[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuł jednak poza sobąstąpanie felczera, który go nie odstępował.Serce mu biło, woczach latały płatki jasne, mylił się, szukając drzwi, alenareszcie dowlókł się do tych, których było mu potrzeba.Tujeszcze chodził szyldwach jeden.W korytarzu cisza panowałagrobowa.Drzwi się otworzyły, Mller wsunął się, za nimfelczer znowu.Temu, którego niedawno cały naród zwał najwyższym swymwodzem, w którego ręce złożył losy swoje, dano tumieszkanie prostego niemal wojennego jeńca.Szczupłe,ponure, smutne i niewygodne.Za największą łaskę dozwolonogo tu przenieść i dopuścić, aby się pracą ręczną rozrywał.Wpierwszej izbie, która poprzedzała główny pokój Kościuszki,na stołku prostym siedział żołnierz spełniający obowiązkiposługacza (wiestowoj), który się codzień odmieniał i czaspędził na śnie, wynagradzając sobie przymusową bezsennośćstraży.Obudziło go wejście doktora, stanął wyprostowany, jak zdrzewa, wstrzymując ostatki snu objawiającego sięziewaniem.Mller wskazał go oczyma towarzyszowi i razem z nimnatychmiast (pilno mu było przejść tę próbę ogniową) wszedłdo pokoju Kościuszki.Naczelny wódz o szarej godzinie, przy niedawno zapalonejświeczce jednej, która stała na warsztacie tokarskim,spoczywał na prawdziwie żołnierskiem, a raczej mniszemłożu, pokrytem grubą kołdrą więzienną.Na widokwchodzących podniósł się nieco na ręce, spojrzał jakbyzdziwiony, milczący i stawać począł na nogi.Oczy jegojeszcze nie były dostrzegły towarzysza lekarza.Mller drżał imówić nie mógł, ale za niego i za wszystkich przytomnośćumysłu zachowała jenerałowa, która poczęła naprzód szeptaćcoś doktorowi.Mller się opierał, wahał, a wtem Kościuszkozwrócił oczy na felczera i, cofając się, o mało nie krzyknął zzadziwienia.Wśród mroku celi i wspomnień swych mroku, rozpoznawałchoć zmienioną cierpieniem twarz, której zapomnieć nie mógł,nie chcąc wierzyć oczom własnym.Felczer położył palec naustach, nakazując milczenie, a doktora, opierającego sięjeszcze, co rychlej za drzwi wyprawił.XLVI.Wszystko to było tak niespodziane i dziwne, iż Kościuszkonie wierzył prawie rzeczywistości.Kobieta chciwie wpatrywała się w twarz jego.Na nim takżeniewola i palenie się myślami własnemi sprawiły niezmiernąodmianę.Z twarzy tej znużonej opadła resztka młodości igorączki, która ją ożywiała i opromieniała.była poważna,wychudła, blada, straszna cierpieniem i zorana myślami, oczytylko świeciły, jak dwie grobowe pochodnie. Tyżeś to.moja panno Heleno? ty? Ja jestem odparła żywo mówcie cicho, cicho!przyszłam, bo powinnam była przynieść ci nadzieję. Nadzieję! uśmiechnął się wódz ironicznie i załamał ręce nadzieję, gdy wszystko stracone! mnie, co ojczyznęzgubiłem.Spuścił głowę, łzy mu się potoczyły z oczu. Ty? ojczyznę zgubiłeś? podchwyciła Helena. NaBoga, ciebie kraj cały czci jako zbawcę narodu! Nie winieneś,że twą ofiarę Bóg skruszył dla swych widoków niedościgłych,że ci ludzie jej może dokonać nie pozwolili! Dałeś ojczyzniewięcej niż życie pod Maciejowicami ofiarowane, spokój, imię,poświęcenie nawet bez nadziei skutku, wszystko. Ale któż był we mnie, aby mnie pojął, a skutek jest ten, żePolska zgubiona, zwyciężona, podarta.że po mnie mieć niebędziecie ani wojska, ani wodza, ani iskry otuchy. Nie mów tak! zawołała szybko jenerałowa. Pawełwcale innemi chęciami jest ożywiony dla Polski, niż jegomatka.Nie oddawajcie się rozpaczy! Ja przyszłam umyślnie tylko,aby wam przynieść tę gałąz oliwną, bośmy wiedzieli, żeupadłeś na duchu.przyszłam ci powiedzieć: żyj, abyś jeszczesłużył ojczyznie. Ja? zapytał Kościuszko, trzęsąc głową ja? Myliciesię.Ten, czyjemu poświęceniu i orężowi raz nie pobłogosławiłPan Bóg, nie powinien nigdy przebojem iść przeciwkoprzeznaczeniu.Ja padłem zabity na polu podzameckiem, jażyję za karę, bym cierpiał tylko, bym wspominał tę godzinęekspacyi i gryzł się nią.Ale nigdy! nigdy wodzem nie będę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]