradził, wciąż go kochała.13Minął tydzień od urodzin Bethy.Była sobota.Pierwsza samotna sobota Vanessy odkilku miesięcy.Ona i Connor zawsze się widywali w weekendy.Nawet jeśli któremuś z nichcoś wypadało, spotykali się choćby na krótko.Zdarzało się, że pracował przez całą sobotę,wtedy wpadał do niej tylko na chwilę, żeby dać kwiaty.Dwadzieścia dziewięć tulipanów, które wtedy przyniósł - a właściwie pozostałości ponich, bo większość płatków zwiędła i opadła - wciąż stało w wazonie.Poza pierwszą różą od Connora, którą ususzyła i schowała do szkatułki ze swoiminajcenniejszymi skarbami, wszystkie trzymała przez tydzień, dopóki nie dostała następnych.Badyle tulipanów nie wyglądały zbyt estetycznie, a co gorsza, łodygi i liście zaczynałygnić.Już dawno powinna była je wyrzucić, dotychczas jednak jakoś nie mogła się na tozdobyć.Postanowiła zrobić to teraz.Nie miała nic lepszego do roboty; czekało ją nudnepopołudnie i równie nieciekawy wieczór.Kiedy podniosła wazon, rozniósł się nieprzyjemny zapach.- Fuj! - Skrzywiła się z obrzydzeniem.Nie mogła, tak jak zamierzała, wyrzucić gnijących kwiatów do kosza w swoim pokojuani w łazience, zeszła więc z nimi na dół.- Czas najwyższy! - powiedziała matka, kiedy Vanessa, niosąc wazon wwyciągniętych rękach, tak by trzymać go jak najdalej od nosa, wkroczyła do kuchni.-Weszłam wczoraj do twojego pokoju i muszę ci powiedzieć, że nie pachniało tam najładniej -dodała.- Co robisz?! - zawołała przerażona, widząc, że córka idzie w stronę kosza.-Zasmrodzą nam całą kuchnię.- A co mam z tym zrobić?- Przecież mamy pojemnik z kompostem.Jeśli chodzi o ogród, Vanessa nie podzielała pasji rodziców.- W którym miejscu? - spytała.- No wiesz, wstydziłabyś się! Mogłabyś się zainteresować przynajmniej na tyle, żebyto wiedzieć.- Jest z tyłu za domem, przy skandynawskiej sośnie.Vanessa wiedziała, na co by się naraziła, przyznając się, że nie odróżnia sosny odinnych iglastych drzew, przemilczała więc ten fakt.Ogród był wprawdzie duży, ale nie aż tak,by nie znalazła w nim pojemnika z kompostem.- Narzuć coś na siebie! - zawołała za nią mama.- Przeziębisz się w samej koszulce.- Nic mi nie będzie.Przecież wychodzę tylko na chwilę.Z chwili zrobił się prawie kwadrans.Najpierw długo szukała pojemnika, a kiedywreszcie go znalazła i spojrzała na przegniłe, wydające przykry zapach rośliny, coś jąpowstrzymywało, żeby wrzucić tam tulipany.Były takie piękne, kiedy je dostała.Przypomniała sobie, jak się pomyliła w liczeniu ibrakowało jej jednego, jak Roxanne mówiła jej, jakiego to ma wspaniałego chłopaka.Ciekawe, co by o nim powiedziała teraz, gdyby o wszystkim się dowiedziała? -pomyślała z goryczą.Czy fakt, że Connor przynosił jej co tydzień kwiaty, uznawałaby wciąż za przejawromantyzmu, czy raczej próby mydlenia oczu swojej dziewczynie?Vanessa tak gwałtownie cisnęła tulipanami do pojemnika, że ochlapała się resztkąwody z wazonu.- Cholera! - zaklęła.- Teraz ja będę cuchnąć.Zanim odeszła, zerknęła jeszcze na wyrzucone badyle i przez myśl przemknęła jejmglista analogia.Kiedyś były piękne, pachnące świeżością, teraz są brzydkie, śmierdzące izgniłe.Czy nie to samo stało się z nią i Connorem.Kiedyś było między nimi coś pięknego -przynajmniej ona tak to czuła - a teraz.?- Czy ty oszalałaś?! - usłyszała za plecami głos matki, która zaniepokoiła się, że córkitak długo nie ma, i wyszła za nią do ogrodu.- Wracaj natychmiast do domu!- Ochlapałam się wodą z wazonu.- Vanessa pokazała palcem mokrą plamę na T -shircie, mając nadzieję, że w ten sposób odwróci uwagę mamy od innych mokrych śladów -na policzkach.14Upłynął prawie miesiąc od urodzin Bethy.Dla Vanessy był to najdłuższy miesiąc wjej życiu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]