X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie madonna odepchnęła tacę i ge�stem pozwoliła niewolnicy się posilić.Dalmatynka podeszła nieśmia�ło i złapała jedzenie z pośpiechem typowym dla dzikich zwierząt, poczym przykucnęła przy kominku, gdzie zaczęła obierać pomarańczez donośnym odgłosem przypominającym rozdzieranie żywego ciała. Pamiętasz, kiedy umarł Juan?  zapytała Angelę madonna. Chyba nie.Nie było mnie wtedy w Rzymie. Nigdy wcześniej nie straciłam bliskiej osoby.Zastanawiałamsię, jak można zdzierżyć takie cierpienie i przetrwać.i w końcu zro�zumiałam.Cierpienie dowodzi, że żyjemy.Bóg wbija w nas szpilki,abyśmy nie posnęli. Zaśmiała się słabo. Zapamiętaj to, cokol�wiek się dzisiaj wydarzy.Bóg dal ci życie.Przeżyj je. Postaram się  odrzekła Angela z powagą, ale trudno ocenić,czy faktycznie była poważna czy tylko uznała, że poważny ton pasujedo sytuacji.Plac był wypełniony gapiami do ostatniego miejsca, zanim zajęły�śmy nasze miejsca na loggii nad główną bramą pałacu.Ludzie tłoczylisię w arkadach i balansowali na parapetach okien wyższych piętersąsiadujących z piazza domów, których właściciele z pewnością nie�zle zarabiali na widoku.Mali chłopcy wdrapali się na figury Borsai Mikołaja, na fosie chybotały się niebezpiecznie przepełnione łódki.Sprzedawcy pasztecików i cudów przepychali się z oberżystami leją�cymi piwo i przekupkami oferującymi słodycze, byle nakarmić ciała552 i dusze ciżby.Ladacznice z obnażonymi piersiami czaiły się w mrocz�nych bramach.Ze wsi ściągnęły całe rodziny i teraz rodzice stali nataczkach, trzymając dzieci na barana.Zapach gotowanego mięsai niedomytych ciał unosił się pod kopułą błękitnego nieba, migoczą�cych proporców, ptasich skrzydeł, dzwięku trąb i odblasków błysko�tek, od których bolały mnie oczy.Gdy z ust do ust przekazywano sobie, że pojawił się książę z księż�ną, zwróciły się na nas wszystkie te głowy o zarumienionych twarzachi rozdziawionych gębach, owa hydra złożona z konusowatych miesz�kańców Padano.Kartka taniego papieru frunęła na wysokość loggiii spadla u moich stóp.Podniosłam ją, by się przyjrzeć.Widniała naniej niezbyt udana, wykonana metodą druku drzeworytowego podo�bizna don Giulia i żyda z haczykowatym nosem uśmiechających siępotwornie i pochylonych nad flaszą z napisem TRUCIZNA.Zmięłampapier i wepchnęłam w rękaw, za pózno jednak.Madonna zdążyłatakże zerknąć.Odezwała się cichym głosem do księcia, który po�czerwieniał, zacisnął jedną pięść i kilkakrotnie uderzył się w kolano.Donna Lukrecja nakryła jego dłoń swoją, ale on strząsnął ją i od�wrócił się do oficera straży stojącego za nim.Zanim zdążyłam sięzorientować, co się dzieje, na placu w dole wszczęła się szarpaninai jakiś mężczyzna ze skórzaną sakwą przerzuconą przez ramię już byłciągnięty w stronę lochu.Wtem ktoś z gapiów wypatrzył ruch przy pałacowej bramie i tłumjak jedna istota zwrócił się w tamtym kierunku, po czym harmiderpowoli zaczął ustępować ciszy, gdy na moście zwodzonym pokazał sięten sam wóz co wczoraj wiozący na plac dzisiejsze ofiary.Tym razemnikt nie kopal w jego kola ani nie straszył koni, za to wszyscy rozstąpi�li się przed nim jak wody Morza Czerwonego.Wielu z tych stojącychnajbliżej zerwało czapki z głów i kłaniało się, a kobiety dygały nie�zgrabnie.Na twarzach tych ludzi malowały się wstyd i zażenowanie,jakby wina ich władców spadała także na nich.Chłopak zbyt duży napłacz wybuchnął szlochem; zastanowiłam się, czy przypadkiem niebył jednym z kochanków Ferrantego.Usłyszałam, jak siedząca obok mnie Angela, raptownie wciągapowietrze do płuc.Nie spojrzała na Giulia od ataku Hipolita.Byłamciekawa, czy poczuła szok czy raczej żal.Giulio bowiem prezentował553 się wspaniale.Miał gołą głowę i jego złociste loki, które urosły jeszczepodczas aresztu domowego w Mantui, opadały mu na twarz, tak żenie było widać blizn.W przeciwieństwie do Ferrantego patrzył pro�sto przed siebie, a czysta, wdzięczna linia jego szczęki była wyraznapomimo zaniedbanej brody.Czy nas widział, czy nie, to inna sprawa,w każdym razie twarzą był zwrócony w naszą stronę, a plecami doszafotu.Kiedy woznica opuścił tylną kratę, Giulio zeskoczył na ziemię bezniczyjej pomocy pomimo kajdan pętających mu ręce i kostki u nóg,po czym odwrócił się, aby o tyle o ile mógł, pomóc Ferrantemu.�wzdawał się słaby, jakby ciężar łańcuchów go przytłaczał.Obawiamsię, że Ferrante nie miał równie dobrej opieki w Torre Marchesanajak Giulio w Mantui [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.