[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Stopy - powiedziała Ayla.- Tak - kiwnął głową czarownik.Muszę jakoś zwrócić jej uwagę na ruch, nie tylko na dzwięk,pomyślał.Odstawił laskę, wstał, wziął ją za rękę i przeszli razem kilka kroków.Wykonał gest iwypowiedział słowo "stopy".- Poruszanie stopami, chodzenie - to było znaczenie, które starał sięprzekazać.Wytężyła słuch, próbując się domyślić, czy przypadkiem nie przegapiła czegoś wsposobie, w jaki Creb wymawiał słowo.- Stopy?- powiedziała niepewnie, wiedząc, że nie takiej odpowiedzi od niej oczekuje.- Nie! Chodzenie! Stopy się poruszają! - powtórzył, patrząc na nią i przesadnie podkreślającgest.Zrobili jeszcze kilka kroków i powtórzyli ćwiczenie.Creb zastanawiał się, czy dzieckokiedykolwiek to pojmie.Ayli zbierało się na płacz.Stopy! Stopy! Wiedziała, że jest to właściwe słowo, więc dlaczegowciąż kręci głową? I dlaczego tak wymachuje mi wciąż ręką przed twarzą? Co robię zle?Przeszli jeszcze kilka kroków, starzec jeszcze raz pokazał na jej stopy, wykonał gest iwypowiedział słowo.Zatrzymała się i popatrzyła na niego.Jeszcze raz wykonał gest,przerysowując go tak bardzo, że znaczył już prawie coś innego i znów powtórzył słowo.Zgiętywpół, wpatrując się w nią intensywnie, wykonał gest tuż przed jej oczyma.Gest, słowo.Czego on chce? Co mam zrobić? Starała się go zrozumieć.Wiedziała, że coś chce jejprzekazać.Dlaczego tak ciągle macha ręką?W tym momencie przyszła jej do głowy myśl: Ręka! On cały czas porusza ręką.Niepewnieuniosła dłoń.- Tak, tak! Właśnie tak! - Creb przytaknął energicznie.- Porusz ręką! Chodzenie! Poruszanienogami! - powtórzył.Ayla zaczynała rozumieć.Przyjrzała się jego gestowi i spróbowała go powtórzyć.Crebpotakuje! To o to mu chodzi! Ten gest! Chce, żebym zrobiła ten gest.Powtórzyła gest i powiedziała słowo.Nie rozumiała, co ono znaczy, ale przynajmniej to byłoto, czego od niej chciał, kiedy wymawiał słowo.Creb obrócił ją i kuśtykając, wrócił pod drzewo.Kiedy ku niemu szła, jeszcze raz wskazał na jej stopy i powtórzył kombinację słowa z gestem.Nagle Ayla doznała olśnienia.Zrozumiała związek słowa i gestu.Ruszanie stopami!Chodzenie! O to mu chodzi! Nie tylko stopy.Gest ręką ze słowem stopy oznacza chodzenie! Jejumysł pracował gorączkowo.Przypomniała sobie, że ludzie klanu zawsze poruszali rękami.Oczyma wyobrazni widziała Izę i Creba, kiedy są razem i żywo gestykulują.Używają niewielusłów, lecz stale poruszają rękami.Czyżby ze sobą rozmawiali? Czy klan tak się ze sobąporozumiewa? Czy to dlatego mówią tak mało? Czyżby porozumiewali się za pomocą rąk?Creb usiadł.Ayla stała przed nim, próbując opanować swe podniecenie.- Stopy - powiedziała, wskazując na dół.- Tak - przytaknął z zaciekawieniem.Odwróciła się i odeszła.Kiedy wracała w jego kierunku, wykonała gest i powiedziała słowo"stopy".- Tak, tak! To jest to! O to chodzi! - powiedział.Pojęła! Chyba zrozumiała!Dziewczynka na moment przystanęła, a potem odwróciła się i odbiegła: Przebiegła przezniewielką polankę i wróciła do Creba.Dysząc, wyczekująco stanęła przed nim.- Bieg - pokazał gestem.Ayla przypatrywała mu się bacznie.Gest był inny - podobny dopierwszego, ale jednak różny.- Bieg - powtórzyła wciąż nieco niepewnie.A więc zrozumiała!Creb był podekscytowany.Jej gest był niezdarny, nawet małe dzieci klanu robiły to lepiej, alenajważniejsze, że pojęła zasadę.Pokiwał z uznaniem głową, a Ayla o mało go nie przewróciła, gdyz radością rzuciła mu się na szyję.Stary czarownik instynktownie rozejrzał się wokoło.Okazywanie czułości ograniczone byłotylko do obrębu ogniska.Wiedział jednak, że są sami.Kaleka odpowiedział delikatnym uściskiem ipoczuł nagły i nie znany dotychczas przypływ gorąca.Przed Aylą otworzył się zupełnie nowy świat.Miała wrodzone umiejętności aktorskie i talentdo naśladownictwa, więc bez kłopotu kopiowała gesty Creba.Ze względu na jego ułomność, byłyto jednak tylko przybliżenia właściwych ruchów.Dopiero Iza nauczyła ją subtelnych detali.Aylauczyła się jak małe dziecko, zaczynając od wyrażania najprostszych potrzeb, lecz czyniła szybkiepostępy.Zbyt długo nie mogła się porozumieć; teraz chciała nadrobić to jak najszybciej.Kiedy zaczęła co nieco rozumieć, życie klanu stało się dla niej bardziej oczywiste.Z uwagąprzyglądała się ludziom, próbując pojąć, co mają sobie do przekazania.Początkowo traktowali jąjak dziecko, tolerując jej ciekawość.Z czasem niechętne spojrzenia w jej kierunku coraz dobitniejświadczyły, że taki brak ogłady nie będzie dłużej tolerowany.Podglądanie i podsłuchiwanieuważane było za wysoce niestosowne; zwyczaj nakazywał odwracać oczy, gdy inni rozmawiali zesobą.Problem wybuchnął pewnego letniego wieczoru.Po wieczornym posiłku członkowie klanu siedzieli w jaskini dookoła rodzinnych ognisk.Słońce zaszło już za horyzont, a ostatnie jego promienie podświetlały sylwetki drzew poruszanychnocnym wiatrem.Przy wejściu do jaskini paliło się ognisko, które miało za zadanie nie tylkoodstraszać złe duchy i ciekawskie drapieżniki, ale i ogrzewać wpływające do wnętrza powietrze.Zogniska unosiły się wstęgi dymu i fale gorąca, powodując, że drzewa i krzewy, które znajdowały sięza nim, jakby tańczyły w takt migotliwych płomieni.Zwiatło ogniska rzucało cienie na chropowateściany jaskini.Ayla siedziała w kamiennym kręgu opasującym terytorium Creba, wpatrując się w krągBruna.Broud był rozdrażniony, korzystając więc z męskich przywilejów wyładowywał się namatce i Odze.Dzień zaczął się dla Brouda kiepsko; potem było jeszcze gorzej.Stracił wiele czasuna wytropienie i podejście czerwonego lisa, lecz chybiony rzut kamieniem sprawił, że futro, któreBroud wspaniałomyślnie przyrzekł Odze, zbiegło w gęstwinę krzaków.Pełen wyrozumiałościwzrok Ogi jeszcze bardziej drażnił jego urażoną dumę; to on powinien wybaczać różne uchybienia,a nie odwrotnie.Kobiety, zmęczone ciężkim dniem, próbowały dokończyć swe obowiązki.Ebra, poirytowanaw końcu ciągłymi uwagami Brouda, wykonała delikatny gest w stronę Bruna.Przywódca doskonalezdawał sobie sprawę z wyniosłego, pełnego pretensji zachowania młodzieńca.Broud miał coprawda do tego prawo, lecz Brun czuł, że kobietom należy się odrobina wyrozumiałości - i bezciągłych żądań Brouda były już dość zajęte i zmęczone.- Broud, daj im spokój.Mają dość pracy - z cichą naganą nalegał Brun.Ta reprymenda - to było za wiele, zwłaszcza od Bruna i w obecności Ogi.Broud w ponurymnastroju odszedł na skraj kręgu i spostrzegł, że Ayla patrzy na niego.Nie miało znaczenia, żeuchwyciła zaledwie przebłysk sprzeczki przy sąsiednim ognisku.Dla Brouda liczył się tylko fakt,że ten brzydki, mały intruz był świadkiem, jak Broud został upomniany niczym dziecko.Był todecydujący cios dla jego miłości własnej.Nie ma nawet na tyle ogłady, żeby się odwrócić,pomyślał.Nie ona jedna będzie lekceważyć zasady dobrego wychowania.Nagromadzone w ciągucałego dnia niepowodzenia i frustracje dopełniły czary goryczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]