[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwierzątka nie rozumieją, cosię dzieje, kieruje nimi animalny strach.A potem, wypuszczone na wolność, cieszą się,jak ci teraz.Minie jeszcze co najmniej rok, nim siwa mgła w ich świadomości rozwieje się izobaczą Hipertekst w całym jego blasku i doskonałości.Zrozumieją, jakie zajmują wnim miejsce i omdleją z radości.Saszka zamknęła oczy.Nie, radość jest zbyt trywialnym, zbyt ludzkimuczuciem.To, co ona odczuwa w obliczu Hipertekstu, można wyrazić jedynie słowemprawdziwej Mowy.Właśnie tym, jaskrawym i ostrym, szmaragdowo-zielonym iopałowym, a wyrażonym graficznie.Gdzie tu jest papier i ołówek?Pamiętając o zakazach, rysowała tylko szkice.Jedynie podstawowe, niewyrażone zarysy słów i pojęć.I tak ją to pochłonęło, że prawie przepuściła konieczaliczenia.Jegor wyszedł z sali ostatni.Przeszedł kilka kroków korytarzem i zatrzymał się.Widząc jego twarz, od razu wszystko zrozumiała.- Poprawkę mam pojutrze.- Patrzył prosto przed siebie.- Ale nie mogę.Niemogę.* * * Czas jest pojęciem gramatycznym.Jest to zrozumiałe czy muszę wyjaśnić?.Postawiła kotwicę w dzieje się teraz.I pomknęła w działo się dzisiaj.Takdaleko, jak mogła.Studenci drugiego roku zdawali długo.Saszka siedziała przy kopytachbrązowego konia.Tak, przeskoczyła do tyłu tylko o jedno wydarzenie.Jeśli zaliczenie uzna się za wydarzenie.Studenci wychodzili pojedynczo, parami, ktośod razu zapalał papierosa, ktoś rzucał się komuś w ramiona, ktoś inny nie przestawałsię śmiać; powoli zaczęło robić się głośno. Ach, o czym jest po zimie wróbelków śpiewszczęśliwy? Przeżyliśmy, wyżyliśmy i każdy z nas jest żywy!.Przyglądając się wychodzącym, wyjęła z torby kartkę i ołówek.Naszkicowałakilka pojęć graficznych.Człowiekowi w ludzkim ciele trudno jest myśleć słowamiprawdziwej Mowy.Transformują się one w gigantyczne obrazy, które są niezwyklepiękne, jednak na szybkość myślenia wpływa to fatalnie.Jegor wyszedł z sali ostatni.Przeszedł kilka kroków korytarzem i zatrzymał się.Widząc jego twarz, Saszka przygryzła wargę.- Poprawkę mam pojutrze.- Patrzył prosto przed siebie.- Ale nie mogę.Niemogę.* * *Teraz.Wtedy.Znów siedziała przy kopytach brązowego konia.Zapewne coś jej się poplątało zpojęciem wydarzenia.Najwyrazniej to, co działo się teraz z Jegorem, było bardziejzłożone, niż zwykłe zaliczenie, które rozpoczynało się o dziesiątej i miało zakończyćokoło drugiej.A może Saszce brakowało doświadczenia i umiejętności? Powracającwciąż w przeszłość, niezmiennie pojawiała się przed zamkniętymi drzwiami.- Co pani tu robi, Saszeńko?Stierch właśnie wszedł do instytutu przez frontowe wejście.Połyjego długiegoczarnego płaszcza były pobielone śniegiem.Saszka doskonale pamiętała, że podczasjej pierwszych prób żadnego Stiercha nie było.Czy oznaczało to, że rzekomy garbus żyje - istnieje - w ogóle poza czasem?!- Nie po to uczyłem panią operowania czasem gramatycznym, aby kręciła siępani jak kwiatek w przerębli.Niech pani na wszelki wypadek zapamięta: podczasegzaminu nie będzie miejsca na żadną samodzielną inicjatywę.Proszę robić wyłącznieto, co będzie zapisane w zestawie pytań.Pilnuje pani tego chłopca, JegoraDorofiejewa?- Tak.On.- Czasowniki w trybie przypuszczającym często cierpią na brak woli - garbusposmutniał.- A w naszej profesji bezwolność jest wyrokiem.- Nikołaju Waleriewiczu.- od ciągłych przemieszczeń w czasie Saszce kręciłosię w głowie.- Czy może pan mu pomóc? Teraz? Niech dostanie chociaż to zaliczenie?To jedno?- Czasownik w trybie przypuszczającym ma wielkie możliwości.- Stierchrozpiął płaszcz; na podłogę spadły krople wody.- Niekiedy olśniewające.Jednaknajczęściej są to możliwości zmarnowane.Chciałem to pani powiedzieć wcześniej,ale.nie chciałem pani przygnębiać.* * *Stierch poszedł.Saszka odprowadziła go wzrokiem.Wiedziała już, co musi zrobić.W najdrobniejszych detalach.Różowy telefon najej szyi zapewne by ją przed tym powstrzymał.Lecz Farit Korzennikow zabrałkomórkę i tym samym rozwiązał jej ręce.Przewróciła kartkę zapisanego do połowy zeszytu.I następną, czystą.Miałaprzed sobą czystą stronicę.Oto gdzie tkwił błąd.Wydarzenie nie sprowadzało się wyłączne do otrzymaniazaliczenia; było ono znacznie mniej oczywiste, nieciągłe, punktowe.Drobne ijednocześnie elastyczne.I nie nazywało się miłością; nie, to działanie miało swójczasownik, swój znak, swoje oznaczenie.Oby tylko wytrzymał ołówek.* * *Teraz.Wtedy.Rano, o wpół do ósmej, Saszka wyjrzała przez okno i zobaczyła Jegora,siedzącego na ganku między kamiennymi lwami.Był podobnie nieruchomy i biały jak rzezby.Na jego ramionach leżały dwiegórki śniegu.- Co ty wyprawiasz?! - otworzyła drzwi i przeciąg liznął jej domowe kapcie zfutrzanym obszyciem.Po raz pierwszy cofnęła się tak daleko w przeszłość.O kilka godzin.Obleciał jąstrach.Wpuściła Jegora do mieszkania.Odemknęła kominek i położyła na węglachstarą pomiętą gazetę.- Zaraz się wszystkim zajmiemy.Nie bój się.Położyła na gazecie kilka suchychdrew.Zapaliła zapałkę.- Zaraz się ogrzejemy.Poczekaj.Wzięła torbę, zostawioną na noc na wieszaku.Poczuła chwilowe zmieszanie;zeszyt był ten sam, tylko kartka, którą należało pokryć znakami, była jeszcze biała,czysta.Trzeba zatemperować ołówek, żeby się nie złamał.- Tylko niczemu się nie dziw, Jegorka, dobrze? Wiem, co chcesz powiedzieć.Wiem, że dostaniesz zaliczenie.I wiem, jak je dostaniesz.Patrz na mnie.Patrz namnie.Położyła na biurku kartkę papieru.Nie zapomnieć zatemperować ołówka.Tak. Wola.Jeden z podstawowych znaków o wielu znaczeniach; wszystko zależy odniuansów, od wpisanych sensów.W pięciu wymiarach.Miejscami pojawia się teższósty.Znakomicie.- Saszko.- Milcz i nie otwieraj ust.Ciężko pracuję, milcz.Projekcja woli na osobowość - wola-szkic plus indywidualna wola Jegora,której nie można zignorować - wola-dwa szkice.Zamigotał znak, rozprzestrzeniając się w czasie.Umieszczała czwarty wymiarwewnątrz pętli czasowej.Nikt jej tego nigdy nie uczył, nie słyszała nawet o takzłożonym paradoksie, było już jednak za pózno na odwrót, niezależnie odewentualnych efektów ubocznych.Zegar zaczął tykać wolniej.Wahadło znieruchomiało na moment i ruszyłoznowu.Saszka uśmiechnęła się szeroko.Udało jej się.Wzięła Jegora za ręce i przyswoiła go, stopiła się z nim.Jakim był światłym,silnym i dobrym chłopcem.I co z nim zrobił instytut.Saszka zwalczyła przypływ nagłej i niepotrzebnej litości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]