[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkie osoby, z którymi ma do czynienia, od opiekunki dowspółlokatorek, utwierdzają ją w przekonaniu, że nie jest kochana.Piera Berti przytaknęła i po chwili zastanowienia zapytała: - Czy chcesz, żeby została twoją pacjentką?Myślę, że twoje osobiste zaangażowanie w tym wypadku może przynieść pożądane rezultaty.Zainteresowanie i czułość, jaką okazujesz Sarze, przydadzą się, bo wygląda na to, że tego właśniepotrzebuje najbardziej.Chiara nie śmiała o to prosić, ale kiedy usłyszała propozycję koleżanki, zawahała się.- Mogę dać ci odpowiedz za kilka dni? Chciałabym tymczasem pobyć trochę z małą i poobserwować ją.Muszę być całkiem pewna, że rzeczywiście potrafię jej pomóc.Tego wieczoru zamiast wrócićdo domu o siódmej, Chiarazostała w swoim gabinecie izaczekała, aż skończy siękolacja.Odbyła kilka rozmówprzez telefon, podpisaładokumenty, uporządkowałaostatnie karty szpitalne i po godzinie poszła do świetlicy, gdzie dzieci przed położeniem się do łóżekbawiły się lub oglądały filmy rysunkowe w telewizji.Od razu ujrzała Sarę i widok ten mile ją zaskoczył: dziewczynka siedziała na podłodze i bawiła się zniewiele od siebie młodszą koleżanką.Chiara niepostrzeżenie podeszła bliżej, żeby się jej lepiejprzyjrzeć, i spostrzegła, że Sara obraca w rękach lalkę, a koleżanka przygląda się temu z wielkimzainteresowaniem.Czy Sara ubiera, czy rozbiera lalkę?Chiara nie zdążyła sobie na to pytanie odpowiedzieć, nagle bowiem Sara zerwała się, rzuciła lalkę oziemię i zaczęła ją deptać.Jej towarzyszka wybuchnęła płaczem, zaraz też zjawiła się opiekunka.Zanim otworzyła usta, ażeby skrzyczeć Sarę, Chiara powiedziała: - Ja się nią zajmę.Wzięła na ręce dziewczynkę i zaniosła do pokoju naprzeciwko.Usiadła w fotelu, posadziła ją sobie nakolanach, nie zważając na jej napięte mięśnie ani wrogi wyraz twarzy.- Wiesz, kim jestem, prawda? - zapytała, poprawiając jej włosy na czole.- Nazywam się Chiara imieszkam tu z tobą.Leczę dzieci.Cisza.- Bardzo lubię dzieci i bardzo lubię ciebie.Gdy byłam mała, też niszczyłam zabawki innych dzieci.Szczególnie lalki.Cisza.- Spałam w pokoju takim jak twój, w różowym łóżeczku.W łóżeczku obok spała dziewczynka, któranazywała się Anna i miała prześliczną lalkę.Chciałabyś mieć taką piękną lalkę jak Kropka?- Nie - odpowiedziała Sara,jakby przestraszona.Zaraz dodała:- Anny już nie ma.Potem zacisnęła usta iodwróciła głowę.- Wiem, Anna wróciła do domu.Spędzała tu wakacje i bardzo była zadowolona, bo jest tu masa zabawek, piękny ogród ze zjeżdżalniami ityle dzieci.Ale wakacje się skończyły i tatuś zabrał ją stąd.Twój tatuś również zabierze cię niedługo dodomu.Powiedziałam mu, że ci się tu podoba.Sara potrząsnęła stanowczo głową.- To nieprawda, wcale mi się tu nie podoba.- Och, więc to wszystko moja wina.To ja poprosiłam twojego tatusia, żeby cię u nas zostawił.Chciałamcięzaprowadzić do mojego pokoju i pobawić się z tobą.Dlaczego ci się tu nie podoba, kochanie?- Chcę stąd iść.do cioci Egle - wyszeptała Sara dziecinnym głosem.No tak, ciocia Egle, przypomniała sobie Chiara.Sara znała i kochała cioteczną babkę.Uczepiła się odrazu tej wątłej nici porozumienia.- Wiesz, że ja też ją znam?Jest bardzo dobra, robiła mi pyszne ciastka z konfiturą albo ze śmietaną.Sara przyjrzała się Chiarze z niedowierzaniem.- Ależ tak, znam ją.Niewierzysz mi? Mieszka w domu z bardzo dużą kuchnią pomalowaną na biało.Nad łóżkiem wisi obrazMatki Boskiej z Dzieciątkiem Jezus.W sypialni stoi bardzo duży stół i szafa ciemna jak te drzwi.- Mieszka w Padwie - oznajmiła poważnym tonem dziewczynka.- Byłam u niej wiele razy.A ty jej nieodwiedzasz?Chiarę uderzyło coś, o czym Berti nie wspomniała: chociaż Sara była bardzo bystra i miała chłonnyumysł, mówiła gorzej niż dzieci w jej wieku i przekręcała wiele słów.Teraz patrzyła na Chiarę z pytającym wyrazem twarzy.Nagle zakryła oczy i zaczęła płakać.Był to dziwny płacz, cichy niczym lament, zdawał się wyrażać jakieś pradawne cierpienie, na które niemożna nic poradzić.Chiara wstrząśnięta przytuliła ją do siebie.- Saro, kochanie, dlaczego płaczesz?Zamiast odpowiedzieć,dziewczynka uwolniła się z jej ramion.W tym chudym ciałku była niewiarygodna wprost siła i choćChiara próbowała ją zatrzymać, wyrwała się niczym jakieś leśne zwierzątko i uciekła w popłochu.Następnego dnia, zaraz po przyjściu do instytutu, Chiara zadzwoniła do cioci Egle, która natychmiast jąrozpoznała.- Och, moja droga, jakże się cieszę.Tak mi ciebie brakowało, przez te wszystkie lata codziennie o tobiemyślałam.Chiara poczuła się wzruszona.- Mnie też ciebie brakowało, ciociu.Ale telefonuję w sprawie Sary.Chwila ciszy.- Dowiedziałam się dopiero trzy dni temu, że przyjęto ją do twojej kliniki.Sama bym do ciebiezadzwoniła, gdybyś mnie nie ubiegła.Zajmując się tym biednym dzieckiem, spełniasz.- Dlaczego biednym, ciociu Egle? - przerwała Chiara.- O ile zdołałam się zorientować, jesteś jejnajwiększą miłością i osobą, która ją najlepiej zna.Co poza tym strasznym wypadkiem sprawiło, że jesttak.- zawahała się przez chwilę.- Chcesz powiedzieć nieszczęśliwa ? - dokończyła za nią Egle.Po drugiej stronie dało się słyszeć westchnienie.- Myślę, że wszystko zaczęło się od jej matki.Na początku nie mogłam ścierpieć Margherity, ale niemożna było jej nie współczuć.Była sama.jak dziecko.Kapryśna, spontaniczna, złakniona miłości.Naswój sposób uwielbiała małą, ale, niech Bóg jej wybaczy, zachowywała się przy niej jak osobaniezrównoważona.Jednego dnia całowała Sarę i ściskała, drugiego biła i wymyślała jej.Na kilkamiesięcy przed śmiercią wciąż wszczynała kłótnie z Markiem, a dziewczynka stała się kozłem ofiarnym.Pojechałam kiedyś do Mediolanu, żeby ją odwiedzić, była cała w siniakach.Margherita wyznała mi zpłaczem, że to ona ją tak zbiła.Zabrałam wtedy Sarę do Padwy i po tygodniu trochę się uspokoiła.Mimowszystko była bardzo związana z matką, choć jej wybuchy gniewu przerażały ją.Chiara przymknęła oczy,przejęta grozą.Wszystko wyglądało jeszcze gorzej, niż przypuszczała.Ogarnęło ją szalone współczuciedla Sary; ileż musiała się nacierpieć przez czterdzieści trzy miesiące swego życia?- Jesteś tam jeszcze, Chiaro?- Tak.Opowiedziałaś miprzerażające rzeczy, ciociu.Teraz, niestety, wszystko jest jasne.Z wyjątkiem jednego: jak Marco mógłna to pozwolić albo nie zauważyć, co się dzieje?Znów głębokie westchnienie.- Sytuacja pogorszyła się w ciągu ostatnich trzech miesięcy, kiedy Marco wyprowadził się z via AlbertoMario.- Chcesz powiedzieć, że.rozstał się z Margheritą?- Tylko na jakiś czas.Dręczyła go i prowokowała nieustannie, wybuchały pomiędzy nimi straszliwe awantury, także wobecności małej.W trakcie jednej z poważnych sprzeczek Margherita w furii powiedziała mu, że Sara niejest jego córką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]