[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Porównywał to do gry wszachach, jeśli na początku dobrze to rozegrasz, pózniej wygraną masz w kieszeni.A my nie mogliśmypozwolić sobie na porażkę, gra była zbyt ważna i zależało od niej zbyt wiele istnień, by móc sobie pozwolić napomyłkę i jakieś uchybienia.Słabość, to właśnie czułam przy Cullenach, sprawiali, że byłam skołowana i zagubiona, do tego on i jak jużwspomniałam jego dziwna władza nade mną.Bałam się tego do czego by mnie to doprowadziło, jakie zmianyby we mnie zaszły.Może to śmieszne, ale po części bałam się do czego mogli by mnie za jego sprawą zmusić,znałam go od niedawna, jednak czułam, że coś w środku mnie zaczęło kiełkować.Dziwne ciepło,mimowolnie złapałam się za klatkę piersiową, orientując się przy tym, że owe coś było już we mnie.- Isabella, słuchasz mnie?- Co?- Mówiłem, że zaraz lądujemy.- Ach tak, dobrze - czy aż tak odpłynęłam, że ich nie słyszałam?- Gdzie byłaś? - spytał Will.- Nie rozumiem.- Odpłynęłaś gdzieś, więc chciałbym wiedzieć o czym myślałaś.Nigdy ci się to nie zdarzało miał rację.- To nic.- Myślisz o nich? - spytał.- O kim? - grałam na zwłokę.- No wiesz, o Cullenach? Nie udawaj.- Czego mam nie udawać?- %7łe o nich nie myślisz - był już zirytowany.- Czemu miałabym to robić?- W końcu oni są.- nie dałam mu dokończyć, ta rozmowa trwała już o wiele za długo i zmierzała wniebezpiecznym kierunku.- Są dla mnie obcy sprostowałam.- Wiem, ale Esme i Edw.- Nic nie znaczą warknęłam.- A twoje zachowanie?- Skończmy ten temat, nużysz mnie ucięłam.- Dobrze - westchnął - Myślałem tylko, że może.- To zle myślałeś.- Najwyrazniej.- Drodzy pasażerowie prosimy o zapięcie pasów, podchodzimy do lądowania - doszło do nas z głośnika.- Nareszcie mruknęłam.Wysiedliśmy i od razu skierowaliśmy się na parking, gdzie czekał już zaparkowany samochód i Liam, naszkierowca.Owszem, był człowiekiem i wiedział o nas, ale jego rodzina służyła Aaronowi od kilkudziesięciu lat,z pokolenia na pokolenie.Jednak większość czasu ostatnio spędzał na uniwersytecie, gdyż miał dopierodziewiętnaście lat.Aaron bardzo go polubił, zresztą jak także, nawet zaproponował mu przemianę, jednak tenodmówił.Nasz ojciec przy każdej możliwej okazji ponawiał ofertę i uprzedzał, że zawsze jest aktualna.- Witaj Liam.- Witaj panienko westchnęłam.- Co ci mówiłam? - uśmiechnął się.- Isabello, cześć.- No, tak lepiej.Jak w szkole? - spytałam, gdy reszta wsiadła, a on pakował walizki do bagażnika.- Dużo nauki i ciągłe problemy wyznał.- Chodzi o pieniądze?- Nie, nie, Aaron o to zadbał, chociaż nie wiem czemu.- Traktuje cię jak członka klanu sprostowałam.- Nie wiem czemu, nie zasłużyłem.- Och przestań i powiedz o co chodzi.- Nie idzie mi z historią sztuki - spuścił głowę.- Pomogę ci, znam się na tym - zaproponowałam, gdyż mimo treningów i częstych zajęć, nasz ojciec dbał onaszą edukację w najlepszych szkołach na świecie.Co prawda nigdy nie chodziliśmy do prawdziwej szkoły,ale często podróżowaliśmy do różnych miast na prywatne lekcje z najwybitniejszymi profesorami, więcbyliśmy nie tylko silni, lecz i obyci.- Naprawdę nie musisz.- Ale chcę.- Dzięki - podrapał się za uchem zakłopotany.- Nie ma za co.- Jedziemy.- Oczywiście.Wsiadłam i ruszyliśmy do zamku.Siedząc z przodu koło Liama wlepiałam wzrok w okolicę, może nie byłanajpiękniejsza i kolorowa, ale tu się wychowałam i znałam te tereny jak własną kieszeń.Gdy mijaliśmygłówną bramę z oddali po lewo, gdzie mieścił się las, słychać było łamanie drzew co oznaczało, że w czasienaszej nieobecności przyjęto kogoś nowego i właśnie odbywał się trening.Na Placu nic się nie zmieniło, stalitam Charles i Eleanor śmiejąc się z czegoś.Na nasz widok przestali.Gdy Will wysiadł podał mi dłoń ipomógł wysiąść.Nie było to konieczne, ale nauczono nas dobrych manier, jak wspomniałam.- Jak wycieczka? - spytała Eleanor swoim zjadliwym tonem.- Pouczająca odpowiedziałam.Zerknęła za moje ramię na Liama, który wypakowywał bagaże.- Hej cukiereczku zawołała, na co biedny od razu się spiął.- Daj mu spokój.- Znów go bronisz, nie ma z tobą zabawy - ona już taka była
[ Pobierz całość w formacie PDF ]