[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie madonna odepchnęła tacÄ™ i gestem pozwoliÅ‚a niewolnicy siÄ™ posilić.Dalmatynka podeszÅ‚a nieÅ›miaÅ‚o i zÅ‚apaÅ‚a jedzenie z poÅ›piechem typowym dla dzikich zwierzÄ…t, poczym przykucnęła przy kominku, gdzie zaczęła obierać pomaraÅ„czez donoÅ›nym odgÅ‚osem przypominajÄ…cym rozdzieranie żywego ciaÅ‚a. PamiÄ™tasz, kiedy umarÅ‚ Juan? zapytaÅ‚a AngelÄ™ madonna. Chyba nie.Nie byÅ‚o mnie wtedy w Rzymie. Nigdy wczeÅ›niej nie straciÅ‚am bliskiej osoby.ZastanawiaÅ‚amsiÄ™, jak można zdzierżyć takie cierpienie i przetrwać.i w koÅ„cu zrozumiaÅ‚am.Cierpienie dowodzi, że żyjemy.Bóg wbija w nas szpilki,abyÅ›my nie posnÄ™li. ZaÅ›miaÅ‚a siÄ™ sÅ‚abo. ZapamiÄ™taj to, cokolwiek siÄ™ dzisiaj wydarzy.Bóg dal ci życie.Przeżyj je. Postaram siÄ™ odrzekÅ‚a Angela z powagÄ…, ale trudno ocenić,czy faktycznie byÅ‚a poważna czy tylko uznaÅ‚a, że poważny ton pasujedo sytuacji.Plac byÅ‚ wypeÅ‚niony gapiami do ostatniego miejsca, zanim zajęłyÅ›my nasze miejsca na loggii nad głównÄ… bramÄ… paÅ‚acu.Ludzie tÅ‚oczylisiÄ™ w arkadach i balansowali na parapetach okien wyższych piÄ™tersÄ…siadujÄ…cych z piazza domów, których wÅ‚aÅ›ciciele z pewnoÅ›ciÄ… niezle zarabiali na widoku.Mali chÅ‚opcy wdrapali siÄ™ na figury Borsai MikoÅ‚aja, na fosie chybotaÅ‚y siÄ™ niebezpiecznie przepeÅ‚nione łódki.Sprzedawcy pasztecików i cudów przepychali siÄ™ z oberżystami lejÄ…cymi piwo i przekupkami oferujÄ…cymi sÅ‚odycze, byle nakarmić ciaÅ‚a552i dusze ciżby.Ladacznice z obnażonymi piersiami czaiÅ‚y siÄ™ w mrocznych bramach.Ze wsi Å›ciÄ…gnęły caÅ‚e rodziny i teraz rodzice stali nataczkach, trzymajÄ…c dzieci na barana.Zapach gotowanego miÄ™sai niedomytych ciaÅ‚ unosiÅ‚ siÄ™ pod kopuÅ‚Ä… bÅ‚Ä™kitnego nieba, migoczÄ…cych proporców, ptasich skrzydeÅ‚, dzwiÄ™ku trÄ…b i odblasków bÅ‚yskotek, od których bolaÅ‚y mnie oczy.Gdy z ust do ust przekazywano sobie, że pojawiÅ‚ siÄ™ książę z księżnÄ…, zwróciÅ‚y siÄ™ na nas wszystkie te gÅ‚owy o zarumienionych twarzachi rozdziawionych gÄ™bach, owa hydra zÅ‚ożona z konusowatych mieszkaÅ„ców Padano.Kartka taniego papieru frunęła na wysokość loggiii spadla u moich stóp.PodniosÅ‚am jÄ…, by siÄ™ przyjrzeć.WidniaÅ‚a naniej niezbyt udana, wykonana metodÄ… druku drzeworytowego podobizna don Giulia i żyda z haczykowatym nosem uÅ›miechajÄ…cych siÄ™potwornie i pochylonych nad flaszÄ… z napisem TRUCIZNA.Zmięłampapier i wepchnęłam w rÄ™kaw, za pózno jednak.Madonna zdążyÅ‚atakże zerknąć.OdezwaÅ‚a siÄ™ cichym gÅ‚osem do ksiÄ™cia, który poczerwieniaÅ‚, zacisnÄ…Å‚ jednÄ… pięść i kilkakrotnie uderzyÅ‚ siÄ™ w kolano.Donna Lukrecja nakryÅ‚a jego dÅ‚oÅ„ swojÄ…, ale on strzÄ…snÄ…Å‚ jÄ… i odwróciÅ‚ siÄ™ do oficera straży stojÄ…cego za nim.Zanim zdążyÅ‚am siÄ™zorientować, co siÄ™ dzieje, na placu w dole wszczęła siÄ™ szarpaninai jakiÅ› mężczyzna ze skórzanÄ… sakwÄ… przerzuconÄ… przez ramiÄ™ już byÅ‚ciÄ…gniÄ™ty w stronÄ™ lochu.Wtem ktoÅ› z gapiów wypatrzyÅ‚ ruch przy paÅ‚acowej bramie i tÅ‚umjak jedna istota zwróciÅ‚ siÄ™ w tamtym kierunku, po czym harmiderpowoli zaczÄ…Å‚ ustÄ™pować ciszy, gdy na moÅ›cie zwodzonym pokazaÅ‚ siÄ™ten sam wóz co wczoraj wiozÄ…cy na plac dzisiejsze ofiary.Tym razemnikt nie kopal w jego kola ani nie straszyÅ‚ koni, za to wszyscy rozstÄ…pili siÄ™ przed nim jak wody Morza Czerwonego.Wielu z tych stojÄ…cychnajbliżej zerwaÅ‚o czapki z głów i kÅ‚aniaÅ‚o siÄ™, a kobiety dygaÅ‚y niezgrabnie.Na twarzach tych ludzi malowaÅ‚y siÄ™ wstyd i zażenowanie,jakby wina ich wÅ‚adców spadaÅ‚a także na nich.ChÅ‚opak zbyt duży napÅ‚acz wybuchnÄ…Å‚ szlochem; zastanowiÅ‚am siÄ™, czy przypadkiem niebyÅ‚ jednym z kochanków Ferrantego.UsÅ‚yszaÅ‚am, jak siedzÄ…ca obok mnie Angela, raptownie wciÄ…gapowietrze do pÅ‚uc.Nie spojrzaÅ‚a na Giulia od ataku Hipolita.ByÅ‚amciekawa, czy poczuÅ‚a szok czy raczej żal.Giulio bowiem prezentowaÅ‚553siÄ™ wspaniale.MiaÅ‚ goÅ‚Ä… gÅ‚owÄ™ i jego zÅ‚ociste loki, które urosÅ‚y jeszczepodczas aresztu domowego w Mantui, opadaÅ‚y mu na twarz, tak żenie byÅ‚o widać blizn.W przeciwieÅ„stwie do Ferrantego patrzyÅ‚ prosto przed siebie, a czysta, wdziÄ™czna linia jego szczÄ™ki byÅ‚a wyraznapomimo zaniedbanej brody.Czy nas widziaÅ‚, czy nie, to inna sprawa,w każdym razie twarzÄ… byÅ‚ zwrócony w naszÄ… stronÄ™, a plecami doszafotu.Kiedy woznica opuÅ›ciÅ‚ tylnÄ… kratÄ™, Giulio zeskoczyÅ‚ na ziemiÄ™ bezniczyjej pomocy pomimo kajdan pÄ™tajÄ…cych mu rÄ™ce i kostki u nóg,po czym odwróciÅ‚ siÄ™, aby o tyle o ile mógÅ‚, pomóc Ferrantemu.ÓwzdawaÅ‚ siÄ™ sÅ‚aby, jakby ciężar Å‚aÅ„cuchów go przytÅ‚aczaÅ‚.ObawiamsiÄ™, że Ferrante nie miaÅ‚ równie dobrej opieki w Torre Marchesanajak Giulio w Mantui
[ Pobierz całość w formacie PDF ]