[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znów ruszyÅ‚y w drogÄ™, upadajÄ…c w kaÅ‚uże bÅ‚ota.AngelikamiaÅ‚a obtarte do krwi stopy.Wiatr przyklejaÅ‚ jej do nógprzemoczonÄ… spódnicÄ™.BaÅ‚a siÄ™, że zasÅ‚abnie.Nic nie jadÅ‚aod dwudziestu czterech godzin.- Już nie mogÄ™  wyszeptaÅ‚a, zatrzymujÄ…c siÄ™ dla na­brania tchu.A przecież należaÅ‚o iść szybko.szybko. Czekaj, widzÄ™ jakieÅ› Å›wiatÅ‚a za nami.To jezdzcy, jadÄ…w stronÄ™ Paryża.Poprosimy ich, żeby nas wziÄ™li na konie.Polka Å›miaÅ‚o stanęła na Å›rodku drogi.Kiedy grupa jez­dzców zbliżyÅ‚a siÄ™ do niej, krzyknęła ku nim swym zachryp­niÄ™tym gÅ‚osem, który czasem przybieraÅ‚ pieszczotliwe ak­centy:153  Ej! Uprzejmi panowie! Miejcie litość nad dwiemapiÄ™knymi dziewczynami, które majÄ… kÅ‚opoty.BÄ™dziemyumiaÅ‚y wam podziÄ™kować.Jezdzcy zatrzymali konie.Widać jedynie byÅ‚o ich pÅ‚aszczez wyÅ‚ożonymi koÅ‚nierzami i zmoczone kapelusze.Wymienilikilka słów w obcym jÄ™zyku.NastÄ™pnie jakaÅ› rÄ™ka wyciÄ…g­nęła siÄ™ w stronÄ™ Angeliki.UsÅ‚yszaÅ‚a mÅ‚ody gÅ‚os, mówiÄ…cypo francusku: Wsiadaj, moja piÄ™kna.ZnalazÅ‚a siÄ™ na koniu, za jezdzcem, usiadÅ‚a jak amazonka.Konie ruszyÅ‚y w drogÄ™.Polka siÄ™ Å›miaÅ‚a.Zorientowawszy siÄ™, że ten, który wziÄ…Å‚jÄ… na konia, jest Niemcem, wymieniaÅ‚a z nim ostre dowcipypo niemiecku; jÄ™zyka tego nauczyÅ‚a siÄ™ na polach bitewnych.Towarzysz Angeliki, nie odwracajÄ…c siÄ™, powiedziaÅ‚ doniej: Chwyć mnie w pasie, dziewczyno.Mój koÅ„ ostrokÅ‚usuje, a siodÅ‚o jest wÄ…skie.Możesz spaść.PosÅ‚uchaÅ‚a go i objęła mÅ‚odego mężczyznÄ™, zÅ‚Ä…czywszyswe zlodowaciaÅ‚e rÄ™ce na jego piersi.Pod wpÅ‚ywem ciepÅ‚azrobiÅ‚o jej siÄ™ przyjemnie.OparÅ‚a gÅ‚owÄ™ o solidne plecynieznajomego i rozkoszowaÅ‚a siÄ™ chwilÄ… odpoczynku.Teraz,kiedy wiedziaÅ‚a już, co ma zrobić, byÅ‚a spokojniejsza.Codo jezdzców, domyÅ›laÅ‚a siÄ™, że byÅ‚a to grupa protestantówwracajÄ…cych ze Å›wiÄ…tyni w Charenton.Wkrótce wjechali do Paryża.Towarzysz Angeliki zapÅ‚aciÅ‚za niÄ… mostowe przy wjezdzie przez BramÄ™ ZwiÄ™tego An­toniego. DokÄ…d mam ciÄ™ zawiezć, moja piÄ™kna?  spytaÅ‚,odwracajÄ…c siÄ™ tym razem, by dostrzec jej twarz.WyrwaÅ‚ jÄ… z otÄ™pienia, w którym tkwiÅ‚a od paru chwil. Nie chciaÅ‚abym nadużywać paÅ„skiego czasu, ale pra­wdÄ… jest, że byÅ‚abym wielce zobowiÄ…zana, gdyby odwiózÅ‚mnie pan do Wielkiego Chatelet. ChÄ™tnie to uczyniÄ™.- Angeliko!  krzyknęła Polka. Zrobisz gÅ‚upstwo.Uważaj! Zostaw mnie.I daj swojÄ… sakiewkÄ™.MogÄ™ jej jeszczepotrzebować.154  A wÅ‚aÅ›ciwie, rób, jak chcesz. zamruczaÅ‚a dziew­czyna, wzruszajÄ…c ramionami.ZeskoczyÅ‚a na ziemiÄ™, dziÄ™kujÄ…c po niemiecku jezdzcowi,który wydawaÅ‚ siÄ™ uszczęśliwiony, a jednoczeÅ›nie niecozakÅ‚opotany tÄ… swawolnÄ… serdecznoÅ›ciÄ….Jezdziec Angeliki uniósÅ‚ kapelusz na pożegnanie i puÅ›ciÅ‚konia szerokÄ… ulicÄ… Faubourg Saint-Antoine.W chwilÄ™pózniej zatrzymaÅ‚ siÄ™ przed wiÄ™zieniem Chatelet, które An­gelika opuÅ›ciÅ‚a kilka godzin wczeÅ›niej.ZeskoczyÅ‚a z konia.Wielkie pochodnie umieszczone podsklepieniem fortecy oÅ›wietlaÅ‚y plac.W czerwonym blaskuAngelika mogÅ‚a lepiej siÄ™ przyjrzeć swemu uprzejmemutowarzyszowi.ByÅ‚ to chÅ‚opiec w wieku okoÅ‚o dwudziestudwudziestu piÄ™ciu lat, dostatnio, lecz prosto ubrany namieszczaÅ„ski sposób.ZwróciÅ‚a siÄ™ do niego: ProszÄ™ mi wybaczyć, że oddzieliÅ‚am pana od przy­jaciół. To nic poważnego.Ci mÅ‚odzie ludzie nie sÄ… moimiprzyjaciółmi.To cudzoziemcy.Ja jestem Francuzem, miesz­kam w La Rochelle.Ojciec jest armatorem i wysÅ‚aÅ‚ mniedo Paryża, żebym siÄ™ wprawiÅ‚ w prowadzeniu handlu w sto­licy.JechaÅ‚em razem z tymi cudzoziemcami, bo spotkaÅ‚emich w Å›wiÄ…tyni w Charenton, gdzie byliÅ›my na pogrzebiejednego z naszych współwyznawców.Widzi pani, że w ni­czym nie przeszkodziÅ‚a pani moim planom. DziÄ™kujÄ™ za tak Å‚askawe wytÅ‚umaczenie, panie.WyciÄ…gnęła do niego rÄ™kÄ™.UjrzaÅ‚a pochylajÄ…cÄ… siÄ™ nad niÄ…mÅ‚odÄ…, peÅ‚nÄ… godnoÅ›ci, a jednoczeÅ›nie uÅ›miechniÄ™tÄ… twarz. Jestem zadowolony, że wyÅ›wiadczyÅ‚em pani przysÅ‚ugÄ™,moja przyjaciółko.PatrzyÅ‚a, jak znikaÅ‚ miÄ™dzy jatkami ulicy Wielkiej Rzezni.Nie odwróciÅ‚ siÄ™ już, ale to spotkanie przywróciÅ‚o dziew­czynie odwagÄ™.Nieco pózniej Angelika Å›miaÅ‚o skierowaÅ‚a siÄ™ do straży.Zatrzymano jÄ…. ChcÄ™ mówić z kapitanem straży królewskiej.155 Mężczyzna mrugnÄ…Å‚ porozumiewawczo okiem. Z Potworem? No cóż, chodz, moja Å›liczna, skoro jestw twoim guÅ›cie.W sali byÅ‚o aż niebiesko od fajkowego dymu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl