[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli zdobędzie dowód winy Mahoneya, gra będziewarta świeczki.Jeśli jednak niczego nie osiągnie, ona znajdzie się wjeszcze większym niebezpieczeństwie.Ubiegłego wieczoru ktoś próbował ją zabić.Nie wolno jej o tymzapomnieć ani na chwilę.A gdyby nie zapięła pasa? Nie zawsze gozapinała, zwłaszcza kiedy jechała tylko do Colt albo rozwoziła coś poranczu.Boże, uzmysłowiła sobie nagle, chłopcy mogli wziąć furgonetkę,zanim wyjechała do Castle Rock, a gdyby.Ale nie.Najprawdopodobniej opony zostały przecięte, kiedy robiłazakupy.A jednak.gdyby nie była sama? Czy ci ludzie nie dbają o to, ileosób zginęłoby lub zostało rannych? Czy samo przebywanie z nią niestanowi teraz niebezpieczeństwa?Czuła, że Gil dyskretnie ją obserwuje.Chłopcy także.Nick zapewnił jejsolidną ochronę.Trzy pary oczy patrzyły na nią bez ustanku.Byłoby tozabawne, gdyby nie było takie straszne.Powiedziała Gilowi, że musi dostarczyć Randy emu rachunki książeczkęczekową i miesięczny bilans.- Chciał, żebym wpadła do niego po lunchu - powiedziała.- Może zawiozę cię tam, zaczekam i odwiozę do domu?- Nie, bez przesady.Będę siedzieć z Randym i wypisywać czeki.Niechcę, żebyś tracił przeze mnie czas.- Chyba po to tu właśnie jestem - odparł Gil sucho.- Ale ja czuję się.ciągle stwarzam jakieś problemy.- Nie, powinnaś raczej uważać się za damę w ciężkim położeniu.- Jakie to krępujące.Gil spoważniał.- Nie, ani trochę.Nick chce ci zapewnić bezpieczeństwo.- Może pójdziemy na kompromis? - zaproponowała.- Zawieziesz mniedo Randy ego, a potem wezmiesz chłopców na ryby, nad staw za domem.Sprzęt jest w garażu.Kiedy skończę, zadzwonię do ciebie na komórkę iprzyjedziesz po mnie.Gil zastanawiał się przez chwilę.- Dobrze.Umowa stoi.Tym razem Nick tylko kiwnął głową w stronę rudowłosej Cheri i ruszyłprosto do drzwi gabinetu Mahoneya.- Jest u siebie? - spytał krótko.- Tak, ale.- %7ładnych telefonów, dobrze?- Ale.Minął ją i pchnął drzwi.Mahoney był w koszuli, pod szyją miałpoluzowany błękitny krawat.Rozmawiał przez telefon.- Słuchaj, oddzwonię do ciebie - powiedział.- Muszę coś załatwić.-Odłożył słuchawkę i spojrzał na Nicka pytająco.- Pan Sinestra, prawda?Mogę zapytać.Nick wyciągnął z kieszeni odznakę i pokazał ją Mahoneyowi, któryspojrzał na nią przelotnie, po czym znowu podniósł wzrok.- Czy to oficjalna wizyta?- Zgadł pan.Mahoney wyprostował się w fotelu i zmarszczył brwi.- Przypuszczam też, że pańska poprzednia wizyta nie miała nicwspólnego z zakupem działki?- Znowu ma pan rację.- O co chodzi? - Był wyraznie zły.Jego twarz poczerwieniała.- Prowadzę dochodzenie w sprawie morderstwa.Mam kilka pytań.- Morderstwa?- Gary ego Wellsa.- Wellsa? To był wypadek.O czym pan, do diabła, mówi?Nick usiadł, choć nikt mu tego nie zaproponował.Pochylił się do przodu.- Możemy to zrobić spokojnie albo na ostro.- Nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi, ale może lepiej będzie, jeśliwezwę adwokata.- Oczywiście, proszę bardzo - zablefował Nick.- Wcześniej czy pózniejbędzie pan musiał odpowiedzieć na moje pytania.Mahoney przeżuwał to przez chwilę.- Nie mam nic do ukrycia.Wells zginął w wypadku.- Tak, tak.Ale teraz, kiedy go nie ma, pańskiej inwestycji nic już niezagraża.- Zostałaby zrealizowana tak czy inaczej.Nie był w stanie jejzablokować.- Aaron Burkhart jest innego zdania.- Aaron Burkhart?- Zna go pan?- Słabo.- Burkhart twierdzi, że przyleciał pan do Waszyngtonu i rozmawiał z nimo pozwie, który złożył przeciw panu Gary Wells.- To możliwe.- Mahoney wzruszył ramionami.- Powiedział mi też, że wszystko było w najlepszym porządku, kiedy gopan opuszczał.Mieliście podobno rozwiązać wszystkie problemy nadrodze negocjacji.Pozew miał zostać wycofany.Mahoney spuścił wzrok i zaczął oglądać sobie paznokcie, nerwowoporuszając ustami.Nick czekał chwilę.- To prawda? - spytał w końcu.- Aaron tak powiedział?- Tak.- Proszę posłuchać, chodziło o interesy.W grę wchodziły duże pieniądze.Poleciałem spotkać się z Aaronem, tak, przyznaję, byłem wściekły.Ontakże, jeśli chodzi o ścisłość.Pogadaliśmy i wszystko zostało ustalone.Wkażdym razie odniosłem takie wrażenie.- A potem nagle Wells zginął.- To był wypadek.- Bardzo wygodny.Mahoney wyrzucił ręce w powietrze.- Na litość boską, proszę polecieć do Aarona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]