[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego?- Bom się urodził poddanym, chłopem.- Domysły za wczesne i próżne.- Nie, kochany Alfredzie, w naszym kraju skutkiem kilkusetletnich, nałogowychjuż wyobrażeń szlachcic tylko jest człowiekiem; reszta ludzi rozgranicza gotylko od małpy.Kto nie jest szlachcicem, czyni się nim: podrabia nazwisko,wszywa się do herbu i kłamie sobie[39] krew rycerską.- Zrób więc i ty tak.- Na Boga.nie powtarzaj tego! Ja! ja jestem dumny, mówiłem ci i mówię, z mojegopochodzenia: byłem i jestem chłopem, synem chłopskim, nic więcej.Zważ teraz, cowyniknąć może z tej nierówności stanu mojego z wyobrażeniami i wychowaniem?- Co może wyniknąć? - rzekł Alfred zginając laskę w ręku niecierpliwie.- Ja nicnie widzę, nie rój sobie mar próżnych.Wychowanie da ci wstęp wszędzie.- Upokarzający.- Nie rozumiem, dlaczego?- Wstęp zresztą, pozwalam, nawet grzeczne przyjęcie, ale nigdzie braterstwa,równości, związku.Zimna grzeczność, może zbyteczna i poniżająca.- Znowu!Alfred ruszył ramionami.- Jestem ja czy nie, arystokratą? - spytał.- Ty?- Ja.Przypatrz mi się dobrze i odpowiedz szczerze.- Z wielu względów jesteś, z wielu - nie.- Przyznałeś, że jestem nim z wielu względów - uśmiechając się dorzucił Alfred -a przecież jestem przyjacielem twoim i bratem.- O! wyjątek!- Eustachy, w niebezpieczne wpadasz marzenia! Poczekaj powodów, nim gryzć siępoczniesz.Nie mówmy o tym, widzę, że nie mogąc cię uspokoić, gorzej tylko rozdrażnię.Janie jestem wcale, jak myślisz, wyjątkiem, owszem, należą do mego ogółucałkowicie; ze mnie mógłbyś, składniej biorąc rzeczy, wziąć miarę innych.- Dajże Boże! Zresztą, mój Alfredzie, szanując najwyżej twoją przyjazń wiem, żeto pierwszy i zapewne ostatni związek tego rodzaju.Potrafię stanąć na miejscumoim i wytrwać sam jeden, nie pokuszę się o nic, zamknę się w sobie.Przeznaczeniem moim: wspomagać, cieszyć, leczyć moich braci, resztę losu u Boga.To mówiąc wstał.ale wzruszony i zarumieniony, widać było, że nie powiedziałgłębi swej myśli, na której dnie coś tajemnego zostało.Alfred nie pytał gowięcej; wieczór nadchodził, razem więc zwrócili się ku miastu i mieszkaniu.W drodze przyłączyli się do nich dawni uniwersyteccy towarzysze, eks-bursze, alejuż przeszli na filistrów[40], bez atrybutów[41] studenckich, wytwornie ubrani iweseli, upojeni życiem jak wszyscy, co wchodzą dopiero na próg z nie nadłamanąjeszcze nadzieją.Rozmowa stała się powszechną, wesołą i obojętną.Każdyopowiadał swoje zamysły w przyszłości, projekta niecierpliwe, gorące marzenia.Jeden Eustachy szedł z głową spuszczoną, milczący; przez uczucie delikatnościnikt go nie wyzwał do wtórowania wrzawliwemu chórowi zapaleńców.Alfred takżewstrzemięzliwie na zapytania odpowiadał dowcipnie i grzecznie żartując zotaczających, nie odkrył się ani na chwilę z tym, co sam w sobie o sobie myślał.Zbliżmy się do niego, abyśmy powody tej wczesnej niewiary w przyszłość dojrzeli.Alfred był synem pięknego imienia i dawniej pięknego także mienia rodziców.Aleu nas częściej niż gdzie indziej się trafia, że imię ciężarem swym gniotąc,nareszcie tych co je noszą, spycha w niedostatek, ubóstwo.Ci, co odziedziczylipiękne imię po sławnych przodkach, nie umieją się w upadku z położeniem swymzgodzić, wyrywają konwulsyjnie z upośledzenia, którym mniemają ubóstwo.Nieumiejąc ani pracować, ani odzyskać straconego, ani się z położeniem nowympogodzić, stają się ludzmi najnieszczęśliwszymi, bo skazanymi na ciągłekłamstwo.Ich życie jest najbiedniejszą komedią! komedią tragicznie się częstorozwiązującą.Muszą kłamać majątek tracąc do reszty, kłamać szczęście wcierpieniu; kłamać państwo wśród niedostatku, kłamać spokojność, gdy ich jutrodręczy piekielnie.Taki właśnie był los rodziców Alfreda.Znacznie nadrujnowany objąwszy majątek,omyliwszy się w ożenieniu, które było prostą rachubą, a okazało się mylną,ojciec jego nie miał odwagi powiedzieć sobie, że był ubogi.Skutkiem tegopozostałemu synowi zostawił imię tylko i ruiny majątku, który należąc do synapozornie, w istocie ledwie by mógł zaspokoić wierzycieli.Ojciec Alfreda i hrabia na początku tej powieści widziany byli rodzonymi braćmi,ostatnimi swego imienia potomkami.Bratu umierający polecił syna, a u łożakonającego dane słowo zapewniło Alfredowi jaśniejszą przyszłość.Hrabia miałcórkę łatwo przewidzieć, co sobie wzajemnie przyrzeczono.Kosztem stryja, który objął w swój zarząd majętności synowca, wychował sięAlfred z całym staraniem na jakie mógł się zdobyć, jakie mógł wymyślić hrabia.Wychowanie to, wcale nie nowym sposobem pomyślane, ograniczało się wczesnymnauczaniem francuskiego języka, muzyki, tańca, potem wysłaniem do uniwersytetu wBerlinie, dokąd raczej z własnej woli, niż po myśli stryja, udał się Alfred.Stryj wziął to sobie za rodzaj wojażu[42] i pozwolił na to tym chętniej, żesynowiec z Berlina w czasie ferii zwiedził Szwajcarią, Francją, i Anglią.A żetak nazwany wojaż był dawniej ludzi wielkiego urodzenia ostatecznymukształceniem i tradycjonalnie uważał się za konieczność, stryj mówił zawsze, żeAlfred wojażuje; nie przyznawał się do uniwersytetu i nauki.Szczęściem dla Alfreda nauczyciele, których mu traf więcej niż kto innywybierał, dopomogli do rozwinienia niepospolitych darów, które od naturyodebrał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]