[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dolski słowa nie rzekłszy, wysiedziawszy na ławce chwilę długą, wstał i nieobróciwszy się nawet ku mnie poszedł prosto w las.— Nie śmiałem go w tejchwili ani pytać, ani zaczepiać, ani pocieszać, ani mu towarzyszyć.Rozchyliłkrzaki, wpadł w gąszcz i zniknął mi z oczów.Pojmujesz, że nazajutrzpojechałem do Rumianej; lecz jakby na zakwaszenie mi umyślnie tej chwili znieba spadłej, przystawił się Pan Koniuszy.Zobaczywszy mnie w saloniewchodzącego, poczerwieniał naprzód, pobladł potem, potargał czuprynę,spojrzał na Irenę, która spuściła trochę oczy, i nie witając mnie tak był zły igniewny, odszedł od okna.Pani Lackiej nie było w salonie i dnia tego całkiem się nie pokazywała;mówiono, że była chora.Gniew dziada mego zmienił się wkrótce w zjadliwe szyderstwo, od którego, niechcąc go zapewne rozdrażniać, mało mnie broniła Irena, wszakże broniła trochę.Ja znosiłem spokojnie jak zachwycony w polu ulewą podróżny.— Przedstawiam pani, rzekł naprzód, mojego wnuczka, mego kochanegownuczka, pana dzierżawcę Zapadlisk, (wziął je za wygrane w karty pieniądze,dobry użytek ze złego przybytku) — dzierżawcę Zapadlisk nie bez celu!Graniczą z Rumianą! a zatem ostrożnie z paniczem!— Panie Koniuszy!— Kawaler wielkich sentymentów i pije jak ja, to dosyć powiedzieć, gra jak.stracił fortunę, która by dziesięciu ubogim rodzinom na całe życie wystarczyła;ma jeszcze właśnie tyle resztek zdrowia, serca i pieniędzy, ile potrzeba nadzierżawcę Zapadlisk czyhającego na bogate ożenienie.Ale djabła zje (dodał pocichu).Moja obojętność na tego rodzaju szyderstwa, zdaje się, że podniecała jeszczedziada, który nie dał nam z sobą pomówić, i choć dla niego konie były zaszły,bo miał właśnie odjeżdżać dla pilnowania tryb, które bili tego dnia na granicy odKurzyłówki w Zajamiu, został woląc utracić kawał ziemi, niż mnie sam na samz nią porzucić.Irena zimna była na te szyderstwa i grzeczna, ale cienia uczuciaw niej nie dostrzegłem.Czy tak jest panią siebie, czy tak go ma mało? Niewiem.Wieczór nadchodził, stary mnie wyprawił i prawie wypędził, musiałemodjechać; on nie ruszył się ażeby jeszcze wrażenie lepsze jakie mogłem po sobiew jej oczach zostawić, zatrzeć nowemi może szyderstwy.O! gdyby się moje przeczucie sprawdziło, a Kapitan pobił tam tryby przez jegonajdroższe ostępy i pokrajał mu lasy — niechby choć ta mała przykrośćnauczyła go litości nad drugiemi! Nie! życzenie złe — to zemsta, a zemsta jestuczuciem bydlęcem.Bóg z nim! wszystko on to robi przez przywiązanie dlaniej, szanujmy go, choć boli.Bądź zdrów.Jerzy.XVIIRENA DO MISS T.WILLBY.Rumiana 5 Czerwca 18.Droga moja Faniu! Obiecałem ci pisywać często, żebyś naszego języka któregośsię dla mojej przyjaźni nauczyła, nie zapomniała; ale źle dotąd wywiązywałamsię z przyrzeczenia mego, ledwie raz w miesiąc odbierasz listy ode mnie, a cóżto dwanaście listów na tak długi rok! Mnie by łatwo może było napisać ichwięcej, ale godziż się tobie, pracowitej naczelnicy zakładu wychowania, trućgodziny listami takiej jak ja próżniaczki? Nie wiem czy list mój majowy doszedłrąk twoich? przez ile to rąk, przez tyle torbek pocztowych i skrzyneczek iwózków i statków te listy przechodzą, że mi trudno pojąć, jak do celu trafićmogą.Napisz że mi, czy dobrze do ciebie adresuję, czy je regularnie odbierasz;nie chciałabym pisać dla pocztmejstrów i ciekawych szperaczy listówzbłąkanych, ani też, żeby mnie nikt nie czytał.Piszę do ciebie całą duszą,szkodaby mi było utopionych wyrazów uczucia, które na białej stronnicy jak naskrzydle gołębia do ciebie przesyłam.Obiecałam ci donosić szczerze, otwarcie,jakbym jeszcze była twoją uczennicą i towarzyszką, co się ze mną dziać będzie;uiszczę się z tego sumiennie, nawet może aż nadto.Widzisz, że nadaremnie prorokowałaś mi prędką miłość, prędkie zamążpójście iprędkie — szczęście; ostatnie podobno zawsze za prędko przychodzi iprzechodzi.Lepiej jeszcze czekać na nie niż płakać po niem.Młody mój Pan Georges, o którym ci już pisałam, com go tak dziwnie iniespodzianie poznała, który tak silne na mnie zrobił wrażenie, żem się wpoczątku za nie na siebie i na niego gniewała, zawsze jest jeszcze w naszychstronach.— Nie umiem ci opisać jak mnie własne serce upokorzyło w tymrazie; nigdym się po niem takiej nie spodziewała zdrady: próżno wystawiałammu, że w tym elegancie małej stolicy naszej nic nie ma tak osobliwego, żecałkiem jest pospolity; nie pomogło rozumowanie, choć doprawdy było bardzosilne: walczyłam z sobą, i upokorzona wreszcie musiałam wyznać, że nie mamtyle mocy, ilem się spodziewała.Mój opiekun, którego ten pan jest wnukiem, najzażarciej go ode mnie odpycha.Ty znasz Pana Koniuszego, jak on poczciwie mnie kocha, to przywiązanie jegoprzechodzi czasem w słabość dziwaczną.Raz sobie powiedziawszy, że to jestwietrznik, marnotrawnik i człowiek bez zasad niegodzien takiej heroiny jak ja;stoi przy swojem, a ile użył i używa środków żeby go odepchnąć, wyliczyćtrudno.Georges mój, (dla czegoż mój? Nie wiedzieć co piszę) stracił znaczny majątek.Koniuszy mu go odkupił żeby sobie tylko odjechał od nas jak najdalej.Aleofiary tej nie przyjął Jerzy, jakiem się spodziewała, i dobrze, bardzo dobrzezrobił.Nie wiem, może sobie marzę, lecz uczucie, które w nim postrzegam (aktóraż kobieta go nie wyczyta?) zmieniło go zupełnie: stał się pracowitym,wytrwałym i myślącym człowiekiem, z miłego ale pustego chłopaka, jakim gopoznałam.Towarzystwo poczciwego Graby wiele na tę reformę życia wpłynęło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]