[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za każdym drogi zakrętemCały krajobraz się zmienia;Jakby w królestwie żakietemW głaz zamienione marzenia,Dziwaczne fantazji gmachyZ wejrzeniem coraz to nowem,Wiszące ściany i dachy,Tłoczą się ponad parowemLub uciekają w lazury,Ręką marzącej naturyWypchnięte z ziemi ogniska.To Kościeliska!Srebrzyste wstęgi katarakt,Adam AsnykPoezje 219Oprawne w zielony szmaragdMchów rozesłanych na skałachI drobnolistnych paproci;W powietrzu pełno wilgociI chłód rzezwiący w upałach -Zwalone kłody i mosty,Aomy strącone z wierzchołków,Rdzawe na głazach porosty,Co woń roznoszą fiołków,%7ływiczne świerków oddechy,Błękitnych niebios uśmiechyI spokój dla duszy słodki -I zawieszone wysokoNad niedostępną opokąGwiazdziste, srebrne szarotki -Wszystko się srebrzy lub złoci.W kropelkach świeżej wilgociTęczową barwą połyska.To Kościeliska!14 sierpień 1879Adam AsnykPoezje 220Noc pod WysokąWieczór się zbliżał, a nad naszą głowąWciąż wyrastały prostopadłe ściany,I wciąż się zdawał oddalać na nowoWierzchołek w słońca promieniach kąpany:Więc trzeba było myśleć o noclegu,Zanim nas zdradne ciemności zaskocząNa skał urwanych przepaścistym brzegu.Właśnie się naszym ukazała oczom,Wciśnięta między dwa ramiona góry,Kotlina, pełna granitowych łomów,Które z daleka sterczały, jak muryZdobytej twierdzy lub zburzonych domów.Była to naga, posępna kotlina,Cieniem dwóch groznych wierzchołka piramidPokryta.- W głębi toń jeziorka sinaI mchu na głazach zielony aksamit.Zresztą ni trawki, ni krzewu - jedynieWoda, i głazy, i mchy w rozpadlinie.Adam AsnykPoezje 221Tu na jeziora zeszliśmy wybrzeże,Między zwalone bryły granitowe,By obrać sobie ciche na noc leżeI mech jedwabny podesłać pod głowęW miejscu, gdzie wielkie głazy pochyloneOd nocnych wichrów dawały osłonę.Na niebie jeszcze dzień panował biały,A słońce, góry zasłonięte grzbietem,Barwiło w szczytach wyzębione skałyZłotem, purpurą albo fioletem.Czasu dość było do zmierzchu.UsiadłemTuż nad zmrożonym jeziorka zwierciadłem,Co z brzegów w śniegi oprawne i lodyW dali marszczyło czerniejące wody.Patrzałem: jako w pracy nieustannejFala srebrzystą powłokę podmywa,Aż tafla lodu, dzwięk wydając szklanny,Pęka i dalej z szelestem odpływa;Patrzałem: jako na posępnej toniKra oderwana krąży wkoło brzegu,Adam AsnykPoezje 222Jak jedna drugą potrąca i goni,Na trud próżnego skazana obiegu.I żałowałem, że się próżno kręci,Przypominając sobie ludzką dolę,W której, ach nieraz, wszystkie dobre chęciW zaklętym muszą obracać się kole.Tymczasem dołem gęstsze cienie rosły,Bory zsiniały pod mgieł mleczną szatą,I szczyt nad głową zagasnął wyniosły,Pobladł i barwę przyjął popielatą.Wraz z znikającą jasnością promiennąOstatnie życia uchodziły ślady.Mrok zwiększył martwość pustkowia kamienną,I obszar zastygł, posępny i blady,I swym straszliwym przytłoczył ogromemMyśli zbłąkane w państwie nieruchomem.Geniusz tych wyżyn, surowy i grozny,Powstał z przepaści, mierząc mnie oczyma,Swego oddechu słał mi powiew mroznyI naprzód rękę wyciągnął olbrzyma,Adam AsnykPoezje 223Rozpościerając dokoła nade mnąMilczenie pustyń, nieskończoność ciemnąI tę samotność zamarłego świata,Co dziwnym smutkiem ludzką pierś przygniata;Samotność, w której milczącym ogromieCzłowiek swą słabość poznaje widomieI chce się cofać przed nieznaną mocą,Przed rozesłaną na przepaściach nocą,Przed skrytych potęg gwałtownym objawem,Przed niezbłaganym bezlitosnym prawem,Przed rozpasanych żywiołów odmętem,Przed nieświadomem.tajnem.nieujętem.Uczuciem takiej grozy pokonany,Między zaciszne powróciłem ściany,Gdzie towarzysze legli już strudzeniNa mchu, pod dachem gościnnych kamieni;I sam złożyłem głowę na posłaniu,W półsennym teraz pogrążeń dumaniu.Adam AsnykPoezje 224Noc gęste mroki zapuściła wszędzie;Nawet błękity niebios przezroczyste,Oprawne dołem w czarnych skał krawędzie,Stały się więcej ciemne, przepaściste,I tylko ową błękitną ciemnotęGdzieniegdzie gwiazdy przetykały złote.Ciemność rzuciła pomost przez otchłanieI wyrównała wnętrza gór podarte;Zostało jedno wielkie rusztowanie,Zbitych granitów grzbiety rozpostarte,Ponad którymi dwie wierzchołka wieże,Dwa wyniesione ostrokręgi cieniu,Chwiać się zdawały w niebieskim eterzePrzy migotliwym drżących gwiazd promieniu.Cisza - a jednak w tej pozornej ciszyWsłuchane ucho ciągłe wrzenie słyszy,Szmer nieustanny, na który się składaWszystko, co głosem z życia się spowiada:I woda, która gdzieś w szczelinie syczy,I fal powietrza szelest tajemniczy,I pękających głazów łoskot głuchy,Adam AsnykPoezje 225I wszystkie świata na wpółsenne ruchy.Czasami skała u szczytu wiszącaStoczy się na dół i z przeciągłym grzmotemO najeżone ściany się roztrąca;Huk długo echa powtarzają potem.Aż rozsypany głaz na drobne częściW wąwozie gradem kamieni zachrzęści.I znowu wszystko wraca do spokoju;Tylko, jak dawniej, szepczą z sobą góryPodmuchem wiatru i szemraniem zdroju;I znowu płynie cicha pieśń naturyW gwiazdziste sfery, w przestrzeń nieskończoną,Gdzie wszystkie pieśni zdążają i toną,I tam się wiąże, i zlewa, i brataZ całą harmonią zaziemskiego świata.W ślad za tą pieśnią myśli moje biegły,Wyswobodzone z tłoczącej je grozy.Wolny, choć prawom powszechnym podległy,Adam AsnykPoezje 226Duch mój wstępował na gwiazdziste wozyI tracił z oczu ludzkich istnień chwileI wydeptany ślad na ziemskiej bryle,I zapominał o swojej obrożyI o boleści, co go we śnie trwoży.On się zanurzył w zródle wiecznie żywem,Poruszającym wielkie koło bytu;Uczuł się jednym łańcucha ogniwemRozciągniętego przez otchłań błękitu;On znalazł wspólne ognisko żywotówI związek z całym ogromem stworzenia,Z wieczystym duchem, co mu podać gotówRękę z ciemności albo z gwiazd płomienia:Więc w rozpostartej na przepaściach nocyJuż opuszczenia nie czuł i niemocy,I mógł się poddać, jako drobny atom,Tej twórczej myśli, co przewodzi światom,I z nieodmiennym zgodzić się wyrokiem,I odpoczywać, jak pod matki okiem.5 listopad 1879Adam AsnykPoezje 227Letni wieczórJuż zaszedł nad dolinąZłocisty słońca krąg -Ciche odgłosy płynąZ zielonych pól i łąk.Dalekie ludzi głosy,Daleki słychać śpiewI cichy szelest rosyPo drżących liściach drzew.Promieni gra różanaTopnieje w sinej mgle,A świeży zapach sianaSkoszona łąka śle.Wraz z wonią polnych kwiatów,Z gasnącym blaskiem zórzCicha poezja światówW głąb ludzkich spływa dusz.Adam AsnykPoezje 228W półcieniu pierś olbrzymiąPodnoszą widma gór,Nocnymi mgłami dymią,Wdziewają płaszcze chmur.I wiążą swoje skrzydła,Podarty kryjąc stok,Jak senne malowidłaPowoli toną w mrok
[ Pobierz całość w formacie PDF ]