[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Różne myśli przychodziły mi do głowy: zepsuł się autobus,musiała zostać dłużej w szkole, wstąpiła do matki po prezent.Ale z drugiej strony, zgodnie z naszą umową, powinna wtedyzadzwonić.Pomyślałam też, że może po szkole poszła gdzieśz koleżankami.W końcu to jej urodziny.Ale i tak powinnazadzwonić.O piątej piętnaście, kiedy nadal jej nie było, zasunęłamzasłony w oknie i zabrałam Adriana do salonu, gdzie miał swojezabawki.Byłam rozczarowana i niespokojna.Jeśli nie wrócido szóstej, znów trzeba będzie dzwonić do opieki społecznej,a potem zgłosić zaginięcie.W dniu urodzin! Patrzyłam na stolik z tortem, życzeniami i prezentami czekającymi na jej powróti coraz bardziej się niepokoiłam.Miałam już teraz numer telefonu Barbary.Dawn mi go dała jakiś czas temu, ale dotąd niebyło potrzeby, aby z niego korzystać.Zadzwoniłam i dłuższąchwilę wsłuchiwałam się w sygnał.Nikt nie odbierał.Było wpółdo szóstej.John obiecał, że postara się przyjść wcześniej.Spodziewałamsię go zaraz po szóstej.Dawn spózniała się już półtorej godziny.Choć było jeszcze stosunkowo wcześnie, odchodziłam od zmysłów z niepokoju, a jednocześnie złościłam się na nią za niefrasobliwość i niesłowność.Dziesięć minut pózniej ponowniezadzwoniłam do matki - nadal nikt się nie odzywał.O szóstejwrócił John.- Gdzie nasza solenizantka? - zawołał od progu.Adrianwybiegł mu na spotkanie, ja wyszłam zaraz za nim.Po mojejminie John od razu się zorientował, że coś się stało.- Nie wróciła ze szkoły.- Niemożliwe! We własne urodziny?!- Dzwoniłam do matki, ale telefon nie odpowiada.Zajmijsię chwilę dzieckiem, a ja zawiadomię opiekę społeczną, dobrze?John wziął malca na ręce i poszedł do kuchni zaparzyć herbatę.Wróciłam do salonu.Gdy połączono mnie z dyżurnympracownikiem, podałam swoje nazwisko, wyjaśniłam, kimjestem, i powiedziałam, że Dawn nie wróciła ze szkoły, mimoże są jej urodziny.Zasugerował, że może - jak sama wcześniejprzypuszczałam - została dłużej z koleżankami.Polecił odczekać jeszcze godzinę i dopiero wtedy, jeśli jej nadal nie będzie aninie zadzwoni, zgłosić zaginięcie policji.Poszłam do kuchni i streściłam Johnowi tę rozmowę.Narazie dał Adrianowi tylko herbatnika, bo wciąż liczyliśmy nato, że jednak Dawn zaraz się zjawi i zamówimy chińszczyznę,a potem będziemy świętować zgodnie z planem.Za piętnaście siódma zrobiłam nam kanapki, bo byliśmy jużporządnie głodni, a dziecku usmażyłam jajecznicę.Pora jegopodwieczorku dawno minęła i właściwie zbliżał się już czas snu.Zjedliśmy w kuchni, potem usiedliśmy w salonie.John zająłsię Adrianem, ja z ciężkim sercem zadzwoniłam na policję.Jakzwykle musiałam poczekać parę minut na połączenie.Kiedyodezwał się oficer dyżurny, przedstawiłam się, powiedziałam, żejestem matką zastępczą Dawn Jennings i chcę zgłosić, że znówzaginęła.Policjant od razu skojarzył nazwisko.- Pani już zgłaszała kiedyś jej zaginięcie - powiedział.- Ta k.Poprosił, żebym zaczekała, a ja pomyślałam, że pewnieposzedł po jej akta.Dotąd nie robiono tego, uznałam jednak, żemoże zmieniono procedury.Czekając na jego powrót, nasłuchiwałam dzwonka do drzwii modliłam się w duchu, żeby Dawn wróciła.Oczywiście należałoją porządnie zbesztać, ale jak już wysłuchamy tłumaczenia i przyj -miemy przeprosiny, to jednak damy jej prezenty i zamówimychińskie jedzenie.Do drzwi nikt nie zadzwonił, za to wróciłpolicjant.Głos miał bardziej oficjalny i dużo poważniejszy.- Pani Glass?- Ta k.- Miał się zgłosić do państwa nasz funkcjonariusz, ale jesz-cze nie dotarł.Dawn nie zaginęła.Jest w szpitalu.Trafiła tamgodzinę temu.- Co takiego? Dlaczego? - Spojrzałam z przerażeniem naJohna.- Nie znam szczegółów.Wiem tylko, że matka po powrocie z pracy znalazła ją nieprzytomną w swoim mieszkaniu.Wezwała karetkę.Dawn próbowała popełnić samobójstwo.Zamarłam, w uszach miałam dziwny szum, przez któryprzebijały się słowa policjanta.- Zabrali ją do szpitala rejonowego.Matka jest przy niej.Osłupiały wzrok cały czas wbijałam w Johna.- Dziękuję panu.- Odłożyłam słuchawkę. Dawn jestw szpitalu.Chciała popełnić samobójstwo.- J ezu! - jęknął John.- Jedz tam, ja się zajmę Adrianem.Już byłam w przedpokoju i wkładałam bury.Po drodze zgarnęłam płaszcz i torebkę.Kiedy jechałam do szpitala, moje myśli galopowały jak szalone, a serce biło w przyśpieszonym tempie.Kolejna próba samobójcza i znów Dawn jest w szpitalu! Nie mogłam w to uwierzyć.Wprawdzie przez ostatnie dni była cicha i zamknięta w sobie,ale rano wydawało się, że jest w dość dobrym nastroju i że cieszysię z czekających na nią prezentów i urodzinowego przyjęcia.Do szkoły na pewno dotarła, bo sekretarka nie dzwoniła.Cóżwięc mogło się stać? Co ją tak zdołowało, że zdobyła się na tendesperacki krok? Do mieszkania matki ze szkoły było okołogodziny jazdy autobusem - musiała się tam wybrać prosto polekcjach.Policjant mówił, że przyjęto ją godzinę temu, co tłumaczyło, dlaczego telefon Barbary nie odpowiadał - były wtedyw karetce.Ale dlaczego? Dlaczego akurat dzisiaj? Co się stało?Nagle przebiegł mi po plecach lodowaty dreszcz, bo przypomniałam sobie, co mi powiedziała: Obiecuję ci, że jutro będęszczęśliwa".Czy to znaczy, że wszystko zaplanowała? Czy jużubiegłej nocy wiedziała, co zrobi? Czy mówiąc, że będzie szczęśliwa", miała na myśli to, że pojedzie do matki i popełni samobójstwo? Dobry Boże! Aż się wzdrygnęłam i mocniej zacisnęłamdłonie na kierownicy.Spokojnie powiedziałam wtedy dobranoci wyszłam, zadowolona, że trochę jej się humor poprawił.Tymczasem ona się przymierzała do samobójstwa!Kiedy parkowałam pod szpitalem, jeszcze jedna myśl przyszła mi do głowy.Jeśli jest u niej matka, to może nie życzyć sobiemojej obecności.Barbarę widziałam tylko raz, podczas spotkania w opiece społecznej zaraz po rym, jak Dawn zamieszkałau nas.John miał z nią kontakt jeszcze dwa razy: w lecie, gdyodwoził do niej Dawn, a potem w Wigilię.Była wobec niegouprzejma, ale teraz mogło się to zmienić, jeśli mnie obarczałaodpowiedzialnością.Miałaby do tego pełne prawo, bo rzeczywiście byłam odpowiedzialna.To ja przegapiłam sygnałyświadczące o depresji i nie domyśliłam się, co Dawn zamierza.Owszem, widziałam, że jest przygaszona i smutna, i próbowałam z nią rozmawiać, ale nic to nie dało.Wyłączyłam silnik.Siedziałam w samochodzie i patrzyłamprzed siebie w ciemność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]