[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem sprowadziła rośliny  bujne, zielone, żywe kwiaty,których utrzymanie wymagało mnóstwo zachodu, ale efekt był tego wart.Podobnie rzecz się miała z drewnianymi pergolami, oddzielającymiposzczególne sale i bar z masywnego dębu z wysokimi taboretami, z kolekcjąszkła wszelkich rozmiarów i kształtów, i z importowaną porcelaną, którapełniła funkcje dekoracyjne.Stoły z plecionki ze szklanymi blatamiharmonizowały kolorystycznie z elementami dębowymi, a krzesła  ha, krzesłastanowiły największą chlubę Laury.Obok tradycyjnych foteli z plecionki staływdzięczne krzesła z wysokimi oparciami w kształcie pawiego ogona, jedne idrugie wysłane poduszkami w kolorze głębokiej zieleni lub burgunda.Dla Laury symbol wytwornego życia stanowiło pózne śniadanie w gronienajbliższych przyjaciółek, przy jednym stole, każda na  pawim tronie", wzakątku oddzielonym od reszty świata gęstą kaskadą szwedzkiego bluszczu.Dokładnie tak wyglądały na ogół wtorkowe poranki.Wtedy właśnie,jeszcze przed otwarciem restauracji, spotykała się z Daphne, Elizą i DeeAnn,by omawiać interesy.Tak przynajmniej było w założeniu.Najczęściej jednakpochłaniały je inne kwestie: francuski lakier do paznokci DeeAnn, przyjęcieurodzinowe córki Elizy czy sprawa, którą akurat prowadziła Daphne,dotycząca naruszenia nietykalności osobistej z usiłowaniem morderstwa.Jonasz zjawiał się wówczas odpowiednio wcześniej, żeby gotować specjalniedla nich.Czasem testował nowy przepis, innym razem szykował jużsprawdzone przysmaki, jak jaja zapiekane z brie czy zapiekanki z bekonem iotrębami.Ostatecznie dyskusja schodziła na nowe płócienne obicia krzeseł,93RS które Laura chciała zamówić, albo na godziny otwarcia lokalu w czasie ferii,które Eliza miała niebawem przekazać prasie.DaphneWtajemniczała je w swoje plany wycyganienia od miasta placu na parking,a DeeAnn zdradzała swój sposób na pijanych klientów.Potem wszystkie czteryrozchodziły się do swoich zajęć.Laura wychodziła z tych spotkań podniesionana duchu, z poczuciem bezpieczeństwa.Dałaby wiele za odrobinę tego ciepła i bezpieczeństwa, kiedy przybyła do Wisienki" w ten czwartkowy poranek.Była przemarznięta do kości iroztrzęsiona.Nadal nie miała żadnych wiadomości o Jeffie.Po powrocie od Lydii spędziła dwie godziny przy telefonie.Najpierwskontaktowała się z policją, potem z Daphne i z Davidem, następnie zreporterem lokalnej stacji kablowej.Odbyła też kilkanaście rozmów ze znajo-mymi, którzy dzwonili z pytaniami o artykuł w gazecie i proponowali swojąpomoc.Nikt jednak nie wiedział nic, co mogłoby wyjaśnić tajemnicęzniknięcia Jeffa.O wpół do jedenastej miała dosyć bezskutecznych telefonów i rosnącegopoczucia bezsilności.Ubrała swój ulubiony komplet w kolorze mięty: sweterekplus legginsy, rozjaśniła blade policzki różem, przeciągnęła energicznieszczotką po włosach i pojechała do  Wisienki".Nie wiedziała, czy ma na tylejasny umysł, żeby wiele tam zdziałać.Jeżeli nawet nie wykona żadnejkonkretnej pracy, jej pojawienie się podniesie na pewno na duchupracowników, którzy muszą zadawać sobie pytanie, jak zniknięcie Jeffa odbijesię na interesie i na samej Laurze.Weszła przez tylne drzwi i skierowała się wprost do kuchni, gdziepomiędzy błyszczącymi blatami z nierdzewnej stali i wśród unoszącego się94RS zapachu świeżo pieczonego chleba uwijało się czterech pracowników oraz szefkuchni, Jonasz. Cześć, chłopaki  rzuciła pogodnie, ale mina, jaka towarzyszyłapozdrowieniu  ni to uśmiech, ni to grymas  z miejsca zdradziła, że nie będziełatwo zachowywać się jakby nigdy nic.Natychmiast otoczyli ją zaaferowani pracownicy. Cześć, Lauro. Co słychać? To niewiarygodne! Jeżeli możemy pomóc.Uniosła dłoń, żeby powstrzymać potok słów.Prezentując tym razembardziej szczery, bo zmęczony uśmiech, powiedziała miękko:  Dziękuję.Jakoś sobie radzę. Czy coś już wiadomo? Jeszcze nie. %7ładnych śladów? Jeszcze nie. Znajdą go. Jestem pewna. Jadłaś?Potrząsnęła głową.Annie, która zadała to pytanie, pełniąca na tej zmianiefunkcje piekarza, sięgnęła do głębokiego kosza i wręczyła jej gorącegocroissanta. Domowej roboty  powiedziała szczerząc zęby.Laura przyjęła rogala, nadgryzła go i przewróciła oczami. Nie bardzo możesz jeść, co?  powiedziała Annie z rozumiejącymspojrzeniem.95RS Annie miała około dwudziestu pięciu lat, jak większość osób z personelukuchennego Laury.Jak inni, miała nadzieję któregoś dnia przenieść się dowiększej i bardziej renomowanej restauracji w Bostonie, Nowym Jorku, czynawet w Paryżu.Tymczasem uczyła się rzemiosła pod okiem Jonasza, który wwieku dwudziestu ośmiu lat posiadał już nie tylko dyplom Instytutu Kuli-narnego, ale również trzyletnie doświadczenie na stanowisku zastępcy szefakuchni w Quebec.Był surowym mistrzem, ale rezultaty warte były odrobinywysiłku. Wisienka" jako miejsce pracy cieszyła się renomą.Laura wiedziała,że jeśli któregoś dnia Annie odejdzie, to na pewno nie z powoduniezadowolenia łub znudzenia. Na pewno go zjem  zapewniła.Uchwyciwszy spojrzenie Jonasza,który wyraznie odseparował się od grupy i wolno zmierzał w stronę drzwiwiodących do restauracji, przeprosiła zebranych i ruszyła za nim, oddalając sięod reszty na odległość zapewniającą dyskrecję. Jak sobie radzisz?  zapytał poufnym tonem.Gdyby pytanie wyszło zinnych ust, Laura przylgnęłaby do rozmówcy, szukając u niego ciepła ipociechy.Ale Jonasz nie był odpowiednim adresatem takich pragnień.Stano-wił typ zimnego samca, umiejącego trzymać otoczenie na dystans.Przeciętnego wzrostu, o sylwetce wyraznie zwężającej się ku biodrom, zbladymi, szarymi oczami i gęstymi włosami jasnoblond, był szarą eminencjąkuchni; dyskretnie i bez rozgłosu, przy minimum słów i gestów, prowadził jążelazną ręką.Laura cieszyła się, że ma u siebie tak pewnego człowieka. W porządku. Wyglądasz na zmęczoną. Bo jestem. Co słychać w domu?96RS  Napięta atmosfera. Oderwała kawałek rogala. Niby normalnie, ainaczej.Za kilka godzin przyjeżdża Scottie.Zostanie na weekend, potem wrócido Penn.O ile nic się nie wydarzy do poniedziałku. Jak znalazła się w tej sytuacji Debra?Laura uśmiechnęła się.Debrze Jonasz wyraznie imponował.Ilekroć gowidziała, aby brzmieć bardziej dojrzale i niezależnie, cedziła słowa powoli i zwyraznym namysłem, ku wielkiej uciesze Laury. Debra jak Debra.Jest rozdrażniona.Nie rozumie, co się dzieje.Niewięcej niż ja. Wzięła do ust odrobinę miąższu, który wydłubała ze środkacroissanta. W gazecie zamieścili interesujący artykuł.O'Neil to kąśliwa bestia.Czym go tak rozsierdziłaś? Nie podobały mi się niektóre z jego pytań i dałam mu to poznać.Spojrzała w stronę głównej sali, gdzie DeeAnn sprawdzała nakrycia stołów urzekająca, uwodzicielska DeeAnn, u której prędzej doczeka się uznania szalikChanel i butelka wytwornego Dom Perignon niż pierwszy lepszy mężczyzna. O  Wisience" mówiłaś poważnie?Laura oddała mu twarde, proste spojrzenie.Podtrzymanie ducha wśródpracowników było ważne.Ale przekonanie Jonasza o swojej zdecydowanejpostawie i woli walki o własny biznes stanowiło punkt krytyczny. Tak.Pracujemy jak zwykle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl