[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ten pokój ostatni raz widziałam go& Ostatni raz, kiedy ja go widziałam, wyglądał dokładnie tak samo jak teraz. Byłomu niewygodnie trzymać deskę, która paliła się szybciej, niżby mu to odpowiadało;nie miał ochoty cierpliwie przeczekiwać wzruszenia Karanissy. Wyjdzmy stąd powiedział.Wziął ją za rękę i poprowadził do sypialni.Rozglądała się ze zgrozą po każdym z pokoi, przez które przechodzili, ale nic jużnie powiedziała.Gdy dotarli do galerii nad wielką salą, Tobas zauważył światło po drugiej stronie;na chwilę odsunął od siebie pochodnię, żeby lepiej się przyjrzeć.Ogień płonął gdzieś na zewnątrz, a jego blask widać było przez zawaloną bramę.Pospieszył z Karanissa po schodach i przez rumowisko.Gdy znalezli się w chłodnym, nocnym powietrzu, Tobas zawołał: Peren? To ty? Popatrzył w dół znad krawędzi kamiennej tarczy, na której stałzamek.Samotna sylwetka siedziała skulona przy ognisku; na dzwięk głosu Tobasapostać wstała i zawołała: Tobas? Tak! odkrzyknął Tobas, pozbywając się wszystkich wątpliwości na widokżółtych błysków ognia na białych włosach. Dzięki wszystkim bogom, przyszedłeś!Nie, nie dzięki bogom, dziękuję tobie, Peren! Dziękuję, żeś przyszedł! Odrzuciłpłonący kawałek półki i zaczął na poły schodzić, na poły zsuwać się po kamieniu, byjak najprędzej znalezć się blisko swego kolegi, a Karanissa za nim.Peren obszedł kamień dookoła do najniższego punktu, żeby im pomóc zejść;gorąco uścisnął rękę Tobasowi i usiłować ukryć zdziwienie na widok Karanissy.Gdy już cała trójka znalazła się na ziemi, Tobas, wciąż jeszcze dysząc, oznajmił: Karanisso to jest Peren Biały, Perenie to Karanissa z Gór; jest wiedzmą. Miło mi panią poznać powiedział Peren. Mnie również odparła Karanissa czyniąc dziwny gest powitalny, któryprzypomniał Tobasowi, że niegdyś była w wojsku.Przez chwilę panowało niezręcznie milczenie, potem przejął inicjatywę Tobasruszając w stronę ogniska ze słowami: Jak długo tu jesteś, Peren? Niedługo; przyszedłem około południa. A która teraz godzina? Słońce zaszło mniej więcej godzinę temu. Co zrobiłeś ze szkieletem?Peren wahał się przez chwilę, zanim odpowiedział. Pogrzebałem go.To było najlepsze, co mogłem zrobić, bo nie dałoby się ułożyćodpowiedniego stosu dla samych kości.A duch musiał uwolnić się już dawno temu.Tobas zerknął na Karanissę zaniepokojony, czy słowa Perena nie zdenerwowałyjej, ale ona była spokojna. To dobrze powiedział.Zawahał się, a potem zapytał ją: Czy sądzisz, żepowinniśmy jakoś zaznaczyć to miejsce? Nie wiem powiedziała. Derry nigdy nie mówił na ten temat.W końcu przecieżnie zamierzał nigdy umierać.Ale myślę, że chciałby coś mieć. Derry? spytał Peren. Derithon Mag odparł Tobas. To właśnie jego kości pogrzebałeś.Peren kiwnął głową.Dotarli do obozu Perena i cała trójka usiadła wokół ogniska; Peren widząc, żeTobas i Karanissa siedzieli tak blisko, jak to jest w ludzkiej mocy, zadbał o to, żebyznalezć się o kilka stóp dalej.Wiedział dobrze, że ich troje razem to już będzie tłok. A co ze sprigganami? zapytała nagle Karanissa. Co z nimi? odpowiedział Tobas pytaniem. Gdzie są? Kilka z nich przeszło z tobą na drugą stronę.A lustro? Stłukłeś je? Nie przyznał Tobas. Zabrały mi je, gdy upadłem na pochyłą podłogę.Najprawdopodobniej wszystkie są gdzieś w zamku i mają ze sobą lustro. Czy trzeba coś z nimi zrobić? Moim zdaniem nie odparł Tobas, a potem zawahał się. Kara, czy któryś znich nas słucha?Rozejrzała się dokładnie. Nie powiedziała w końcu. Jest tu trochę zwierząt może wiewiórki ziemne ale nie spriggany. Znakomicie.Słuchaj, Kara, czarnoksięstwo tu nie działa; uważamy z Perenem, żedlatego właśnie spadł zamek Derithona.Mówiłem ci o tym.Lustro jest nieszkodliwe,dopóki nie wyniosą go z martwej strefy, a moim zdaniem nie są na tyle inteligentne,żeby na to kiedykolwiek wpaść, chyba że ktoś im powie.Więc następne sprigganyjuż się nie pojawią.I prawdopodobnie one nie mnożą się w żaden inny sposób.Kilkatuzinów sprigganów nie zaszkodzi Zwiatu; nie musimy się już nimi martwić. Och Karanissa odprężyła się nieco. Och powtórzyła to cudownie.Peren nie odzywał się, ale rzucił zaciekawione spojrzenie na Tobasa. Nie wiesz, co to jest spriggan? zapytała Karanissa zauważając jego wzrok.Nie chciałam być niegrzeczna. Nic nie szkodzi odparł Peren. Nie powiedział Tobas. Nie chcę, żebyś czuł się wyłączony.Opowiem ci całąhistorię.Opisał swoje przygody od czasu, jak się rozstali.Gdy skończył, Karanissadrzemała opierając głowę na ramieniu Tobasa, a wielki księżyc przewędrował już półnieba. & no i niestety nie mamy ze sobą żadnych zapasów zakończył. A na sobieto, co widzisz.Mam mój pas i kilka cennych drobiazgów, ale żadnego jedzenia, broni,kocy.Przykro mi, że byłem taki niedbały.Miał też swój athame nie ruszał się nigdzie bez niego i maleńką buteleczkę zsiarką u pasa, której nigdy nie zdejmował, ale żadnych innych magicznychskładników ani Księgi Zaklęć.Cieszył się, że nie zgubił butów,.kiedy przeleciał przezgobelin.Gdy skończył mówić, przeszedł go dreszcz; noc robiła się zimna.Mimorozpalonego ognia poczuł nagły, ostry chłód. Którego dziś mamy? zapytał z nagłą ciekawością. Czwarty Znieżnego odparł Peren. Ale ostatnio jest dosyć ciepło i śniegi tegoroku spózniają się. Zniegi? Tobas zapatrzył się w płomienie. To prawie trzy miesiące.A gdzie tysię podziewałeś przez cały ten czas? Przeszedłeś przez góry? Pózno już powiedział Peren.Wyciągnął z plecaka koc i owinął się nim.Wszyscy potrzebujemy snu.Zajmij ze swoją kobietą namiot, ja zostanę tutaj. Ależ& Opowiem ci rano przerwał mu Peren. A teraz idz spać.Tobas usłuchał niechętnie.Karanissa zaś nawet nie drgnęła, kiedy niósł ją donamiotu.rozdział 28Słońce znalazło się już wysoko na południowym wschodzie prześwietlając czubkidrzew, gdy Tobas się obudził.Karanissa leżała obok niego, ale miała otwarte oczy, patrzyła na światło, któresączyło się przez namiotowe płótno.Gdy zobaczyła, że się obudził, odwróciła się ipowiedziała z uśmiechem: Więc naprawdę wyszliśmy z zamku? Naprawdę odpowiedział uśmiechając się w odpowiedzi. Trudno uwierzyć, że po tak długim czasie& bałam się, że się znowu obudzę iwszystko okaże się snem.Nawet ty, może cały ten czas z tobą jest snem. Hm, to raczej rzeczywistość; wyjdz z namiotu pokażę ci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]