[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodziłampo Kerrisdale, gdzie pojawiały się wypielęgnowane drzewa, a brzozybyły okolone trawą.Kamienice z odsłoniętym belkowaniem w styluTudorów, georgiańska symetria, fantastyczne budynki rodem z baśnio Królewnie Znieżce, kryte sztucznymi strzechami.Choć może strzechybyły prawdziwe, kto wie?Wszędzie tam, gdzie mieszkali ludzie, koło czwartej po południupojawiały się światła: najpierw zapalano je w domach, potem włączałysię latarnie i reflektory trolejbusów, często też na zachodzie, nadmorzem, rozstępowały się chmury i odsłaniały czerwone pasmazachodzącego słońca a w parku, przez który okrężną drogą szłam dodomu, liście zimowych krzewów lśniły w wilgotnym powietrzu lekkoróżowego zmierzchu.Ludzie wracali z zakupów, ci, którzy byli jeszczew pracy, myśleli o powrocie do domu, a ci, którzy w domu spędzili całydzień, wychodzili na krótki spacer, po którym ich cztery ścianywydawały im się milsze.Spotykałam kobiety z wózkami i marudzącymikilkulatkami i ani razu nie przeszło mi przez myśl, że niedługo będęjedną z nich.Mijałam starszych ludzi z psami i innych, poruszającychsię powoli albo siedzących w wózkach popychanych przez partnerówlub opiekunów.Raz spotkałam panią Gorrie, pchającą wózek z panemGorriem.Miała na sobie ponczo i beret z cienkiej fioletowej wełny(wiedziałam już wtedy, że przeważnie sama szyła sobie ubrania), a napoliczkach sporo różu.Pan Gorrie miał na głowie czapkę nasuniętąnisko na czoło, a na szyi gruby szalik.Pani Gorrie przywitała się ze mnąostrym tonem tak, jakbym stanowiła jej własność a jej mąż wcale.Nie wyglądał, jakby przejażdżka sprawiała mu przyjemność.Ale teżtwarze ludzi na wózkach rzadko wyrażają coś innego niż rezygnacja.Niektóre z tych osób sprawiają zaś wrażenie urażonych albo wręczrozjuszonych. Kiedy spotkaliśmy się wtedy w parku zagadnęła mnie paniGorrie nie wracałaś przypadkiem z poszukiwania pracy? Nie skłamałam.Instynkt mi podpowiadał, żeby wobec niejzawsze kłamać. To dobrze.Bo właśnie chciałam powiedzieć, że jeżeli się idzieszukać pracy, to wypada trochę się odstawić.Ale przecież na pewno towiesz. Tak. Nie rozumiem tego, jak dziś niektóre kobiety wychodzą z domu.Ja bym za nic w świecie nie wyszła na płaskim obcasie i bez makijażu,nawet gdybym szła tylko po zakupy na obiad.A co dopiero, gdybymmiała zamiar kogoś prosić, żeby dał mi pracę.Wiedziała, że kłamałam.Wiedziała, że zastygam bez ruchu podrugiej stronie drzwi sutereny, żeby nie otwierać, kiedy puka.Wcalebym się nie zdziwiła, gdyby przeszukiwała nasze śmieci i znalazłapomięte kartki z moją katastrofalną pisaniną.Dlaczego nie postawiła namnie krzyżyka? Nie mogła.Byłam wyznaczonym jej zadaniem możemoje dziwactwa, moja nieporadność należały do tej samej kategorii cokalectwo pana Gorriego, a to, czego nie można naprawić, należałocierpliwie znosić.Pewnego dnia zeszła na dół, kiedy we wspólnej części piwnicyrobiłam pranie.We wtorki wolno mi było korzystać z wyżymaczkii balii. I co, masz jakieś widoki na pracę? zapytała, a ja odruchowoodparłam, że w bibliotece powiedzieli, że może w przyszłości coś się dlamnie znajdzie.Pomyślałam, że będę mogła udawać, że tam pracuję mogłabym przecież codziennie tam chodzić i przesiadywać przy jednymz tych długich stołów, czytać albo nawet próbować pisać, jak zdarzałomi się to kiedyś co jakiś czas.Oczywiście wszystko by się wydało, jeślipani Gorrie wybrałaby się do biblioteki, ale nie było szans, nie dałabyrady wepchnąć wózka z panem Gorriem tak bardzo pod górkę.Albojeśli kiedyś nawiązałaby do mojej pracy w rozmowie z Chessem chociaż to też nie wydawało się prawdopodobne.Mówiła, że czasamiboi się nawet powiedzieć mu dzień dobry , bo wyglądał narozzłoszczonego. No, to może w międzyczasie. zaczęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]