[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po jakimś czasie stok zrobił się bardziej stromy i droga już teraz stale pięła się wgórę.Wołom nie sprawiało trudności ciągnięcie wozów bez ładunku, ale ponieważ byłyrównie leniwe jak silne, szły coraz wolniej.Osmund popędzał je, trzaskając je lejcami poszerokich zadach.Kiedy wytoczyli się z małej dolinki na kolejny grzbiet, zobaczyli wreszciedrewnianą chatę, a przed nią piec o dziwnym kształcie do wytapiania żelaza.Hacon już z daleka ich zauważył i pomachał do nich.Cztery lata wcześniej Harald i Hacon stwierdzili, że wożenie rudy z gór do osadyi dopiero tutaj oddzielanie żelaza od żużlu nie ma sensu.W najwyższym, zatem miejscu,do którego mogły jeszcze dojechać wozy zaprzężone w woły postawili tę chatę.Przed dziesięcioma dniami Hacon wraz z dwoma niewolnikami Haralda wybrali się pieszo w góry Wspięli się wysoko na postrzępione granie Asi i pogłębili sztolnię,która tam się znajdowała, a kiedy parobkowie wyciągali rudę, Hacon przygotował piecdo wytopu.Lubił to miejsce u stóp potężnej góry i kochał tę pracę, która składała się naprzemian z ciężkiej harówki, częściowo w żarzącym się upale, częściowo zaś z czekaniacałymi godzinami.Była to zawsze miła okazja, aby przemyśleć rozmaite sprawy, którechodziły mu po głowie, i wciąż na nowo odkrywać piękno tej krainy Po dziesięciu dniachspędzonych z niewolnikami, którzy najczęściej byli ponurzy, Hacon ucieszył się jednak,że przybycie brata zapowiada koniec jego odosobnienia.Niebawem wozy i jezdzcy dotarli do chaty Hacon serdecznie przywitał brata, jegoprzyjaciela i chłopców, dając znak jednemu z parobków, żeby przyniósł przybyszom pokuflu piwa.Niewolnik bez słowa zniknął w chacie.Candamir popatrzył za nim, kręcącgłową.- Nigdy się nie boisz, że mogą cię walnąć w łeb i uciec na pustkowie?- Tak, boję się - przyznał Hacon z zawstydzeniem.- Pierwsze noce tutaj zawsze spędzam bezsennie.Ale Harald przysięga, że sąoddani.To Aotysze, a on twierdzi, że oni wszyscy są tacy i nie ma się, czym przejmować.Poza tym stoję tu przed tobą żywy, można, więc wnioskować, że ma rację.Candamir, Osmund i chłopcy dostali swoje piwo, a kiedy Nils się napił, obudziłasię jego ciekawość, która była jeszcze bardziej niezaspokojona od pragnienia jego ojca,jak to często twierdziła jego macocha.- Czy to jest ten piec, w którym smaży się żelazo, wuju Haconie?Hacon przytaknął.- Można tak powiedzieć.Chodz, pokażę ci, jak to się robi.Ale uważaj, to bardzogorące.Nie tylko chłopcy, ale także ich ojcowie poszli za Haconem do pieca, którywyglądał jak ogromny kosz odwrócony dnem do góry.Młody kowal wskazał dolnybrzeg.- Najpierw trzeba wykopać dół.Potem z glinianej cegły muruje się ściany pieca,widzisz? - Palcem wskazującym pokazał grube, podłużne prostopadłościany.W górnejczęści nachylały się do wewnątrz, tworząc coś w rodzaju dachu, a w środku znajdowałsię okrągły otwór, z którego się dymiło. - Warstwami układa się na przemian rudę żelaza i rozżarzony węgiel drzewny, ażdo samej góry.- Po co ta dziura? - zapytał Roryk, wskazując niewielki otwór w dolnej częściceglanego muru.- Na miech - objaśnił Hacon.- Dostarcza się nim do ognia powietrze, dziękiczemu płonie bardzo, bardzo gorąco.- W ten sposób wytapia się żelazo - zakończył Roryk, kręcąc z fascynacją głową.- W rzeczywistości to żużel się wytapia i odkłada się na dole.Na nim tworzy sięwarstwa żelaza, ale trzeba to żelazo pózniej w kuzni jeszcze raz rozgrzać, i to znaczniemocniej, zanim można je będzie obrabiać.- Jak to długo trwa? Od rozpalenia pieca do chwili, w której można wyciągać zniego żelazo? - chciał wiedzieć Nils.- Przy piecu tej wielkości mniej więcej jeden dzień.Załadowaliśmy piec jeszczeprzed wschodem słońca, niebawem będziemy, więc mogli go otwierać.Ale chcę,żebyście obaj poszli do wozu i tam pozostali, słyszycie?W głębi pieca był taki żar, że jeszcze cały następny dzień należało czekać, ażżelazo się wyżarzy i wychłodzi wystarczająco, aby można było go dotknąć gołą ręką [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl