[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miał jeszcze okazji siedzieć z nią w aucie, a ich spotkaniaodbywały się dotychczas w miejscu publicznym w biały dzień.Dziś,gdy będzie odwoził Alke do domu, zrobi się już może ciemno iwtedy.Ach, westchnął.Miłość jest ślepa.To znaczy nie, nie ślepa, boAlke jest bardzo ładną dziewczyną.Ale miłość wyłącza rozsądek.Przecież już przy pierwszym spotkaniu zauważył, jak wrażliwa isubtelna jest Alke, jak ślepo ufa jakimś przedpotopowym zasadom, amimo to zamiast przestać zawracać sobie nią głowę, podsycazakochanie szczeniackimi marzeniami o pierwszym pocałunku.Tymczasem dobrze wie, że nie może mu pójść łatwo z dziewczyną,która przez dwa lata potrafiła utrzymać swą rosnącą ciekawość nawodzy, bo nie czytuje się cudzej korespondencji.A przecież mogłazwyczajnie otworzyć listy dementnej ciotki.Nawet po śmierciadresatki miała jeszcze obiekcje!No tak.A teraz Alke spotyka się z Dirkiem.W tym nie widzi niczłego.Zjadają wspólnie obiad, poznają swoje upodobania icharaktery , rozmawiając przy posiłku, i rozchodzą się każde doswoich spraw.Zanim Alke pozwoli się pocałować, musi być pewnaswoich i jego uczuć.Nie powiedziała mu tego oczywiście, do takzaawansowanej intymności nie doszli jeszcze, ale Dirk wiedział to ztaką pewnością, jakby Alke swoje zasady miała wypisane na czole.Agdy w marzeniach pozwalał sobie rozpiąć guzik u jej bluzki, to jużzawrót głowy, jakiego przy tym doświadczał, uświadamiał mu, jakdaleka czeka go jeszcze droga!W co ja się wpakowałem? Nie miała baba kłopotu.No, możerzeczywiście nie miała.Dirk westchnął znowu.Ale już było zapózno.Zakochał się w Alke i będzie się starał za bardzo jej zasad nieburzyć.W każdym razie nie za gwałtownie.Nie będzie się im jednakniewolniczo poddawał.Zresztą nadzieja szeptała mu do uchapociechę, żeAlke fascynuje się trochę tą jego wielkomiejską niemoralnością.A więc dziś w drodze do ośrodka położy jej rękę na kolanie.Nie,lepiej na początek na dłoni.Na kolanie dopiero w drodze powrotnej, wciemnym aucie.A jeśli go nie odepchnie, to pod drzwiami jejmieszkania.Ho, ho, ho, do czego to może dojść.Dirk zatarł ręce iwesoło pogwizdując, wyszedł na obiad.Po drugiej stronie placu parkował ten śmieszny samochodzik zestacji ekologicznej.Isia Dobrzańska, którą spotkał już raz, gdyrozpoczynał pracę, siedziała za kierownicą i czytała gazetę.Dirk wiedział, że Isia mieszka w parku zupełnie sama,przypomniał sobie, jak samotny czuł się zaledwie kilka dni temu, gdynie było jeszcze w jego życiu Alke, która teraz czeka już może naniego w restauracji Yetkina, i zrobiło mu się Isi żal.Na nią nikt nieczekał.Zbliżył się więc cicho, zajrzał Isi przez ramię do gazety ispontanicznie, zainspirowany tym, co zobaczył, chwycił ją za przegubdłoni i zawołał dziarsko:- No! Niech się pani przyzna! Ukrywa go pani u siebie?Ze stłumionym okrzykiem Isia odwróciła do niego pobladłątwarz.- Nie! - zaprzeczyła gwałtownie.- Nie znam go! Nigdy tegoRalfa nie widziałam!- Dobrze już, dobrze.- Dirkowi zrobiło się głupio, że żartobliwa,przyjacielska zaczepka tak bardzo wyprowadziła dziewczynę zrównowagi.Albo ja jestem skończonym grubianinem, albo te baby sąostatnio przewrażliwione.Albo ta tutaj lada dzień będzie miałamiesiączkę, domyślił się.Niedawno, nudząc się przy biurku, Dirksięgnął po broszurkę Kasy Chorych na temat cyklu miesięcznegokobiet.Z rosnącym zainteresowaniem zagłębił się w tajniki zespołunapięcia przedmiesiączkowego i jego stu pięćdziesięciu symptomów.- Tak tylko powiedziałem - tłumaczył się.- Bardzo mi przykro,że panią przestraszyłem.Isia sama też już zrozumiała, że Tielke nie może o niczym miećpojęcia, ale przerażenie, jakie to nagłe pytanie w niej wywołało, niechciało jej jeszcze opuścić.Ku swojemu niezadowoleniu poczuła, jakzaczyna się cała trząść; w gardle ma kluskę, a dłonie wilgotne i zimne.Wiedziała wprawdzie, że powinna teraz w odpowiedzi roześmiać siębeztrosko i rzucić jakąś zwyczajną uwagę na jakikolwiek temat.Tylko na jaki? - myślała w panice.Na ten temat czy na inny? Cobędzie bardziej naturalne? Och, Boże, niech on sobie już pójdzie!Ale Dirk nie odchodził.Uparł się naprawić swój błąd i choćpamiętał o czekającej Alke, postanowił zrobić dobry uczynek iuspokoić Isię.Spróbował rozpocząć z nią swobodną pogawędkę.Szłomu jak po grudzie.Isia odpowiadała wprawdzie na jego pytania,odnosił jednak wrażenie, że nie może utrafić we właściwy temat.Każde pytanie zdawało się Isię przestraszać, choć doprawdy wszystkiebyły zupełnie niewinne.Czy przyjechała do Kirchdorfu tylko po gazetę? Nie przykrzy jejsię samej w parku? Jak postępuje praca? Co będzie dziś robiła? Czystacja jest ładna i wygodna? Czy Isi aby nie słabo, jest taka blada?Wreszcie po bardzo długich dziesięciu minutach Dirk dał zawygraną.Gdy odszedł, Isia patrzyła na jego oddalającą się sylwetkę izadawała sobie pytanie, czy domyślił się, że ona coś ukrywa.Domyślił się.Odchodząc powoli, Dirk Tielke z politowaniem iwspółczuciem rozmyślał o całym rodzie niewieścim, który matkanatura wydała na pastwę hormonalnej huśtawki.To typowe objawyPMS, stwierdził autorytatywnie, świadom swej męskiejwyższości.Po przejechaniu granicy parku i zamknięciu za sobą bramy Isiapoczuła się lepiej.Za tymi murami, w swoim pierwotnym królestwie,mogła się wreszcie zastanowić.Nie pojechała na razie dalej, weszłado pachnącego drewnem, pustego jeszcze pawilonu.W przyszłościmiała się tu znajdować stała wystawa obrazująca kilka ważniejszychaspektów ochrony środowiska, będą też terraria i akwaria zawierającenajmniejszych przedstawicieli tutejszej fauny.Isia usiadła na drewnianej ławie otaczającej głównepomieszczenie i jeszcze raz rozłożyła gazetę.I znów sercezatrzepotało jej w piersi, jakby chciało się wyrwać i uciec gdzie pieprzrośnie.Z wyraznej, paszportowej fotografii spojrzały na nią dobrze jejznane oczy.Tylko ich wyraz był inny niż ten, który tak polubiła.No,ale fotografowani ludzie dość często są spięci i wyglądają potemnienaturalnie surowo. Rolf Ahlers , przeczytała.Rolf, nie Ralf.Albo Bond niedobrzesobie przypomniał, albo na policji coś przekręcili, albo.Nie, tobyłoby zbyt piękne.Twarz na fotografii była twarzą Bonda, co do tegoIsia nie mogła mieć najmniejszych wątpliwości.A więcfaktycznieJekyll i Hyde.Co robić? Pytanie było czysto teoretyczne.Isia nic nie chciałarobić w tej sprawie.Chciała się tego problemu jedynie pozbyć, niepozbywając się przy tym Bonda.Zakochanie ostatnich dni wzmogłosię minionej nocy do tego stopnia, że Isia stała się głucha na wszelkieargumenty rozsądku.Jeśli oczywiście założyć, że ogłuszonywybuchem miłości rozsądek ośmieliłby się jeszcze cokolwieksugerować.Podarła więc teraz na drobne strzępki stronę gazety ze zdjęciemBonda, resztę zmięła i wszystko razem wrzuciła dokompostowej toalety.Następnie wsiadła do auta i ruszyła do domu.Zkażdym przejechanym metrem wyrazniej czuła, jak opuszczają jąwątpliwości, aż wreszcie pozostała już tylko nieobciążona niczymradość z tego, że za chwilę spotka niewidzianego od dwóch godzinukochanego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]