[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiele nas nauczył, nie? Był dla nas natchnieniem.Więc kiedy wyjdziemy dziś na toboisko, spierzemy tym facetom tyłki.Gdy zdobędziemy piłkę, atakujemy.Je\eli ktoś oberwie,niech sobie pomyśli, jak cię\ko oberwał Martin.Kiedy najdzie was ochota, by skapitulować,odegnajcie te myśli.Powiem wam jedno: wolę umrzeć, ni\ przegrać, i chciałbym, \ebyściewszyscy czuli podobnie.Russell Gloach siedział w pewnym oddaleniu od reszty zespołu, krojąc wyjętego z bułkihamburgera na małe kawałki.  Jakie wieści z frontu, Russell?  zapytał go Jim. Och, doskonałe.Uwielbiam te dietetyczne burgery.Ale mogę po\erać je setkami. Daj spokój, Russell.Zwietnie ci idzie. Jestem słaby, panie Rook, przysięgam.Jestem tak cholernie słaby, \e ledwie stoję, niemówiąc ju\ o graniu. Posłuchaj, Russell  powiedział Jim. Dzieje się tu dzisiaj coś dziwnego.Catherinewróciła. Co w tym dziwnego? Có\, nie jest zupełnie sobą.Przechodzi coś jakby załamanie nerwowe.Jeśli ją zobaczysz,złap ją i natychmiast poślij kogoś po mnie. Mam ją łapać? A jeśli ona tego nie chce? Zwłaszcza w moim wykonaniu? Dlaczego niepoprosi pan o to Brada Kaisera? Niewa\ne, po prostu złap ją.I nie puszczaj. To rzeczywiście dziwne  powiedział Russell. Powie mi pan, co się tu dzieje, czy nie? Sam nie bardzo wiem  odparł Jim. Ale obawiam się, \e to coś naprawdę niedobrego. Chyba nie coś w stylu tej afery z voodoo, co? To mnie naprawdę przeraziło.Potemtygodniami śniły mi się koszmary. Nie wiem.Ale je\eli będę mógł liczyć na to, \e złapiesz Catherine, skoro ją tylkozobaczysz, i \e zawiadomisz mnie, je\eli wydarzy się coś naprawdę dziwacznego& Nie ma sprawy, panie Rook.Zrobię to.Nagle Jim dostrzegł cień kobiecej sylwetki wśród drzew.Ale powietrze było mgliste oddymu z barbecue, po terenie krą\yli uczniowie i ich rodzice, zasłaniając mu widok.Spojrzałponownie w tamtą stronę.Kobieca sylwetka zniknęła, lecz mimo to przeprosił Russella i ruszyłku drzewom.Zatrzymał się i rozejrzał naokoło.Wiatr przyniósł mu zapach pi\ma, wrazz delikatnym iskrzeniem energii psychicznej.Wydawało mu się te\, \e słyszy rytm wybijany nabębnie: uderzenie, przerwa, uderzenie.Wrócił do stołu.Russell zjadł ju\ swojego hamburgera i zapisywał teraz w dietetycznej tabeliilość skonsumowanych kalorii. Ka\ą nam być całkowicie uczciwymi& jakby to była spowiedz czy co  oświadczyłz urazą. A co się dzieje, jeśli w tajemnicy zjesz całą paczkę herbatników? Co wtedy?Russell zaczerwienił się i wymamrotał: Robi się pięć rund wokół boiska w nadziei, \e wszystko się spali, i tyle.Autorzywspółczesnych diet są bardzo wyrozumiali. W porządku& ale pamiętaj o jednym.Dziś po południu nie chcę widzieć u ciebie ani śladuwyrozumiałości.Masz wyjść na boisko i załatwić tych gości.Jesteś taranem, Russell.Chcę, \ebyś taranował.Chcę, \eby za dwadzieścia lat ludzie mówili:  Pamiętasz tamtą sobotę? Tamtejsoboty Russell Gloach w pojedynkę zrównał z murawą całą dru\ynę Asuzy.Był wspaniały.Byłjak jednoosobowe stado słoni. Zrobię to  uśmiechnął się Russell.Ale Jim jeszcze nie skończył. Mo\e te\ zdarzyć się coś innego& Coś absolutnie nieoczekiwanego.I je\eli tak będzie,chciałbym, \ebyś był na to przygotowany. Pan to mówi serio, panie Rook?  Russell spowa\niał nagle. Tak, Russell.Dzisiejszy dzień nie będzie zwyczajnym dniem, gwarantuję ci to.Popatrz nate chmury, nadciągające ze wschodu.Wiatr się zmienił.Cokolwiek wydarzy się dziś po południu,pamiętaj o swojej klasie, o swoich przyjaciołach, i rób to, co uwa\asz za właściwe. Nie jestem pewien, czy rozumiem, panie Rook. Kiedy nadejdzie ta chwila, na pewno zrozumiesz. W porządku, panie Rook. Russell utkwił smutne spojrzenie w pustym talerzu. Czy panwie, co jadałem na śniadanie jeszcze sześć tygodni temu? Dwie kanapki z masłem orzechowymi marmoladą, a do tego usma\one na krucho plastry boczku i frytki. To właśnie zabiło Elvisa  zauwa\ył Jim. Pewnie, wiem o tym.Tak daleko bym się nie posunął.Zawsze przegryzałem to pomidoremi listkiem sałaty.Przed trzecią, kiedy miał zacząć się mecz, niebo było ju\ zupełnie zaciągnięte chmurami.W oddali, nad górami Santa Monica, za chmurami zapalały się błyskawice, niczym fleszw ukrytej za zasłonami kabinie fotograficznej.Orkiestra West Grove grała  Pasadenę tak, jakbyzale\ało jej na jak najszybszym zakończeniu występu.Dopingujące zespół dziewczynypodskakiwały i maszerowały w rytm muzyki.Powietrze naładowane było elektrycznością.Jim usiadł na trybunie po południowej stronie boiska, co chwila zerkając na zegarek.HenryCzarny Orzeł wcią\ się nie zjawiał, lecz Jimowi jakoś udawało się przekonać samego siebie, \enie ma jeszcze powodów do niepokoju.Nigdzie nie dostrzegł Coyote ani Catherine i wyglądałona to, \e być mo\e uznali zdemolowanie klasy Jima za wystarczające ostrze\enie i nie zamierzalidokonywać dalszych zniszczeń, ale nie był tego pewien.Dokładnie w chwili, gdy dru\yna West Grove rozpoczęła mecz, zjawił się George Babourisz Valerie Neagle u boku.George miał na sobie szkarłatną wiatrówkę o dwa numery za małą,a Valerie Neagle wło\yła suknię z imitacji lamparciej skóry o dekolcie o dwa cale za du\ym jakna jej wiek.Podczas gdy widzowie klaskali na stojąco, Jim przecisnął się do nich i powiedział doValerie: Hej, wyglądasz oszałamiająco. Dziękuję  odparła Valerie, składając mu na policzku wielkiego czerwonego buziaka. Zawsze wiedziałam, \e znasz się na rzeczy. Posłuchaj  powiedział Jim  wiem, \e pora i miejsce nie są najodpowiedniejsze, ale czymógłbym porozmawiać teraz z panią Vaizey?Valerie zamrugała pokrytymi tuszem rzęsami. Chcesz rozmawiać z panią Vaizey? O czym? Coś się tu dzisiaj wydarzy& coś niedobrego.Potrzebuję pani Vaizey jako pośrednikaw rozmowie z zaświatami.Odpowiedz Valerie utonęła w ryku entuzjazmu, kiedy Asuza zdobyła pierwsze punkty.George ukrył twarz w dłoniach, a Ray Vito, siedzący trzy rzędy za nimi, ul\ył sobie długą seriąsoczystych włoskich wyzwisk. Co mówiłaś?  zapytał Jim Valerie. Powiedziałam, \e pani Vaizey mnie opuściła.Zdecydowała, \e nadeszła ju\ pora, by sięrozpłynąć. Teraz? Postanowiła się rozpłynąć właśnie teraz? Nie mogłam jej powstrzymać, Jim  Valerie wzruszyła ramionami. Powiedziała, \ewystarczająco długo czepiała się resztek \ycia i \e zaczyna ją to męczyć. Ale teraz? Kiedy naprawdę jej potrzebuję? Przykro mi, Jim.Rozmawiała z twoim dziadkiem, a potem oboje zniknęli. Nie wierzę w to  powiedział Jim. Oboje ostrzegali mnie przed niebezpieczeństwem.Oboje przewidywali, \e zginę.A teraz znikają i pozostawiają mnie samego. Pani Vaizey przekazała ci wiadomość. Ach tak? Jak brzmi?  Spoczywaj w pokoju ? Nie.Oświadczyła, \e ju\ jej więcej nie potrzebujesz.Sam dysponujesz wystarczającąmocą.Powiedziała, \e powinieneś wierzyć w siebie i w to, co potrafisz. Wspaniale, ale rzecz w tym, \e nie wiem, co potrafię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl