[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zgroza tym jezdzić.Nadaje siętylko na szrot.- I co robimy, prezesie? - zasmucił się lump.- Możemy zapomnieć o handlu i rozejśćsię bez urazy.Albo możemy zacząć negocjacje od nowa.- A co by pan proponował?- Połowę.- Połowę? - przeraził się brodacz.- Więcej nikt panu nie da - powiedział Robert.- A tak będzie pan miał przynajmniejkłopot z głowy.Kuba przypomniał sobie, jak brodacz zachowywał się zaraz po wyjściu z poloneza,kiedy jeszcze nie wiedział, że jest obserwowany.Przyglądał się wtedy nerwowo karoserii zatylnymi lewymi drzwiami, nawet ukradkiem dotknął palcem blachy przy gumowej uszczelce.Teraz Kuba zbliżył się i zauważył w tym miejscu charakterystyczne zmarszczenie lakieru.Coś mu to przypominało.Kiedy mieli starego fiata 125p, ojciec dziury w blasze zaklejał poprostu taśmą papierową i zamalowywał pędzlem.- A karoseria czym łatana? - spytał niespodziewanie.- Papierem?Robert spojrzał na niego z pełnym uznania zdziwieniem.- O czym pan mówi? - zaniepokoił się znów inteligent.- O tym.Kuba wyciągnął palec i przebił nim blachę na wylot.Właściciel poloneza caro nawetnie zaprotestował.Wyglądał na zupełnie zdruzgotanego.- Ciekawe, czego się jeszcze dowiemy? - spytał Robert.- Wie pan co? Mamypropozycję.Spuści pan jeszcze tysiąc i więcej nie sprawdzamy.- A! - brodacz machnął desperacko ręką.- Mądra decyzja - pochwalił Robert.Po zakończonej transakcji jechali z powrotem we dwóch.Lump prowadził poloneza.- Po co ci ten dziwny osobnik? - zainteresował się Kuba.- Problem w głupich przepisach.Nie mogę być stroną umowy kupna-sprzedaży, bojestem niepełnoletni.Potrzebny mi ktoś z dowodem.- Wierzysz mu?- Spoko.Dostanie na parę flaszek i będzie lizał buty.- A ty ile zarobisz?- Na czysto jakieś sto pięćdziesiąt, dwieście procent.Nie są to wielkie pieniądze, alena razie biorę, co się da.Wprawiam się, a na bieżące wydatki wystarczy.A jak się trafiwiększy biznes, to inwestuję.Kuba nie spytał, w co przyjaciel inwestuje.Zatrzymali się na światłach.Robert sięgnąłdo kieszeni, wyjął zwitek banknotów, odliczył pięćset złotych.- Trzymaj, twoja dola.- Zwariowałeś?- O co ci chodzi? Uczciwie zarobiłeś.Dzielimy się po bratersku, pół na pół?Zapomniałeś już, że jesteśmy braćmi?Kuba nie odpowiedział.Wziął banknoty bez słowa.Ruszyli.- A swoją drogą nie myślałem, że masz taki dryg.Wyrobiłeś się ostatnio, wiesz?- Dzięki za uznanie.- Może byś ze mną pracował, jak otworzę swój biznes?- Wszystko przed nami - odpowiedział Kuba ostrożnie, - A dzisiaj przed namiszaleństwo.Jedziesz z nami na dyskotekę.Są dwie chętne laski z Warszawy.Jedna miała byćdla Dżemojada, ale myślę, że będzie wolała ciebie.- Dzięki, ale mam inne plany.- To zmień.Wreszcie będziesz miał okazję stracić cnotę.- To już nieaktualne - powiedział, patrząc przed siebie.Robert oderwał wzrok od drogii popatrzył z ciekawością na Kubę.- Nie gadaj, naprawdę? I kiedy miało miejsce to historyczne wydarzenie? Opowiedz.- Nic ci nie opowiem, bo ty mi i tak nie wierzysz.- Nieprawda.Dziś jest inaczej.Zmieniłeś się.Zastanawiałem się, co ci się stało.Tomusi być to.Z nią się umówiłeś?Kuba przytaknął.- Nie ma sprawy, zabierz ją.- Niemożliwe.- Dlaczego? To mężatka? - domyślił się.- Dokładnie.- Gdzie ją poderwałeś?- W Krynicy.Złapałem na stopa.- Proszę! Jaki ma samochód?- Hondę prelude.- No! A co robi? Jakaś bizneswoman?- Coś w tym rodzaju.- Bardzo stara?- Nie bardzo.Trzydziestka.- I tak od razu? - Pokazał niedwuznaczny gest.- No, tak od razu.- Nie bądz taki tajemniczy.Powiedz, jak ci robiła?- Spytaj, jak nie robiła.- Patrzcie! A to ci Kuba Rozpruwacz - zaśmiał się Robert i klepnął go w kolano.- Ktoby powiedział.Tylko ja zawsze w ciebie wierzyłem.Pamiętaj, że jak rozkręcę biznes, masz umnie robotę.Aap, ile zdołaszPrzez następne tygodnie spotykali się niemal codziennie w kawalerce Jacka Aadnego.Barska dzieliła czas pomiędzy przygotowania do kampanii wyborczej i godziny spędzane wramionach Kuby na wygniecionej wersalce dziennikarza.Kuba miał więcej wolnego czasu.Właściwie miał sam wolny czas.A więc to onprzychodził pierwszy i czekał na nią, czytając książki Jacka Aadnego i słuchając jego płyt.Barska zjawiała się o nieregularnych godzinach, nigdy nie było wiadomo, kiedy będzie.%7łebynie zwracać na siebie uwagi, nie używała domofonu ani klucza, tylko, jak stara konspiratorka,dzwoniła z budki na osiedlu.Kuba nie odbierał telefonów, ale kiedy aparat dzwonił trzy razy imilkł, wiedział, że to ona.Stawał wtedy w oknie, z którego widać było podejście pod blok ikiedy zbliżała się już do bramy, biegł do drzwi i naciskał domofon.Kilka minut pózniejwchodziła bez pukania i dosłownie rzucali się na siebie.Taki rytuał ustalił się od pierwszego dnia, kiedy wszystko było jeszcze niewiadome iniepewne, a oni zdenerwowani i speszeni nieznaną sytuacją.Barska, pomna ostrzeżeń swejpolicyjnej przyjaciółki, nie skorzystała z taksówki, tylko straciła trzy kwadranse wzatłoczonym tramwaju, przyglądając się pasażerom 1 zastanawiając się, który z nich możebyć kontaktem operacyjnym.Albo po prostu znajomym Barskiego.Kiedy podchodziła podponury blok na Nowym Prokocimiu, oglądała się mimo woli za siebie, a serce biło jej jaknigdy wcześniej przed spotkaniem z mężczyzną.- Czekałeś - powiedziała zamiast powitania.- Przyszłaś - odezwał się Kuba w tej samej chwili.Zaśmiali się oboje.- Jak mogłam nie przyjść? - spytała.- Jak mogłem nie czekać? - odpowiedział.Nawet nie rozpakowali torby, w której przywiozła świeżą pościel.Przywitali się nagołej, zakurzonej podłodze z płytek pcv, bo Jacek Aadny nie miał dywanu.Potem weszli dowanny.- Cholerne wybory - powiedziała, gładząc go po piersi.- Nie pozwalają mi być zmoim chłopcem tak długo, jak bym chciała.- Właściwie po co ty to robisz?- Do tej pory nigdy o to nie pytałeś - zdziwiła się.- Nie chciałem cię urazić.Teraz pytam, bo sama zaczęłaś.- Wiesz, chyba po to, żeby to wszystko miało sens
[ Pobierz całość w formacie PDF ]