[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt podobno każdy tyle marzy, tyle wygląda, tak bosko ubiera sobie czarownymaj życia, że gdy przyjdzie, gdy przejdzie, gdy się spożyje, porównawszy marzenie swoje zżyciem, powie z westchnieniem: Stracona młodość, stracona! I hrabina to powtarzała:Stracona! Przebiegała wejrzeniem całe życie od wyjścia na świat i brzydziła się nim, bo całebyło fałszem i czczością.Była córką niemajętnych, ale pięknego imienia ludzi, ludzi, co jednak o pięknym imieniuswoim zapomnieli już byli.Stosunki ich ze światem, przyjmującym ich zawsze jako dobrzewychowanych i dobrze urodzonych, choć niebogatych, przypominały tylko dawną,zapomnianą świetność familii.Julia wpadała niekiedy w czarodziejski świat wyższy, który jejsię uśmiechał, i znowu wracała do cichego, ubogiego rodzicielskiego domu.Z wyobrazniąniepohamowaną, z rozdrażnionym sercem, niepospolicie piękna, dowcipna, śmiała, wkrótcestała się głośną na tym świecie, którego pragnęła.%7ładen bal nie był bez niej świetnym, żadnazabawa zabawną, wszędzie dla niej zapraszano rodziców i Julia uroiła sobie wielką,szczęśliwą, przecudownie strojną w drogie kamienie i kwiaty przyszłość.Jak roić nie miała?Widziała przed sobą na kolanach tylu młodych, najlepiej wychowanych, najpiękniejszychimion, największych majątków ludzi.Zdało jej się, że wybrać będzie mogła takiego, którywszystkie życzenia serca, marzenia głowy, szalone nadzieje uiści.Czekała, patrzała, szukała.A tymczasem snuły się przed nią, jedna po drugiej, postacie, z których żadna nie odpowiadałajeszcze marzeniu, ideałowi.Temu brakło majątku (choć młoda, już Julia pojęła znaczeniemajątku i stosunek jego do szczęścia), temu imienia i dobrej sławy, temu uczucia i serca,temu głowy.Czekała, patrzała, bawiła się, śmiała, a tymczasem płynęły lata, płynęły, leciały,gnały się, migały.I przeszło dwadzieścia; a jednego wieczora troskliwa matka, całując ją wczoło, powiedziała Julii: Julio, dziś tobie lat dwadzieścia.pamiętaj na przyszłość swoją,wszystkim odmawiasz! A! mamo, czemuż się nikt taki, jakiego chcę, nie stara o mnie odpowiedziała Julia. Nie ma aniołów, droga Julciu, nie ma aniołów! Czas wybrać. Jeszcze rok, mamo, droga mamo, jeszcze dość będzie czasu.I rok znowu upłynął, mignął jak jaskółka, a Julia nie wybrała jeszcze.Znowu matka całowałają w czoło i przypominała, znowu ze łzami prosiła Julia: Poczekajmy.I wyglądała zwierzchołka swoich nadziei, jak w bajce, czy nie nadjedzie czekany.Pędziły tumany drogą, przybywało wielu, nie przybył ten, o kim marzyła.I smutno się jejzrobiło na sercu, i rzuciła oczyma po ziemi już, nie gdzieś w oddaloną przyszłość.Starającychsię było jeszcze wielu, ale najlepsi zrobili już wybór, oddalili się, poumierali lub pożenili (cona jedno wychodziło).Hrabia Zwiętego Państwa Rzymskiego, dość na oko bogaty, przystojny(był nim wówczas), zaczął się starać o pannę Julię.Wprawdzie nie miał ani serca, ani głowy,ale miał kilka tysięcy dusz i nadzieję mnogich sukcesyj na chorych ciotkach, suchotniczychwujach, astmatycznej babce itd.Oświadczył się, został przyjęty.Julia smutnie została hrabiną i nie przeto szczęśliwszą.W kilka tygodni po ślubie bogactwomęża i nadzieje jego na ciotkach i wujach w oczach jej zagasły i ujrzała długi, niedostatek,fałszywe położenie męża, jego nieznośne głupstwo, zupełny brak czucia, zasad, wyobrażeń ojakichkolwiek obowiązkach.Zdała się na wolę przeznaczenia, spuściła głowę i umilkła.Nieskarżyła się na próżno, nie płakała nawet przed rodzicami; nie miała prawdziwie religijnegowychowania, jednakże i nie potrafiła cierpieć, nie szukając ulgi i pociechy na cierpienie.Cisnęło się mnóstwo do nóg pięknej hrabiny, a jaśnie wielmożny hrabia Zwiętego PaństwaRzymskiego dumnie tryumfował, gdy ją widział otoczoną czcicielami, wielbioną, wynoszoną,czczoną jak bóstwo.Nie pojmował on, aby kogokolwiek nad niego przenieść było podobna,kogokolwiek kochać po nim.Miał zaś wyobrażenie pocieszne, że go żona niezmierniekochała.Zamykał więc oczy na całe jej postępowanie.Nie krępowana uczuciem obowiązków, podżegana przez wyobraznię i serce, hrabina zrobiłapierwszy występny wybór.Cały świat wiedział o nim prócz jaśnie wielmożnego hrabiego,który śmiał się z kochanka i co rano pytał go, zanosząc się od śmiechu: A! a! nieprawda, żepiękna hrabina comme un ange! Zakochany! zakochany! na próżno! a! %7łałuję cięserdecznie.Można mu było odpowiedzieć: A ja ciebie.Tego jednak zawsze nieszczęśliwego udającykochanek nie uczynił.Hrabia tak był ślepy, że jego miłość jak swój tryumf nie wiedząc, żebyła jego wstydem i hańbą obwodził, pokazywał, wyprowadzał co chwila na scenę.Izamiast wdzięczności od żony do reszty serce jej stracił; kto wie, czy nie wolałabyzazdrośnika, czy nie milsze by jej było męczeństwo od tej swobody, która jej odkrywała takniesłychane, nieograniczone głupstwo tego, który był z nią związany na zawsze.Pierwszy wybór hrabiny był nieszczęśliwy człowiek, co jej serce czy głowę tylko możepozyskał, był to zręczny oszust, co wybornie grał rolę rozumnego, znakomitego, pięknego,wziętego, czułego i jakiego chcecie człowieka.Nic w nim nie było prawdziwego, począwszyod włosów, a skończywszy na sercu; nie miał dawno obojga.Był to jeden z tych aktorów, coniedostatek wszystkiego zastępują zręcznością
[ Pobierz całość w formacie PDF ]