[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic z tego.Jeśli po prostumi nie powiesz.Zniecierpliwiony zerwał się z sofy.W tej chwili wydał jej sięniemal grozny.Cofnęła się o krok, ale on jakby tego nie zauważył.Butelka po piwie stuknęła dnem o stolik, na który ją odstawił.Palcamiprzeczesał ciemne włosy i przeszył Samanthę wzrokiem.Przez chwilę, przez króciutką chwilę widziała w jego oczachbłysk namiętności, nie udało jej się jednak ustalić, co było jejprzedmiotem.- W porządku, Sam.Jeśli nie wystarcza ci to, co mówiłem,powiem więcej.Ktoś na wyspie od kilku dni koresponduje z SeaLink.- SeaLink? - powtórzyła zdezorientowana.Znała tę nazwę, ale nieskojarzyła jej od razu.- Masz na myśli firmę dostarczającą sprzęt do nurkowania? No dobrze.Duża firma.Sprzedaje łodzie, aparatytlenowe, mapy, sprzęt elektroniczny.Co z tego wynika?- Założył ją w 1970 roku James Jay Astin, który jest równieżposzukiwaczem podmorskich skarbów.Razem ze swoimiwspółpracownikami wydobył pokazne ilości dóbr z przynajmniejtuzina statków leżących na dnie u wybrzeży Florydy.- Wiem, czytałam artykuł w jakimś branżowym czasopiśmie.Przekazuje znaleziska rządowi, muzeom.- A to, co chce, zatrzymuje w prywatnej kolekcji albo sprzedajena czarnym rynku w dowolnym zakątku świata.Nie zamierzała zaprzeczać.W gruncie rzeczy niewiele wiedziałao Astinie.Tyle tylko, że bardzo chciał uchodzić za wzorowegoobywatela.- Ten człowiek przyjaznił się z twoim ojcem.- Skąd wiesz?- Kiedy tutaj byłem, zdarzyło się, że popłynęli razem nurkować.Wówczas nie wiedziałem, kim jest Astin, ale potem miałem jeszczeokazję go spotkać.Sam pokręciła głową.- Nie wiem.Nie znam go.Mój ojciec miał swoje sprawy, nieznałam wszystkich jego gości.Zresztą, mniejsza o to.Jak mówisz,niejaki Astin znał mojego ojca.I co z tego? Po pierwsze, wielu ludzigo znało.Po drugie, odwiedzanie wyspy nie jest nielegalne.Skoro niejesteś już gliną, dlaczego cię to interesuje?- To moja prywatna sprawa. - Prywatna sprawa! Przez którą ktoś usiłował mnie.Mam tegodość.Sprawiasz kłopoty i jesteś nie do zniesienia.- Rozumiem, że chcesz jak najszybciej wyrzucić mnie z wyspy?- Jeśli będziesz sprawiał za dużo kłopotów, to owszem.Mogłabym kazać cię aresztować za włamanie i naruszenie cudzejwłasności.- Oto co mnie spotyka za ocalenie twojej głowy! - wykrzyknął,wspierając się pod biodra.- Powiedz mi, Sam, czy zamierzaszwyrzucić mnie stąd drugi raz? Przecież to ośrodek dla wszystkich.- Nigdy cię stąd nie wyrzucałam.- Prosiłaś, żebym wyjechał.- Twoje zainteresowania skupiały się gdzie indziej.Mam rację?- Więc zamierzasz?- Sam powiedziałeś - westchnęła - ten ośrodek jest dlawszystkich.- Cieszę się, że tak stawiasz sprawę, Sam - odparł i uśmiechnął siętriumfalnie.- I pamiętaj, nic mnie nie obchodzi, co sobie pomyśliszani czego będziesz chciała.Ja i tak nie wyjadę, póki nie uda mi sięrozwiązać kilku zagadek.A ty powinnaś mi za to być wdzięczna.- Naprawdę? Dzięki ci, Boże, za jego obecność - mruknęłakpiącym głosem.- Sam, kochanie, potrafisz być wyjątkowo niewdzięczną,wyjątkowo upartą i wyjątkowo irytującą babą - stwierdził kwaśno.Przeszedł kilka kroków potrzebnych, by znalezć się przy niej, i sięgnąłdłonią, by ująć jej podbródek. Samantha odsunęła się o krok i spojrzała na niego z podniesionągłową.- Tego możesz być pewny - obiecała mu cicho.- Jeśli spróbujeszw jakikolwiek sposób mnie skrzywdzić albo oszukać, to okażę sięnajgorszą babą, jaką spotkałeś w swoim życiu!- Ej, czy przypadkiem nas trochę nie ponosi? - spytał z nagłymuśmiechem.- Nie przyjechałem wszczynać starych kłótni.Jestempełen dobrej woli.Sama widzisz - prawdopodobnie uratowałem ciżycie.- No dobrze.Dziękuję ci.A teraz zechciej łaskawie stąd sięwynieść.Nie będę przeganiać cię z mojej wyspy, ale przecież mamprawo wyrzucić cię z mojego własnego domu!- Panno Carlyle, pani mnie potrzebuje.- Wyjdziesz wreszcie?- %7łeby zostawić cię na pastwę kolejnego zamaskowanegobandziora?- Ciebie też uważam za bandziora.- To dobrze - odparł nie zrażony.- To nawet lepiej.Wolałbym,gdybyś uważała mnie za kogoś niebezpiecznego.Będziesz wtedybardziej ostrożna - powiedział tajemniczo, przyglądając się jej wzadumie.- Adam! Nie wytrzymam tego dłużej.Czy nie możesz mi poprostu dokładnie powiedzieć, o co chodzi i co tutaj robisz?Spoważniał.Odetchnął głęboko. - W porządku - powiedział.- Niech będzie.Powiedz mi, czywiesz na pewno, kim są twoi goście.- Widzisz, jak prowadzę ten ośrodek.Ponieważ mój ojciec nieżyje, sama staram się dbać o wszystkich, którzy tu przyjeżdżają.Mamz nimi dobry kontakt.- Nie o to mi chodziło.Pytałem, czy wiesz, kim oni są.Wzruszyła ramionami.- Nie jestem gliną, a oni nie przyjeżdżają tu ze spisanymżyciorysem.Nie zakładam teczki każdemu, kto postawi stopę nawyspie.- Tak właśnie myślałem.- Rozumiem, że ty zakładasz.Masz teczki z informacjami natemat moich gości?- Tak.- %7łartujesz.- Niezupełnie teczki.Ale chyba wiem o nich znacznie więcej niżty.- No dobrze.Kto jest na wyspie?- Naprawdę nie masz pojęcia?- Naprawdę nie mam pojęcia.Wlepił w nią uważne spojrzenie, nagle jednak przekrzywił głowę ibezczelnie się uśmiechnął.Potem zaś odwrócił się i ruszył do drzwi.- Dokąd idziesz?- Wychodzę.- Jak to, wychodzisz? Przystanął i obejrzał się za siebie.- Chciałaś, żebym wyszedł, prawda?- Do licha! To było, zanim.- Zobaczymy się w salonie na koktajlu, Sam.- Poczekaj, nie odpowiedziałeś na moje pytanie!- Rzeczywiście.Ale nie wykazywałaś przecież szczególnej chęcido współpracy.- Współpraca?! Na głowę upadłeś?- Na razie, Sam.Może potem będziemy mogli wymienić paręinformacji.Idz do sypialni i zamknij okno.Chyba że czekasz nakolejne odwiedziny.Aha, i bardzo uważnie sprawdzaj odtąd zamek.W zasadzie powinnaś mieć też system alarmowy.- O czym ty mówisz? Kpisz ze mnie, czy co? Nigdy niepotrzebowaliśmy tutaj systemów alarmowych.Nigdy!- Do tej pory może nie.- To śmieszne, Adam!Uniósł brew.- Jak dla kogo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl