[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak zginęła? - zapytał.Delikatnie cofnął rękę i bawił się szklaneczką, ob-racając ją na blacie stołu.- Na razie nie wiadomo.W radiu wspomnieli, że zakład medycyny sądo-wej musi przeprowadzić ekspertyzę.Ale okoliczności śmierci są podejrzane.116Zapalił papierosa, mrużąc oczy.Nagle zaczęła się zastanawiać, co tu wła-ściwie robi.W niczym to nie przypominało jej fantazji, romantycznych scen zksiążek, w których się zagłębiała, gdy już nie mogła wytrzymać w szkole.Pew-nego razu ojciec zabrał ją na klify na północnym krańcu Unst.Była wiosna,wokół krążyło mnóstwo krzyczących ptaków morskich i roznosił się ostry odórod ich gniazd.Patrząc z urwiska w dół, nawet z bezpiecznej odległości, czułazawrót głowy i brakowało jej tchu.W dole widziała fale rozbijające się na gła-zach, ale na dobrą sprawę nie potrafiła uwierzyć, że one tam są.Odnosiła wra-żenie, że spogląda w nicość.Pomyślała, że to koniec świata i że z tego miejscanie ma dokąd dalej iść.A teraz, siedząc naprzeciwko Roberta Isbistera, miałapodobne odczucia.Czego właściwie oczekuje? %7łe będzie przez niego kochana?O tak, z całą pewnością.O tym przecież marzyła.O drobnych gestach świad-czących o jego miłości, o prezentach.Ale czy powinien się z nią kochać? Naprzykład dziś wieczorem, po drodze do domu, z tyłu jego furgonetki? A potem,czy mogłaby podejść do matki, tak jakby właśnie wysiadła z autobusu, i odpo-wiadać na pytania o dniu spędzonym w szkole? Czy rzeczywiście tego chciała?Była całkowicie zagubiona.Jakby znalazła się pod wodą i rozpaczliwie starałasię zaczerpnąć powietrza.Dopiero po chwili dotarło do niej, że Robert zadał pytanie.- Słucham?- Ludzie gadają, że zrobił to Magnus Tait.Co powiedział ci Perez?- Nic na ten temat - odparła.- Chyba obowiązuje go tajemnica, prawda?Przyszedł tylko dowiedzieć się o Catherine.- Czego?- Wszystkiego.Czy miała chłopaka? Z kim się kumplowała? Próbowałustalić, co robiła tamtej nocy, zanim wróciła do Ravenswick autobusem.Robert odchylił się na krześle.Człowiek przy kominku zachrapał tak gło-śno, że się obudził.Rozejrzał się nieprzytomnie wokół i natychmiast znowuzasnął.- A miała chłopaka? - spytał Robert.- O żadnym nie wiem.- Ale wiedziałabyś, prawda?117- Nie jestem pewna.- Pragnęła, żeby ją objął, przytulił i pocieszył.W fil-mie tak właśnie zachowywałby się bohater.Chciała mu wyjaśnić, jakie towszystko dla niej trudne.Nie powinna siedzieć z nim tutaj.Mógł przecieżwejść ktoś, kto zna jej rodziców.Nie była jak inne młode dziewczyny, z który-mi on się zadaje.Uważała, że mógłby jej powiedzieć, że jest inna i dlatego jąlubi.- Mówiła ci, gdzie była tamtej nocy przed śmiercią?- Niby jak? Nie widziałam Catherine tamtego dnia.- Jak myślisz, kto to zrobił? - spytał.- Może, zanim zginęła, wspominała ojakichś świrach, którzy się wokół niej kręcą?- Nie.Nic z tych rzeczy.A poza tym często ściemniała i sama zachowywałasię jak wariatka.Porąbało ją po śmierci matki.%7łyła jakby w innym świecie.- Aha.- Chyba zamierzał o coś jeszcze zapytać, ale dodał tylko: - Jasne.- Izaczął gapić się na starego faceta śpiącego przy kominku.- Posłuchaj, muszę już lecieć.Matka spodziewa się, że przyjadę autobu-sem.- A, tak.- Dopił whisky, ale nie ruszył się z miejsca.- Powiedziałeś, że mnie odwieziesz.- Oczywiście.- Uśmiechnął się.Przypominało to trochę jego dawny uśmiech, zalotny, a zarazem kpiarski,ale brakowało w nim szczerości.Sally doszła do wniosku, że właściwie Rober-towi wcale nie chodziło o to, żeby się z nią spotkać.Umówił się tylko dlatego,żeby wypytać o Catherine.Okazał się nie lepszy niż dzieciaki z jej klasy.Zaparkował furgonetkę niedaleko portu.Szli w tamtym kierunku w dółstromą alejką.Robert objął Sally ramieniem.Rozejrzała się nerwowo, czyprzypadkiem nie widzi ich ktoś ze znajomych matki, ale było bardzo ciemno, apoza tym zupełnie pusto.Zanim otworzył drzwi furgonetki, pocałował Sally.Poczuła dreszcz podniecenia i przypomniała sobie, dlaczego marzyła o Rober-cie od Nowego Roku.Ale w pubie złudzenia prysły.Nie zależy mu na niej,prawda? Nie za bardzo.Byłaby tylko kolejną poderwaną laską.Odsunęła sięłagodnie.- Powinnam wracać.- Tak? - Stał przez chwilę, zastanawiając się, czy nalegać.W końcu najwy-razniej uznał, że nie jest tego warta.118Sally już się opamiętała i widziała jego wahanie.Pewnie myślał: lepiej od-wiezć ją do Ravenswick; nie jest w moim typie.Tak przynajmniej Sally zinter-pretowała lekkie wzruszenie ramion i słowa:- No dobra, skoro chcesz.Wyprzedzili autobus tuż przed starą kaplicą i zjazdem do Ravenswick.Niepytając o wskazówki, Robert wolno zjechał furgonetką ze wzgórza, mijającHillhead.Sally zobaczyła, że stary przyczepił w oknie pinezkami arkusz karto-nu.Pewnie go drażniło, że ludzie zaglądają do środka.- Gdzie cię wysadzić? - zapytał Robert.- Koło domu Catherine.Tam zawsze zatrzymuje się autobus, a matka zo-baczy go, jak zjeżdża ze wzgórza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]