[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I podał numer, który mieliśmy cały czas przed sobą, zapisany na stole.Wepchnęłamsłuchawkę Wiesiowi, który upierał się przy swoim, całkowicie bez sensu, czemu nie należysię dziwić, zważywszy, że nie słyszał ani jednej odpowiedzi tamtego, a moje skróconeinformacje nie dawały mu jasnego obrazu sytuacji.Zaczęłam prychać w telefon, Wiesiospojrzał na mnie, również prychnął, zarżał i w tym momencie tamten pan się, szczęśliwie,rozłączył.Przyszedłszy do siebie, Wiesio spojrzał na mnie z zaciekawieniem. No i co? Jaki wynik?Wynik był jednoznaczny.Od pierwszych słów poznałam piękny, ciepły głos, który mniefascynował od kilku tygodni.Więc jednak to on.Ach, kurczę blade!&To tak wygląda ta państwowotwórcza praca, która wymaga otaczania się tajemnicami? A cóż,u diabła, takiego mogło się zdarzyć w rozgłośniach Polskiego Radia w ów wieczór,opromieniony nimbem Wielkiej Katastrofy??? Kto tu ma fioła, on czy ja? Nie, ja go muszękoniecznie zobaczyć, nie wierzę, dopóki go nie zobaczę w biały dzień, na własne oczy& Kto to jest Piotr Kępiński? spytałam, kiedy już całkowicie oprzytomniałam isprecyzowałam swoje zamiary na następny dzień. Jeden facet, który tam rzeczywiście pracuje powiedział Wiesio. Podobnohomoseksualista, ale to nic nie szkodzi, on mnie w ogóle nie zna. No, jeżeli tamten go zna, to zrobi mu teraz awanturę, że jakichś idiotów na niego nasyła.Trzeba przyznać, że tak znowu bardzo błyskotliwie w tej rozmowie nie wypadłeś& Ale on jest nieuprzejmy powiedział Wiesio w zamyśleniu. Odłożył słuchawkę. Każdy by odłożył.I tak długo wytrzymał.Następnego dnia w godzinach rannych wybyłam z pracy i udałam się na ustalonetelefonicznie miejsce.Czekałam w taksówce.Warszawscy taksówkarze to są ludzie, którzysię już niczemu nie dziwią.124Nawet nie czekałam długo, interesujący mnie pan okazał się człowiekiem punktualnym iobowiązkowym.Przyjrzałam mu się z daleka.On, oczywiście! Nie musiałam wyrazniewidzieć twarzy, żeby zyskać pewność, nie ma chyba w stolicy dwóch takich samych.Po długich, intensywnych i ponurych rozmyślaniach doszłam do wniosku, że istnieje tylkojedno wytłumaczenie tej konspiracji.Facet sobie zrobił zabawę pierwszej klasy, pozostając wcharakterze tajemniczego nieznajomego.Proszę bardzo, niech mu będzie, ja mu tej rozrywkinie żałuję.Mogę w tym wziąć udział.Skoro dałam z siebie zrobić takiego rekordowegobalona, to już mi nic nie zaszkodzi.Ale nie odmówię sobie tego, żeby mu trochę niepodokuczać, wykluczone, mnie też się coś od życia należy.Gdyby to chodziło o przeciętnego, znajomego człowieka, to żadne inne dane już by mnie nicnie obchodziły.Tym razem uparłam się, że odkryję wszystko.Numer samochodu, numertelefonu, adres, co się da! Zastrzeżone? Tym lepiej.Ja bardzo lubię trudne rzeczy.Wiedziałam, kiedy będzie miał dyżur do północy i wiedziałam, gdzie.Wszystko, co dotyczyłojego pracy, było mi znane niemal równie dobrze jak własny zawód.Na ten temat mogłamuzyskać bez trudu wszelkie możliwe informacje, niezależnie od wiadomości, któreposiadałam od lat.Zamówiłam sobie na wieczór taksówkę, inteligentnie wybrawszy kierowcę z upodobaniem dodziwnych przygód, i czekałam.Nastawiłam radio i słuchałam, jak znajomy, piękny głos czytakomentarz do Cannen.Już dawno wydawało mi się, że niekiedy z głośnika rozbrzmiewacoś znajomego, ale tak kategorycznie zaprzeczał temu, że jest spikerem& Zresztą, przez radioten głos brzmiał nieco inaczej.Wolałam go słuchać przez telefon, kiedy mówił własnymisłowami i z własną intonacją.Przez telefon głos był bardzo miękki, ciepły, może nieco niższyi na pewno o wiele bardziej urzekający&A telefon właśnie zadzwonił.Istotnie, miał prawo, pierwszy akt Cannen szedł pełną parą.Złośliwie uśmiechnięta, podniosłam słuchawkę. Dobry wieczór. Jak się masz powiedziałam i włączyłam się do zabawy. Wiesz, znów sięzastanawiałam nad twoim imieniem i doszłam do wniosku, że jednak muszę cię jakośochrzcić. Proszę cię bardzo.Co proponujesz? Najpierw uznałam, że najodpowiedniejszy będzie ten Izydor
[ Pobierz całość w formacie PDF ]