[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Człowieku, dlatego to było takie dobre - mówił dalej Nick.Tyler spojrzał na Buddy ego.- Taka jest łowiecka sprawiedliwość, prawda?- Chyba muszę zgodzić się z Nickiem - odpowiedział Buddy Galatierre, nie przestającsię śmiać.Któregoś ranka, kiedy mężczyzni pojechali już do pracy, Lily pracowała w swoimpokoju i mniej więcej po godzinie postanowiła pójść do kuchni po kubek kawy.Kiedywchodziła na górę po schodach, usłyszała dobiegające stamtąd dwa głosy, kobiecy i męski.Coś kazało się jej zatrzymać, a zaraz potem poznała głos Millicent.- Jesteś słodki.Była w nim jakaś uległość, nawet czułość, ale z domieszką skrajnie innego uczucia -niepokoju.- Niezła komediantka z ciebie, moja damo, wiesz o tym, co? To wszystko, na co mogęsobie pozwolić, jeśli mam się powstrzymać od zalecania do ciebie.Zresztą nie wiem, czyzdołam nad sobą zapanować.- No cóż, może nie powinieneś.- Och, co takiego?- Chciałam powiedzieć, że może nadal powinieneś próbować.- Co przez to rozumiesz?- Tylko tyle, że jestem pewna, że zdołasz powstrzymać się od zalotów, Roger.- Ale nie chcesz, żebym za bardzo się starał, co?- Roger!- A co ty na to, żebyśmy szczerze sobie wyznali, o czym myślimy?- Nie stój tak blisko.Ktoś może wejść.- Przecież jesteśmy sami.Zapadła długa cisza.Lily odwróciła się na pięcie i bezszelestnie, tak samo jak weszła,zaczęła schodzić.Dobiegły ją odgłosy pośpiesznego stukania obcasów po kuchennejpodłodze, a chwilę potem ze szczytu schodów rozległ się okrzyk Millicent, skierowany doniej.- Cześć!Odwróciła się natychmiast.Biała bluzka Millicent była pognieciona, a na jej twarzypłonęły krwiste rumieńce.Prawie bez tchu, pełna niepokoju, zdołała zmusić się do uśmiechu.- Chodz, chcę, żebyś kogoś poznała.Lily posłusznie weszła z powrotem na górę.Millicent przedstawiła jej wymuskanegomężczyznę o urodzie południowca; w średnim wieku, łysiejącego, ale niewątpliwieprzystojnego.Nazywał się Roger Gault.Lily spojrzała mu prosto w oczy, zgodnie ze swoimstarym przyzwyczajeniem pokonywania impulsów, które właśnie nakazywały jej odwrócićwzrok.Pan Gault był przedsiębiorcą i przyjacielem rodziny; to on urządzał kuchnię.Millicentpokazywała zgrabne szafki i drewniane wykończenia, a Gault opierał się o blat z butelką piwaw ręku i uśmiechał do nich obu.Millicent najwyrazniej była podniecona, ale panowała nadsobą; z pośpiechem opowiadała o planach wyburzenia zachodniej ściany i powiększeniapokoju o mały gabinet, z którego Buddy nigdy nie korzystał, i wybudowaniu małej szklarnidla jej roślin.Prace powinny zacząć się zaraz, gdy tylko zrobi się zimno.Gault dokończyłpiwo, uścisnął Lily dłoń, a potem odwrócił się do Millicent.- Najwyrazniej mam tu na kogoś zły wpływ - rzekł z łatwą do rozpoznania nutkąpoufałości w głosie.Pochylił się i pocałował ją w skroń, ale musiał pochylić się dalej, niż zamierzał, boMillicent uchyliła się przed jego dotykiem, patrząc spod oka na Lily.- Roger, proszę.- No to pa, dziewczęta - powiedział.Patrzyły, jak szedł nad basenem i dalej, wzdłuż drewnianego płotu aż do swojegosamochodu.Millicent trzymała ręce ciasno splecione wokół talii.Odchrząknęła, a potemspostrzegła, że jej bluzka wysunęła się spod paska.Włożyła ją starannie z powrotem,jednocześnie postępując parę kroków w stronę wyjścia, jakby chciała stąd uciec.- Ach, ten Roger - powiedziała.- To taki flirciarz.Lily nie odezwała się słowem.Po uwadze tego typu mogła tylko skinąć głową.- On jest oczywiście całkowicie nieszkodliwy.Drażniłam się z nim tylko.Ale wydajemi się, że posunął się jednak za daleko i trzeba nieco ostudzić jego zapały.Lily wyczuła upokorzenie drugiej kobiety, jakby wisiało w powietrzu pomiędzy nimina kształt jakiejś zasłonki.Mimowolnie przyszło jej do głowy, że Millicent opuściła ojcaTylera dla Buddy ego Galatierre a i że wówczas była już w ciąży z Sheri.Myśl ta przemknęłajak błyskawica i spowodowała nerwowy ucisk w gardle.Bała się, że Millicent może odczytaćte myśli przez zakłopotanie, które na pewno malowało się na jej twarzy, czym prędzej zajęłasię więc nalewaniem do szklanki wody z lodem.- Boję się, że jeśli wspomnę o tym Buddy emu, zrobi coś okropnego i wpędzi się wkłopoty.Lily piła wodę, żeby nie musieć nic mówić.Kiwała tylko głową, myśląc mimo woli oSheri i jej żonatym przyjacielu.- Wiesz.on.on mnie objął.Zresztą pewnie nas słyszałaś.Próbował mniepocałować.Lily zmarszczyła czoło w udawanym zaskoczeniu.- Niektórzy mężczyzni nie wiedzą, gdzie jest granica albo nawet, że w ogóle jakaśistnieje.Millicent najwyrazniej rozluzniła się, usłyszawszy te słowa.- To nie tak.Po prostu nie widzę, jakie korzyści mogłoby przynieść mówienie o tym.- Nie, oczywiście, że nie.- Mam nadzieję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]