[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Informator o srebrnym18 / 64ROGER ZELAZNY - Zwiaty Czarnoksiężnika I - Odmieniecfutrze zniknął.Idąc dalej, starał się trzymać wzrok na linii, unikając spoglądania na pobocza.Po dwunastu krokach droga skręciłanieoczekiwanie; wydawało mu się, że schodzi w dół.Obok mignęło coś na kształt czerwonej deskorolki wiozącej dużego,zielonego skarabeusza.Od czasu do czasu wydawało mu się, że słyszy chór głosów śpiewających coś, czego nie rozumiał.Szedł swoją drogą, a widowisko po prawej stronie zdawało się prosić o uwagę.Tym razem oparł się pokusie, tylkopo to, by po chwili ujrzeć, że zielona linia skręca właśnie tam.Wstąpił na boczną drogę, która prowadziła jakby w stronęlasu.Nie opuszczało go uczucie, że schodzi w dół; poczuł, jak w twarz wieje mu wiatr.Niósł on zapach gnijących liści,ziemi, kwitnących roślin.Przyśpieszył, a scena przesunęła się ku niemu z jeszcze większą prędkością.Wydawało się, żemałe burze pod stopami uspokajają się; zielona linia rozszerzała się na boki.Nagle usłyszał śpiew ptaków.Wyciągnął rękę, dotknął pnia drzewa.Zielona linia zniknęła pośród traw.Zwiatrozciągnął się na las i polanę.Gwiazdy ponad nim zgasły , a na ich miejscu pojawiło się błękitne niebo z chmuramipoprzecinanymi liściastymi gałęziami.Drogi już nie było tylko na moment wiatr rzucił w jego stronę coś na kształtzłocistej nici.Zniknęła.Zaczął iść przez polanę, ale gwałtownie stanął.Jeśli ten las był duży, a wydawało się, że tak było, mógł długobłądzić.Zdjął kurtkę, dzień był bowiem ciepły, położył ją na pniu zwalonego drzewa, podciągnął się i usiadł.Dopóki nieobmyśli jakiegoś planu działania, lepiej pozostać w tym miejscu.Mogło być ono w pewien sposób znaczące w tej dziwnejpodróży.Otworzył futerał, żeby sprawdzić gitarę; wyglądała na nietkniętą.Wyjął ją i zaczął grać, rozmyślając jednocześnie.Brzmiało dobrze.Postanowił, że wybierze drzewo, na które łatwiej będzie się można wspiąć niż na którykolwiek z otaczających gogigantów i z góry rozejrzy się za drogą lub miastem.Rozejrzał się, nie zmieniając rytmu.Tak.Tamto wyglądało naodpowiednie.Znowu spojrzał przed siebie, prawie opuszczając ton.Maleńkie stworzenie brykające przed nim wyglądało dokładnie na to, czym w istocie było: zrebakiem centaura.Jego małe dłonie poruszały się rytmicznie i wesoło.Zafascynowany, skierował uwagę na swoją grę, przechodząc na bardziej skomplikowany styl praworęczny.Zaśpiewał cicho.Znamię na przegubie rozgrzało się i zaczęło pulsować.Po krótkim czasie z lasu wyłoniły się dwa kolejnestworzenia i dołączyły do tancerza.W powietrzu pojawiły się liście; czuł, że musiało się tak stać, ponieważ półświadomieje przywołał.Schwytał je w sieć swej muzyki i zawirował nimi wokół roześmianych dziecięcych twarzy orazwierzgających zrebięcych ciał.W ślad za liśćmi puścił ptaki, a także jelenia, o którym w jakiś sposób wiedział, że jest wpobliżu.Cały ruch odbywał się teraz według określonego wzoru.Zciemniło się zgodnie z jego wolą, chociaż była to tylkochmura zasłaniająca słońce.Cały spektakl rozgrywał się w półmroku, co według niego było jak najbardziej właściwe.Grał ton za tonem, a inne stworzenia przyłączały się do grupy zające, wiewiórki a on wiedział, że było towłaściwe i odpowiednie, dokładnie takie jak powinno, na swoim miejscu, gdyż on teraz gra.Czuł, że mógłby to robić bezkońca, wznosić ściany dzwięku i burzyć je, tańczyć wewnątrz swego serca, śpiewać.Dopiero po pewnym czasie uświadomił sobie obecność dziewczyny.Szczupła, o jasnej cerze, ubrana na niebiesko,pojawiła się za drzewem po lewej stronie polany; stała tak nieruchomo obserwując i słuchając.Zauważywszy ją, skinął głową i uśmiechnął się, czekając na reakcję.Nie chciał jej odstraszyć żadnym gwałtownymruchem.Kiedy odpowiedziała na skinienie nikłym uśmiechem, przestał grać i włożył instrument do futerału.Liście opadły, zwierzęta zastygły na moment, a potem popędziły w las.Dzień się rozjaśnił. Witaj zaryzykował. Czy mieszkasz w tej okolicy?Skinęła twierdząco głową. Wracałam do mojej wioski, kiedy cię usłyszałam.To było piękne.Jak się nazywa ten instrument? Czy to czary? Gitara odparł i czasami myślę, że tak.Nazywam się Dan.A ty? Nora.Jesteś obcy.Skąd pochodzisz?Dokąd idziesz? Idę z daleka powiedział powoli, szukając właściwych zdań i z pewnym wahaniem dobierając słowa. Poprostu spaceruję, rozglądam się.Chciałbym zobaczyć twoją wioskę. Czy jesteś minstrelem? Czy zarabiasz graniem na życie?Zciągnął kurtkę, otrzepał ją i przewiesił sobie przez ramię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]