[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chce pan przyjąć do wiadomości, że nie ma doczynienia z niewinną dziewczynką, która uwierzy we wszystko, co jej się powie.- Co do tego jednego zatem się zgadzamy.- Odsunął się od ściany, pochylił i oparł łokcie na ladzie.Wbił wzrok wtwarz Clary, a potem przesunął go niżej, pożerając ją oczami.- Dziewczynką pani z pewnością nie jest.- Proszę natychmiast przestać!- Co przestać? - spytał z udaną niewinnością.- Patrzeć na mnie tak, jakby zamierzał mnie pan połknąć!Morgan pokazał wilcze zęby w szerokim uśmiechu.- Ależ właśnie o to mi chodzi!Nie udało się jej powstrzymać rumieńca.- Okaże się, że jestem niestrawna.- Bardzo wątpię, ma belle ange.- Nie jestem pańskim aniołeczkiem, w ogóle nie jestem kimś, kto należałby do pana.- Ale mogłaby pani być.62- Proszę nie opowiadać bzdur.- Poczuła, że przeszywa ją dziwny dreszcz.Zmusiła się, by nie zwracać uwagi na jego wymowne spojrzenia.- Proszę, żeby mnie pan nie mamił tymi bzdurami.Mam dowody, że ukrywa pan prawdziwy charakter swojejdziałalności.Kupował pan towary od tylu złodziei z sąsiedztwa, że zasłużył pan sobie całkowicie na taką opinię.Uniósł brwi.- Zdaje się, że Johnny jest bardzo rozmowny.- Tak właśnie bywa z dziećmi.Lubią opowiadać.- Znów wyciągnęła rękę.- A teraz proszę oddać mi zegarek.-1 co zamierza pani z nim zrobić?- Zwrócić prawowitemu właścicielowi.A jak pan sądził?- Kto to może być? Speszona, odwróciła oczy.- Nie mam pojęcia.- To może trochę skomplikować sprawę, prawda?- Popytam - odparowała.- Johnny twierdził tylko, że to jakiś arystokrata, którego spotkał przy Leadenhall Street, alesą sposoby, żeby się dowiedzieć więcej.- Czyżby? Cóż to za tajemnicze sposoby?- Pochodzę po komisariatach i zasięgnę języka.Może ktoś zgłaszał ostatnio kradzież.Jeśli miała nadzieję, że przestraszy go wzmianka o policji, srodze się zawiodła.- Wtedy oni zaczną drążyć, jak to się stało, że kradzione przedmioty wpadły w pani ręce, i sama ściągnie panipodejrzenia na swoich wychowanków.63Niech go.Miał rację.- Dobrze.Powiem, że go znalazłam.Wyprostował plecy i uśmiechnął się kpiąco.- Wezmą zegarek, obiecają, że znajdą właściciela, i sami go sobie przywłaszczą.A jeden z nich być może nawet migo sprzeda.Dla pani to tylko niepotrzebny kłopot.Obawiała się, że Pryce znowu może mieć rację.Sądząc po liczbie paserów wiodących dostatni żywot przy PetticoatLane, część policjantów z Lambeth Street z pewnością nie odznaczała się przesadną uczciwością.Jednak nie mogła pogodzić się z faktem, że tę prawdę uświadamia jej taki łotr.- Jest pan bardzo cyniczny, sir.- Dlaczego? Bo wskazuję ułomności pani planu? - Na jego twarzy pojawił się nagle figlarny uśmiech.- A może nieprzedstawia mi pani wcale swoich prawdziwych zamiarów? Może w ogóle nie zamierza pani nic zrobić z tymzegarkiem? - Zniży! głos do szeptu.- Może po prostu chce go pani zatrzymać?- Co? Zmie pan insynuować, że.- Przerwała, gdy tylko wybuchnął śmiechem.- Rozumiem.To wszystkoniezmiernie pana bawi.Zwietnie.Dobry humor od razu panu przejdzie, kiedy jeden z tych policjantów przyjdziepana aresztować.Choć przestał się śmiać, nie miał zmartwionej miny.- Jeśli dzięki temu uspokoi pani sumienie, proszę koniecznie kogoś przysłać.Wyszedł zza lady i stanął bliżej niej.Opierając się wciąż jedną ręką o kontuar, stał tak po prostu w niedbałej, nonszalanckiej pozie i kusił ją uśmiechem,niech go licho.64- Nie może pani jednak przecież niczego udowodnić, sama zresztą doskonale pani o tym wie.Poza tym, jaki policjantuwierzy bardziej dokuczliwej damie o reformatorskich zapędach niż wojskowemu, który służył swojej ukochanejojczyznie podczas ostatniej wojny? Tak, choć trudno to pani sobie wyobrazić byłem naprawdę kapitanemmarynarki?- Wiem - mruknęła.- Widziałam pana na listach.Prawie całe popołudnie spędziła nad ogromnym tomiskiem w poszukiwaniu jego imienia.Wydawał się zdziwiony.- Pani mi pochlebia.Musiałem zrobić wrażenie, jeśli po naszym spotkaniu postanowiła pani zdobyć jak najwięcejinformacji na mój temat.Udała, że nie słyszy sarkazmu w jego głosie.- Pięć lat temu był pan kapitanem Titana".To ostatnia wzmianka na pański temat, choć jak głosi plotka, spędzał panpózniej czas w towarzystwie przemytników i piratów.Nie wiem, czy taka przeszłość uczyniłaby pana wiarygodnymw oczach policji.- Nie powinna pani słuchać plotek.Zwykle są fałszywe.- A więc pan zaprzecza?- Nie muszę.Policja nie zwraca uwagi na plotki.Jego niewymuszona arogancja jeszcze bardziejuświadomiła jej bezsens tej dyskusji.Pogróżki nie działały na zatwardziałych łotrów, zwłaszcza takich, w którychkieszeni siedziało kilku policjantów.Był jednak pewien sposób, który zwykle w przypadku tego rodzaju osobników działał cuda.- A gdyby tak wyprowadzka ze Spitafields okazała się dla pana opłacalna?65- To brzmi interesująco.- Skrzyżował ramiona na piersiach, w jego oczach błyszczał zmysłowy uśmiech.Okrążyłladę.- Nawet przyszło mi do głowy coś konkretnego.A niech to.yle to ujęła.Natychmiast postanowiła zatrzeć to wrażenie.- Dam panu dwieście funtów, jeśli zamknie pan sklep w Spitafields i dokądś go przeniesie.Najlepiej do innejdzielnicy.Wreszcie udało jej się zetrzeć z twarzy mężczyzny ten kpiący wyraz.- Co takiego?- Proszę to potraktować jako zwrot kosztów przeprowadzki.Dwieście funtów.Pod warunkiem, że wyniesie się pando jutra.- Czy pani postradała zmysły?- Możliwe.Jednak dzięki wspaniałomyślnemu wujowi mogę sobie teraz pozwolić na zaspokojenie najdzikszychfanaberii, a to jest właśnie jedno z moich największych marzeń.- %7łeby mi zapłacić?- Właśnie.Popatrzył jej w twarz, jakby chciał odczytać w niej fałsz.A potem pokręcił głową.- Lubię Londyn.Lubię Spitafields.Nie mam zamiaru nigdzie wyjeżdżać.Jakoś jej to nie zdziwiło.Nie sądziła, że łatwo będzie go kupić.- W takim razie proponuję trzysta.- Ach, to dlatego zostawiła pani służącego na ulicy.Nie chciałaby pani, żeby słyszał, jak paktuje pani z łajdakiem.Proszę mi powiedzieć, czy oferuje pani pieniądze każdemu, kto może skorumpować pani wychowanków? Jeśli tak,jest pani z pewnością bardzo zamożną osobą.66- Umie się pan targować, co? Dobrze.Pięćset funtów.Ale więcej pan ze mnie nie wyciągnie.- Sacrebleu, przecież wcale nie chcę.- Przesunął palcami po włosach.- Proszę posłuchać.Mogę zarobić taką kwotęw parę dni.Ta oferta mnie nie interesuje.- Ach, tak! Więc przyznaje się pan do handlu kradzionym towarem!- Do niczego się nie przyznaję.Czy taki jest cel pani propozycji? Przyłapanie mnie na kłamstwie?- Nie, naprawdę nie - powiedziała pospiesznie.- To uczciwa oferta.- Ale i tak nie jestem nią zainteresowany.- Popatrzył na drzwi.- Proszę stąd wyjść, zanim ten pies obronny sięzniecierpliwi.Właśnie flirtuje z mleczarką i pewnie nawet zapomniał, że pani tu jest.Miłego dnia, lady Claro.Odwrócił się na pięcie i wyszedł na zaplecze.Zawahała się.Nie chciała się tak łatwo poddać, więc szybko podążyła w ślady swego rozmówcy, który właśniezapałał lampę.- Nie proszę, by zaprzestał pan swojej działalności - powiedziała.Zamarł.- Wolę po prostu, by wykonywał ją pan gdzie indziej.A to dobra okazja do zarobienia łatwych pieniędzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]