[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przynajmniej w tej okolicy.Mimi odpowiadała, że męż-czyzni, którzy pojawiają się w Czerwonych Bagnach, odbierają tylkokobietom rozum.Nie zostawiają po sobie nic, oprócz tęsknoty i bólu.Tamten Niemiec - wspominała dziadka - opuścił dom, zanim ich matkaprzyszła na świat, zostawiając babkę pogrążoną w żalu i tęsknocie.Wiele lat pózniej kolejny przybłęda pojawił się w tym domu.Dobrze, żeJoanny i Gabrieli nic takiego nie spotkało.Dobrze, że będą tu z namicały miesiąc.- Mimi, jasna cholera! - doleciał do nas słodki głos Joanny, gdyukryte w trawie rozmawiałyśmy o różnych sprawach tego świata.- Jakdługo mam stać przy tych garach? Nic, tylko leżysz na tej cholernej łącealbo siedzisz na pieprzonym dachu! Rusz się i chodz tu zaraz, bo niewiem, co zaraz zrobię!LRTOdwracałyśmy się leniwie, bez pośpiechu.Złość Joanny znikałarównie szybko, jak się pojawiała.Równie szybko też wracała.Zerkającw stronę domu, skąd nadal dochodziły wściekłe przekleństwa, zgady-wałyśmy, w którym to miejscu Gabrielę, najbardziej elegancką kobietęświata, dopadły problemy ze starym jak świat samochodem, że jeszczedo tej pory jej nie ma.Roześmiane wyobrażałyśmy sobie, jak w jasnym,idealnie skrojonym kostiumie i na wysokich obcasach, stoi z kluczem wręku, zaglądając pod maskę samochodu, gdzieś na poboczu, cała ubru-dzona smarem.Co z pewnością w niczym nie ujmuje jej elegancji iwdzięku.Odgarnie umorusaną dłonią włosy, zapali papierosa i oprze sięo auto.Zawsze było tak samo.Ten samochód ciągle się psuł, a matka ciąglepowtarzała, że odda go na złom.Mówiła tak nie do nas, tylko do niego.Mimi, chcąc powstrzymać potok przekleństw lecących z ust swojejpięknej, delikatnej jak anioł siostry, wstawała w końcu z tej trawy, a ja zanią.Czasem przyjazd listonosza ratował nas przed jej gniewem.Uwiel-biał Joannę, która rewanżowała mu się subtelną kokieterią.Byle jakwyrzucał z torby stos zagranicznej korespondencji w żółtych kopertach zlicznymi stemplami dla Mimi, po czym z wielkim namaszczeniem po-dawał Joannie urlopową" dawkę kolorowej prasy kobiecej, którą gar-dziła równie mocno, jak zamieszczanymi w nich opowiadaniami swo-jego autorstwa.Pisywała je od niechcenia, tylko i wyłącznie z brakuczasu na coś poważniejszego, bo inaczej już dawno wzięłaby się dopowieści, którą od wczesnego dzieciństwa zamierzała napisać.Jej hi-storyjki zaczynały się od słów: Tamtego lata Laura czuła odurzający niczym zapach jaśminuniepokój.", i kończyły w podobnym stylu.Listonosz, zachwycony, że osobiście może wręczyć jej kolorowepiśmidło z niewyszukaną w formie, za to bardzo skomplikowaną wtreści opowiastką pióra niejakiej Mirandy W., droczył się z Joanną:- Czy to wstyd pisać tak romantyczne historie? Nie ukrywałbymbynajmniej takiego talentu pod pseudonimem.LRT- Zwłaszcza że jeszcze jej za to płacą - wtrącała Mimi za każdymrazem, narażając się na umiarkowany wybuch złości siostry.- Co tam znowu donosi międzynarodowe towarzystwo zjawisknienormalnych? - rewanżowała się natychmiast Joanna.- Zjawiska nienormalne to twoja działka.- Mimi nie pozostała jejdłużna.Rzeczywiście, Joanna, zagłębiona w lekturze, z wypiekami natwarzy potrafiła całe wieczory zamęczać nas rewelacjami typu:- Trzydziestoletnia kobieta w hrabstwie Yorkshire gościła w nocy zdwudziestego siódmego na dwudziestego ósmego maja tajemniczychprzybyszy, którzy znikli równie nieoczekiwanie, jak się pojawili.- Pod nieobecność męża urządziła orgietkę, więc jakoś to trzebabyło wytłumaczyć - komentowała przeważnie Gabriela.-.zostawiając na podłodze i przed domem ślady stóp, które badateraz londyński oddział.- Och, przestań! Guzik mnie obchodzą ślady stóp zostawione przeznaćpanych włóczęgów w hrabstwie Yorkshire.- Mam tylko nadzieję - wtrącała jakby od niechcenia Mimi - żepodobne historie zajmują cię jedynie podczas urlopu.Biorąc pod uwagętwoją pracę, można to, z dużą dozą tolerancji, jakoś zrozumieć.Joanna pokazywała obu język i szła dalej czytać do kuchni.Latem dziewięćdziesiątego czwartego, kiedy listonosz wręczył jejcały plik kolorowej prasy, nie spodziewałyśmy się, że cokolwiek podtym względem się zmieni.Zaraz potem z uwielbieniem popatrzył nakark Joanny, który odsłoniła kokieteryjnym gestem, i wsiadł na rower.Herman odprowadził go do samego mostu, a potem zaczął gonić połące za jakimś gryzoniem.Nad drzewami w dali dał się słyszeć warkot, po czym nad Czer-wonymi Bagnami przemknęła motolotnia.Zadarłyśmy głowy w górę,śledząc jej lot.LRT- Wyjęłam cholerną szarlotkę z piekarnika! - oznajmiła Joanna, gdymotolotnia zniknęła nam z oczu.- Mam nadzieję, że się nadaje do je-dzenia.Przyjazd mojej matki wybawił nas od konieczności zjedzenia tejszarlotki.Rzadko która nadawała się do jedzenia.Powitałyśmy Gabrielę przed domem.Zatrzymała się z piskiem oponi wysiadła z auta bardzo elegancka i bardzo brudna.- Głupi, stary grat! - Bez zastanowienia kopnęła z pasją koło sa-mochodu, po czym z radosnym uśmiechem otworzyła ramiona, obej-mując siostry.I mnie przy okazji.- Co tu się dzieje? Przy drodze do Kostrzewskich pełno tajniaków,każdy krzak obstawiony.Przez chwilę stałyśmy przytulone, po czym Joanna zaczęła bacznieprzyglądać się mojej matce.- Przytyłaś? Czy mi się zdaje.- Zdaje ci się - Gabriela na to, ale Joanna wciąż lustrowała jąwzrokiem, więc warknęła ze złością:- No dobrze, kilo siedemdziesiąt to jeszcze nie koniec świata.Objęte weszły na werandę.Gabriela kilka razy wciągnęła mocno wnozdrza wieczorne powietrze.- Tak się cieszę, że już z wami jestem.Znowu będziemy leniu-chować, rozmawiać i spierać się o drobiazgi.Mimi została o krok za siostrami i patrzyła, jak wchodzą obie dodomu, spierając się o to, czy Gabriela przytyła na pewno tylko kilosiedemdziesiąt, czy może odrobinę więcej.I jak co roku o tej właśnieporze jej piękne oczy robiły się jeszcze piękniejsze.Wtedy nawet sobie nie wyobrażała, że gdzieś za rzeką, za bagnami,bliżej lub dalej może się dziać coś, co mogłoby mieć jakikolwiekzwiązek z jej losem.Wszystko zaczęło się tu, tu trwało i tu się miałozakończyć.Wszystkie kobiety w tym domu żyły w poczuciu absolutnejLRTignorancji wobec świata, który zaczynał się za rzeką, i było im z tymdobrze.A jednak coś takiego właśnie się działo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]