[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Między pijącymi gośćmi, z których większość była już zupełniepijana, miotał się na wszystkie strony gospodarz ze swym jedynym sługą, obajpółprzytomni i już nóg nie czujący.Mefistofeles, potem kiedy długodomagaliśmy się, by nam podano cokolwiek do jedzenia, chwycił wreszciesługę za gardło i robiąc straszliwą minę wrzasnął mu prosto w twarz, bynatychmiast przyniósł nam wina i baraniny.Po jakimś czasie chłopak, z wyglądu głupkowaty, zjawił się przed nami takzmęczony, że aż włosy przylepiły mu się do czoła, i pchnął przed nami kwartęwina i trzy szklanice.Zapytaliśmy go zaraz, gdzie jest baranina, lecz on, rozdrażniony zapewnepowszechnymi narzekaniami, odpowiedział nam grubiańsko: Czekajcie, i lepsi od was czekają!Niektórzy goście słysząc daną nam odpowiedz zaśmiali się pijacko, a ktoś zodległego stołu krzyknął nawet: Tak z nimi, frantami, trzeba!", choć żaden znas odzieżą się nie pysznił.Gniewać się z powodu słów tępego chłopaka byłooczywiście niemądrze, lecz w mimowolnym odruchu, podobnie jak mimo wolipodnosi się rękę, kiedy ktoś się na was zamachnie, krzyknąłem coś do gbura.Wyprzedził mnie jednak Mefistofeles, i błaznując jak karczemny kuglarz, jednąręką chwycił chłopca za ramię i krzyknął do niego przesadnie głośno: Ach, ty hultaju! Więc myślisz, że będziemy pili bez zakąski! Dobraszklanica wina wymaga także dobrego kąska! I jeśli nie chcesz do wina podaćmi baraniny, to zjem ciebie samego!Ci, którzy słyszeli tę przemowę, zaśmiali się jeszcze głośniej, a Mefistofelesszybko opróżnił nalaną szklanicę wina, potem nienaturalnie rozdziawił usta,które stały się podobne do paszczy żmii, i udał, że naprawdę chce połknąćbiednego chłopaka.I choć może się to wydawać dziwne i nieprawdopodobne,muszę jednak zaświadczyć, że w tej samej chwili sługa zniknął sprzed naszychoczu, jakby go tu w ogóle nie było, a Mefistofeles zamknął usta, jakby połknąłcoś dobrego, siadł znów przy stole i poprosił, by nalać mu jeszczeszklanicę.[189]Wszyscy obecni byli oszołomieni takim cudem, niektórzy stali z otwartymiustami i na czas pewien pijacki hałas panujący w sali przemienił się w takąciszę, jaka bywa tylko na morzu w godzinie największego sztilu, kiedy wodaprzypomina zielone lustro.Wśród tego milczenia doktor Faust półgłosem powiedział do swegotowarzysza: Czy doprawdy bawi cię udawać czarnoksiężnika przed tymi nieukami?Mefistofeles odrzekł także półgłosem: Drogi doktorze! Wszyscy coś udajemy: ja czarnoksiężnika, wy uczonego, któremu nic nie jest miłe.Według Mojżesza każdy człowiek jesttylko wizerunkiem Bożym.Chciałbym się więc dowiedzieć, co w ogóle jestwam znane prócz wizerunków?Tymczasem podbiegł do nas gospodarz zajazdu, zmieszany iprzestraszony, i trzymając kapelusz w ręce padł na kolana, niczym przedudzielnymi książętami, i zaczął nas błagać: Dobrzy i miłościwi panowie! Raczcie się nie gniewać na mego głupca:od dziecka cierpi na melancholię.Usłużymy wam, jak tylko będzie to w naszejmocy, i na tę noc oddam wam mój własny pokój.Wróćcie mi tylko megokelnera, bo mam dziś nazbyt wiele pracy! Kiedy indziej nie niepokoiłbymtakich panów swą głupią prośbą, spójrzcie jednak: widzicie, że sam nie damrady!Mefistofeles zaśmiał się śmiech jego był ochrypły i bynajmniej niewesoły i powiedział: No, mój przyjacielu, na pierwszy raz ci wybaczam! Zejdz do piwnicy,tam pod schodami znajdziesz swego sługę.Gospodarz wraz ze wszystkimi gośćmi, wśród których i ja byłem, zbiegł dopiwnicy i rzeczywiście pod schodami, gdzie składano drwa, siedział biednychłopiec i drżał jak nowo narodzone cielę, zupełnie jakby miał silną febrę.Gospodarz wyciągnął go stamtąd na światło dzienne i wszyscy, jeden przezdrugiego, zaczęliśmy go wypytywać, co właściwie z nim się stało, ale niemożna było wydostać od niego ani słowa, gdyż najprawdopodobniej strachodjął mu pamięć.Kiedy wróciłem na piętro, tym razem zaniechałemwypytywania Mefistofelesa, znałem już bowiem jego sposób odpowiadanianic nie znaczącymi żartami.Jeśli chodzi o gospodarza, to dotrzymał obietnicy i rzeczywiście oddał namna noc swój pokój z dużym drewnianym łożem, a sam z żoną przeniósł się dojakiejś komórki.W tym to małżeńskim łożu obaj z doktorem Faustemspędziliśmy obok siebie godziny aż do świtu, Mefistofeles wolał bowiem spaćgdzieś w innym miejscu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]