[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W położeniu leśnem, wioseczka oddzielna, składała sięz chat dziesięciu, które, że niedogodnie dla samych włościan uposażone były, aosobnego wymagały ekonoma z powodu oddalenia, ludzi ztąd późniejprzeniesiono zupełnie do sąsiedniej wsi Zahonnego.a szmat ten ziemiporzucono prawie.W starym dworku na horodyszczu mieszkał leśniczy,zasiewał kawał pól dawniej dworskich, sznurki włościańskie zapuszczonolasem.Wioski śladu już nie było, pozostał stawik przy dworze z malutkimmłynkiem otoczony olchami wiekuistemu karczemka nade drogą, bo tamtędy najarmarki jeździli z Romaszówki do Borowej, maluteńka drewniana kapliczkaprzy domu, trochę zabudowań podtrzymywanych przez leśniczego, jaki takiogródek z lipami, a w koło las i las jak zajrzeć, pola i niziny.Jednakże opuszczony ów Kryłów wcale nie był złą posadą i mógł mieć wartośćswoją dla pracowitego człowieka.Brakowało mu ludzi, potrzeba się byłonajemnikiem obrabiać, ale o tego dość było łatwo, bo koło takiej roli niewielkajest praca: para wołów do sochy i dość, lada szkapa zawłóczy drewnianą bronązagony.Ludzie zaś i Romaszowieccy i Zahonnercy i starzy niegdyś Kryłowscyszli chętnie na grosz do roboty.Zresztą miał Kryłów na małej przestrzeni włókkilkunastu, które jego peryferje składały, czego tylko można było dla wygodywymagać: ziemię, miejscami wcale nie złą choć lekką, byle rowy pobić iosuszyć — lasu dostatek i dobrego, na budowę, a nawet i na towarne by się jakibalek znalazł — sianożęcie zarosłe, ale dobre grondowe, z których tylko łozysprzątnąć i gdzieniegdzie wodę ściągnąć było potrzeba, wypasu dostatkiem,sadybę w doskonałem położeniu; wodę obfitą i młynek roczny, niejaki co to zwiosny i jesieni pomiele trochę, i stoi sobie potem całe lato odpoczywając, alepo troszę kołaczący i w największe mrozy i w najupartsze posuchy.Bywało tak,że w sąsiedztwie na większych stawach brak wody, a Kryłowska, makuterka, jakją nazywano, po cichu sobie tarkocze a tarkocze, a ludzie zdaleka jadą do niej,— a we młynie zawóz nieustanny, i żyd co go trzymał, płacąc tysiąc złotych, zaarędę, z karczemką, bardzo na nim dobrze wychodził.Choć to na ten młynekbyło spojrzeć, aż śmiech brał, ledwie się na palikach trzymał, pochylony, popodpierany miejscami przezroczysty, dach dranicami słomą i wiszarem odziany,na pozór nie pocześny, — ale go znali w sąsiedztwie, że deszczu nie czeka,kółko jego maleńkie jedno i drugie, dzień i noc się sobie obraca a falusz ikamień nigdy nie odpoczywają.Oprócz młyna i karczemki, stanowiących już dochód pewny, który na tysiąc zgórą złotych liczyć było można, Kryłów miał pola ornego po czterdzieści kilkamorgów w trzy ręce, i wcale nie złego, bo go na wiosnę nigdy wodaniezajmowała, a gatunek ziemi nie piaszczysty, szary, trochę z glinkąpomieszany, dozwalał przy nawozie nie tylko żyło posiać, ale i pszenicykawałek.Leśniczy, co tam gospodarował, miał się dobrze wcale, i tęskno mubyło opuszczać Kryłów, ale że jeszcze lepsze miejsce dostał od państwaJamuntów, wyniósł się ze dworku.Nim jednak dla Bronicza go wyporządzono,jeździł tam kilka razy Doroszeńko, nic nie mówiąc i wszystko tu na nowomożna powiedzieć z gruntu poregulował: grunta i rowy poczyszczono,opatrzono domostwo,zabudowania,poprawionomłynek,zagrodzonoopuszczony ogródek, zasiano zmianę jedną, nasypano w szpichrz ziarna, żebydo pustego nowy gospodarz nie zajechał.Troskliwość pana Aleksandra, ojcowska prawie, nie opuściła najmniejszejdrobnostki: wiedział, że całem mieniem Jana było jego zawiniątko, chęć dopracy i wytrwałość, a nie śmiejąc mu dawać pieniędzy, tak zasposabiał Kryłów.aby prawie nakładu nie potrzebował.Odbywało się to po cichu i tajemnie, żemieszkający w Borowej Bronicz nie domyślał się wcale jak tam pracowano dlaniego.Dworek na horodyszczu opasanem staremi wałami, na których już dębów parę,lip i sosen kilka wyrosło, stał nad stawikiem, otoczony ogródkiem niewielkim,ale miłym dla cienia.Był w nim i stary szpaler grabowy nie strzyżony, i altankaz drzew odwiecznych i trochę owocowego drzewa i miejsce w kątku na pasiekę.Tuż czarna kapliczka, w której się już nabożeństwo nie odprawiało, ale jeszczezachowana w całości znajdowała się w dziedzińcu.Nieco opodal stodółki,obórki, odryny, a nawet porządny sernik i gołębnik, dowodziły, że niegdyśpracowity ślachcic zamieszkiwać tu musiał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]