[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak, wiem.- Nie płacz.- Nie będę płakać pod warunkiem, że ty nie będziesz liczył.- Co masz na myśli?- Widzę twoje wargi, poruszają się, i widzę twoje oczy, którejuż się skrywają pod powiekami.- Nie, jeszcze na ciebie patrzę.Nie mogę sobie pozwolić,żeby na ciebie nie patrzyć.- Zostań.- Doro.- Nie wytrzymam tego.- Nie pożegnałaś się ze mną.- Kiedy?- Gdy siedziałem na naszej skale i czekałem na ciebie.Nieprzyszłaś.-Już tego nie pamiętam.- Nienawidziłem cię wtedy.- Nie wierzę.- Chciałem umrzeć.- Jestem pewna, że chciałam przyjść.Byłeś dla mniewszystkim, tym jedynym.Odebrano mi ciebie i nie mogłam nato nic poradzić.Byłam jeszcze mała, mogłam tylko płakać inienawidzić swojego życia; leżałam na łóżku i trzymałam wręku obrazek, który dla mnie namalowałeś, myślałam o tobie i.Dora nie jest w stanie mówić dalej.Luka musi ją mocnoobjąć, żeby nie osunęła się na brudny peron.- Pamiętam wszystko! Wszystko! Znowu to widzę! Wszystkowróciło, znowu jest widoczne!Jej triumfalny głos brzmi jednak słabo.Luka walczy z całymświatem.I ze zdenerwowaniem Dory.Trudno mu ją dalejpodtrzymywać.Dobrze, że się na-gle wyprostowała i patrzy na niego nieprzytomnymwzrokiem.Ale kogo widzi? Dora zaczyna się nagle bać.- Ty nigdy nie wrócisz, zostawisz mnie teraz i nigdy więcejsię nie zobaczymy.- Doro, jesteśmy tylko ty i ja, dwoje dorosłych ludzi, nikt inic nas nie rozdzieli i nic nam nie przeszkodzi, żebyśmywspólnie spędzili życie.Tak właśnie jest i tak będzie zawsze.Luka wie, że nie ma już zbyt wiele czasu, bo brakuje mupowietrza, brakuje mu wszystkich niezbędnych składnikówżyciowych, czuje, jak zamykają mu się powieki, więc od razuzaczyna liczyć: jeden, dwa, trzy, cztery, pięć.i znowupocałunek Dory wyrywa go z mroku.Wszystko dzieje się takszybko.Bez pomostów, które ułatwiają zrozumienie.Na domiar złego na peron wjeżdża pociąg.Punktualnie.Jakczęsto się to zdarza?! Tu, we Francji?! Gdzie te czasy, gdy napociąg trzeba było czekać pół godziny albo nawet godzinę?!Pociąg już wjechał.Ma dwie minuty postoju.To tak, jakbywcale się nie zatrzymywał.Luka wchodzi na stopień wagonu.-1 miłość się wtedy dowiedziała, że się nazywa miłością./ Akiedym podniósł oczy na twe imię, /serce twoje naraz wytyczyłomi drogę.Sonet LXXIII.Koniecznie do niego zajrzyj.Toodpowiedz na wszystko.Pomyśl o tym! Koniecznie o tympomyśl!Pociąg odjeżdża.Pociąg odjechał i już go nie widać.Nie przypomina nawetniegroznego, małego, umykającego węża.Znikł, jakby go nigdynie było.Dora nadal stoi nieruchomo.Luka.Boi się.XVTo długa podróż.Z wieloma stacjami pośrednimi.Luka wie,że Dorze bardzo by się to podobało.Powoli się od niej oddala.Bez względu na to, gdzie jest - w pociągu, na dworcu czy wautobusie - ściska w dłoni tomik Nerudy.To jakby pępowina,która gwarantuje życie.Eliksir życia.Koło ratunkowe.Wszystko w jednym.Poezja jako gwarancja, że wszystko, cozostało powiedziane, co się czuło i przeżyło, jest prawdą, a nietylko snem.I że kiedyś nie zniknie.Autobus wchodzi w zakręt i Luka widzi przed sobą miasto.Jeszcze kwadrans i będzie w Makarskiej.Od dnia, kiedy był tuostatnio, minęły miesiące.Morze.Tęskni za nim.Ból.Aatwiejjest oddychać, gdy morze jest w pobliżu.Brakuje mu Dory.Może oddychać tylko wtedy, gdy ona jest przy nim.Zamykaoczy i liczy: jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć.zaczynaodczuwać przyjemną lekkość wynikającą ze stanu brakuświadomości.Nie, nie wolno mu, przecież jej obiecał.Tylko tosię liczy.A ona liczy naniego.Sprawy muszą się teraz potoczyć szybciej.Ledwie cięzostawiłem.To coś w rodzaju postanowienia.I nieważne, czyjest albo czy kiedykolwiek był w tym dobry.Ale właśnie to jesttakim postanowieniem.Z drugiej strony to właściwie żadnepostanowienie, tylko raczej konieczność.Brak alternatywy.Przypomina to sytuację, gdy nie ma żadnego wyboru.I właśnieto mu się podoba.Chce, żeby tak właśnie było.Odnalazł swojeżycie.Niespodziewanie.Jego domem jest Dora.Zawsze nimbyła.Miejscem, gdzie wszystko się splata.Ma sens.Znaczenie.No i jest tu morze.To jasne.Wszystko stało się od razu takiejasne.A może to tylko zmęczenie? Dwa dni w drodze, prawiebez snu.Nie.To niemożliwe.Bo wszystko stało się jasne jużprzed kilkoma miesiącami, od pierwszego spojrzenia.Odpierwszego słowa.Jeszcze zanim to pierwsze słowo zostało wogóle wypowiedziane.Nagle i zaskakująco, a przecież w sposóbcałkiem naturalny, przypieczętowany pierwszym pocałunkiem.Luka opiera się o siedzenie i zamyka oczy.Nie opłaca się jużzasypiać, zaraz będzie na miejscu.Doro,gdzie jesteś?Zauważyłem niżej, /między krawatem a sercem,powyżej, /jakąśtęsknotę międzyżebrową: /a to dlatego, że nagle cię zabrakło.Dora.Decyzja zapadła.Obiecał jej, że wróci szybciej, niż sięobejrzy.Wszystko zaczyna się układać jak należy.Jest bardzozmęczony.Autobus wjeżdża do miasta.Gdyby Luka otworzył oczy,zobaczyłby dworzec.I Klarę.- Klara?!Klara kiwa głową i uśmiecha się słabo, jakby się cieszyła, żeLuka ją poznał.Włosy ma dłuższe i ciało jej się zaokrągliło.Wygląda na więcej niż dwadzieścia dziewięć lat, jakby miała zasobą trudny okres.Jakby chorowała.Przez dłuższy czas.Jakbybyła chora, nieszczęśliwa, opuszczona albo zapomniana.Jednak Luka wszędzie by ją rozpoznał.Wprawdzie kilkamiesięcy jej nie widział, nie rozmawiał ani nie kontaktował się znią w żaden inny sposób, ale przecież wcale za nią nie tęsknił,nie myślał o niej.W ciągu ostatnich kilku miesięcy Klara aniprzez chwilę nie była częścią jego życia.Teraz stojąnaprzeciwko siebie, jakby tych miesięcy milczenia zupełnie niebyło.Co ona tu w ogóle robi na dworcu, skąd wiedziała, żeprzyjedzie i kiedy.?- To Ana mi zdradziła, że dziś wracasz - mówi z uśmiechemKlara.- To drugi autobus.Chciałam poczekać na jeszcze jeden.W tym momencie Luka czuje się tak niesamowiciezmęczony, że też musi się uśmiechnąć.Wprawdzie jest to krótkii słaby uśmiech, zupełnie niezobowiązujący, taki sam, jakikierujemy do kogoś nieznajomego, gdy nie wiadomo, copowiedzieć, ale jednak.Luka tęskni za łóżkiem, za głębokimsnem.Chce zostać sam.Chce zadzwonić do Dory.Musinatychmiast usłyszeć jej głos.Wyjmuje swoje bagaże ześmierdzącego luku w autobusie i rusza w drogę.Klara idzieobok niego.Jej prawa ręka, ukryta w rękawie grubego płaszcza -jest przecież luty - co chwilę ociera się o ramięLuki, który też jest grubo ubrany.Idą tak obok siebie,jakbystanowili parę, chociaż nie widzieli się od miesięcy.Czas, któryspędzili oddzielnie, jest dłuższy niż ten, który spędzili razem.Właściwie nie razem, tylko jakoś tak wspólnie.Luka nietraktował ich znajomości jako bliskiego związku, po prostuprzez kilka miesięcy ze sobą sypiali, chociaż miał też innekobiety.Kilka razy poszli razem do kina albo pływali łódką.Wkażdym razie nic poważnego, sama przyjemność.Nie padłyżadne obietnice ani nic w tym stylu.Klara nie protestowała.Anirazu go nie spytała, czyją kocha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]