[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez chwilę senator wpatrywałsię w niego nieprzeniknionym wzrokiem, po czym wybuchnął śmiechem,który ściągnął na nich spojrzenia innych gości: jedne były wściekłe, inne zaskoczone. O kurwa, co za dupek! W dodatku był zakochany! Devincourtwytarł tłuste wargi rogiem serwetki i nagle odzyskał powagę. Miłość& W jego żarłocznych ustach to słowo zabrzmiało wręcz obsceniczniei Lacaze znowu poczuł, jak skręcają mu się wnętrzności. Ja też byłemzakochany powiedział nagle Wieloryb. Dawno temu.Jako student.A ona była taka piękna, cudowna.Studiowała na Akademii SztukPięknych.Miała talent.O tak.Myślę, że to były najpiękniejsze dni mojegożycia.Miałem zamiar się z nią ożenić.Marzyłem o dzieciach, dużej ro-dzinie i o tym, żeby w każdej chwili mojego życia mieć ją przy sobie.O tym, że będziemy wieść słodkie, długie i spokojne życie, że będziemy sięrazem starzeć i patrzeć, jak nasze dzieci dorastają i mają dzieci, żebędziemy dumni z nich, z naszych przyjaciół, z samych siebie.Sentymentalne marzenia.Miałem nimi wypchaną głowę.Wyobraża pansobie? Ja, Pierre Devincourt! A potem przyłapałem ją w łóżku z innym.Niezadała sobie nawet trudu, żeby zamknąć drzwi na klucz.A panaprzyjaciółka miała kogoś innego? Nie.Zdecydowana, natychmiastowa odpowiedz.Devincourt rzucił muostrożne spojrzenie, pod ciężkimi powiekami mignął krótki błysk. Ludzie głosują powiedział nagle Wieloryb. Wydaje im się, żedecydują& Nie mają żadnej mocy decydowania.%7ładnej.Ponieważ bezkońca, wybory za wyborami, kadencja za kadencją, oddają władzę tejsamej kaście.Tej samej grupie ludzi, którzy decydują za nich.Nam.Kiedymówię nam , mam na myśli także naszych politycznych przeciwników.Dwie partie, które od pięćdziesięciu lat dzielą się władzą, które udają, że wniczym się nie zgadzają, podczas gdy zgadzają się prawie we wszystkim.Od pięćdziesięciu lat jesteśmy panami tego kraju i sprzedajemypoczciwemu ludowi ten fortel pod tytułem przemiany demokratyczne.Okresy kohabitacji powinny były go zastanowić: jak dwie władzewywodzące się ze skrajnie różnych opcji mogą razem rządzić? Ale nie:w dalszym ciągu łykał tę bujdę, jak gdyby nigdy nic.A my korzystaliśmyz jego wspaniałomyślności. Podniósł do ust grzyba na widelcu. Aleostatnimi czasy niektórym zachciało się zbyt szybko podzielić ten tort.Zapomnieli, że należy odegrać komedię, okazać minimum dyskrecjii wiarygodności.Na lud można szczać, jeśli wierzy on, że pada deszcz.Wieloryb znowu wytarł usta. Paul, nie zostanie pan szefem partii, jeślibędzie pan w coś zamieszany.Już nie.Te czasy się skończyły.Niech więcpan to tak załatwi, żeby pańskie nazwisko nie pojawiło się w związku z tąsprawą.Ja się zajmę tym komendancikiem.Będziemy go mieć na oku.Alechcę wiedzieć: ma pan alibi na wieczór, kiedy popełniono morderstwo? Mój Boże, co pan sobie wyobraża? %7łe to ja ją zabiłem? ~ oburzyłsię.Zobaczył, że w oczach grubasa zapłonął ogień.Wieloryb pochylił sięnad stołem i jego bas zagrzmiał między szklankami jak uderzenie pioruna: Posłuchaj mnie, mały, podły dupku! Zachowaj swoje oburzeniezgorszonej dziewicy dla sądu, dobra? Chcę wiedzieć, co robiłeś tamtegowieczoru: pieprzyłeś ją, lizałeś jej cipkę, piłeś z przyjaciółmi, wciągałeśkreskę w kiblu, był z tobą ktoś czy nie, czy ktoś to, do cholery, możepotwierdzić! I przestań mi tu zgrywać niewiniątko!Lacaze poczuł się, jakby go spoliczkowano.Krew odpłynęła z jegotwarzy.Rozejrzał się dookoła, żeby się upewnić, że nikt nie słyszał, anastępnie wlepił w grubasa spojrzenie sfinksa. Byłem& byłem z Suzanne.Oglądaliśmy DVD.Włoską komedię.Odczasu jak ma& raka, staram się jak najwięcej przebywać w domu.Senator się wyprostował. Przykro mi z powodu Suzanne.To straszne, co ją spotkało.Bardzolubię twoją żonę.Wieloryb powiedział to z brutalną uczciwością.Z powrotem zanurzyłnos w swoim talerzu.Koniec dyskusji.Lacaze poczuł, jak zalewa gopoczucie winy.Zastanawiał się, jak zareagowałby człowiek siedzącynaprzeciwko, gdyby poznał prawdę.26PAWILONYNajpierw zwracały uwagę hałasy.Były wszechobecne, natrętne,niepokojące.Tworzyły gęsty podkład dzwiękowy, rozlegały się bez przerwyjak niezbędna rutyna.Głosy, drzwi, krzyki, kraty, zamki, kroki, brzękkluczy& Potem pojawiał się zapach.Nie jakiś szczególnie nieprzyjemny,ale charakterystyczny.Jedyny w swoim rodzaju.Wszystkie więzieniapachną tak samo.Tutaj głosy w większości były kobiece.Pawilon dla kobiet zakładukarnego w Seysses niedaleko Tuluzy.Do więzienia należały też trzy innebudynki: dwa dla mężczyzn i jeden dla nieletnich.Kiedy strażniczka otworzyła drzwi, Servaz odruchowo napiął mięśnie.Zostawił broń i odznakę przy wejściu, wypełnił dokumenty, przeszedłprzez śluzę i bramki bezpieczeństwa.Przemierzając więzienne korytarze wślad za strażniczką, przygotowywał się psychicznie.Kobieta dała znak, by wszedł.Zaczerpnął powietrza.Skazana numer1614 siedziała z łokciami na blacie stołu, trzymając przed sobąskrzyżowane ramiona.Zwiatło jarzeniówki padało na jej kasztanowewłosy, które nie były już długie, sprężyste i bujne, jak wtedy, kiedy widziałją poprzednim razem, ale krótkie, suche i matowe.Spojrzenie jednakmiała takie samo.Elisabeth Ferney nie straciła ani odrobiny swejarogancji.Ani wyniosłości.Servaz mógłby się założyć, że wyrobiła sobietutaj pozycję równą tej, jaką miała, będąc przełożoną pielęgniarek wInstytucie Wargniera.Przed którą wszyscy chylili czoło i która umożliwiłaucieczkę Julianowi Aloisowi Hirtmannowi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]