[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miał pojęcia,czego dotyczy przynajmniej połowa z nich.Wiedział natomiast, czego dotyczy kartka przypięta na samym środku.Tobyła lista spraw do załatwienia, nim popłynie sok i ruszy produkcja syropu.Oczyścił już gaj klonowy.Teraz należało porozkładać węże na dwudziestuhektarach obsadzonych klonami.Przez ostatnie lata robili to razem z Heather.Wtym roku mu nie pomoże.Z zaciśniętymi szczękami wyszedł na podwórze.Znieg pod stopami wciążbył ubity, lecz Micah wiedział, że długo już nie poleży.Wkrótce zaczną siępierwsze dzienne roztopy.Nie musiał sprawdzać tego w kalendarzu, spoglądaćna barometr czy oglądać prognozy pogody.Nie wyglądał też innych znaków,takich jak krakanie wron czy ślady szopów na śniegu.Czuł to w kościach.Niena darmo był synem producenta syropu.Wieczory wypełniało mu mycie oraz czyszczenie pojemników, osprzętu iszpuntów.Zrobił to już raz, w kwietniu, kiedy sok zgęstniał, ściemniał i przestałpłynąć.Teraz należało powtórzyć całą procedurę.Musiał wszystko przemyćpodchlorynem i trzykrotnie przepłukać, aby sok nie miał żadnego posmaku.Podstawowym wymogiem w całym procesie było zachowanie idealnej czystości- jeżeli chciało się uzyskać produkt najwyższej jakości, a tylko taki się liczył, bojak wychodziło z kalkulacji, produkcja gorszego gatunku nie była wartazachodu.Zdążył podłączyć butlę z propanem, aby nagrzać wodę, gdy naszła gookropna myśl.Nie usłyszy, jeśli którejś z dziewczynek przyśni się coś złego.Jeżeli nagle zachoruje albo się czegoś wystraszy, wołanie nie przebije się przezszum lecącej z kranów wody.Do tej pory, kiedy był zajęty pracą, mógł liczyć naHeather.Wmawiał sobie, że musi wykorzystać ten czas na mycie sprzętu, więc nieprzerwał zajęcia.Napełnił wodą duży zlew z nierdzewnej stali i dolałodpowiednią porcję podchlorynu.142R SPo namyśle jednak odszedł od zlewu, wyłączył gaz i wrócił do domu.ROZDZIAA 8W sobotę Griffina wyrwał z głębokiego snu wściekły warkot silnika.Przekonany, że lada sekunda coś uderzy w ścianę chaty, odrzucił koc i zerwałsię na równe nogi.Snop światła przedarł się przez zasłonki i rozjaśnił wnętrze.Kiedy otworzył drzwi, reflektory błysnęły mu prosto w oczy.W ciemnościachtuż przed świtem ich światło zupełnie go oślepiło.- Kto tam?! - zawołał, osłaniając oczy dłonią.Gdy się zorientował, że nie przekrzyczy ryku silnika, pomachał ręką.Zwiatła prześliznęły się w bok i jednocześnie przycichł warkot silnika.Wpoświacie odbijającej się od śniegu na zamarzniętym jeziorze zobaczył śnieżnyskuter.Tuż za nim dostrzegł coś dużego, potem całość zaczęła się oddalać izniknęła za jego wyspą.Chwilę pózniej silnik ucichł.Zamknął drzwi i spojrzał na zegarek.Była dopiero szósta rano.Przez nocdrewno zdążyło się wypalić i ogień w piecu ledwie się żarzył, więc w chaciebyło zimno, choć nie aż tak bardzo jak pierwszego dnia.Teraz trzymał w chaciezapas drewna, dzięki czemu polana były suche i łatwo się paliły.Dorzucił kilka.Z miejsca się zajęły.Ubrał się w świetle kominka i włożył buty, po drodze chwycił kurtkę orazkupioną u Charliego latarnię na baterie i wyszedł na dwór.Znieg na ścieżce dojeziora był teraz ubity, więc szedł bez wysiłku, a kiedy dotarł do brzegu, podążyłkoleiną wyżłobioną w puchu przez koła skutera i przyczepy.Zlady do-prowadziły go do cypla Little Bear.Uniósł latarnię.- Co słychać? - usłyszał głos starego człowieka.- Billy Farraway, prawda? - zapytał, podchodząc.- Zgadza się.143R S- Powiedziano mi, że prędzej czy pózniej się tu zjawisz.- Prędzej, ale tylko ze względu na Zwięto Lodu.Byłem na drugim końcuwyspy Elbow Island i ryba ładnie brała.W weekend zaroi się tu od ludzi.Niemam zamiaru z nikim się dzielić moim terenem, jeśli będą chcieli łowić.Powinny tu być pstrągi.Masz kawę?- Nie.Ale mogę zaparzyć - zaproponował Griffin.- No to zajmij się tym, a ja tymczasem rozstawię domek.Nie ma obawy,poradzę sobie po ciemku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]