[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lekarka powiedziała Szurikowi wszystko to, co i Wierze, ale dodała ponadto, że operacja jestdostatecznie ciężka, jednak niepokoi ją okres po operacji.Opieka w szpitalu jest słaba * niechwynajmie pielęgniarkę, szczególnie na pierwsze dni. Gdyby żyła babcia, wszystko byłoby inaczej".* syn i matka często myśleli to samo.Operacja odbyła się po trzech dniach.W swoich niedobrych przeczuciach Wiera miała po częścirację.Chociaż operacja przebiegła, jak wyjaśniło się pózniej, całkowicie pomyślnie, to narkozęrzeczywiście zniosła bardzo ciężko.Po czterdziestu minutach od rozpoczęcia operacji zatrzymałosię serce.Młodemu anestezjologowi też o mało niestanęło serce ze strachu.Wstrzyknięto adrenalinę.Ze wszystkich pot ciekł ciurkiem.Operowaliponad trzy godziny, a potem dwie doby Wiera nie odzyskiwała przytomności.Leżała na reanimacji.Stan jej był poważny, ale nie beznadziejny.Ale Szurik, siedzący na schodachobok wejścia na oddział reanimacyjny, dokąd nikogo nie wpuszczano, nie słyszał nic z tego, co doniego mówiono.Dwie doby przesiedział na schodku w stanie największego nieszczęścia i wielkiejwiny.Był pochłonięty nieustannym wyobrażaniem sobie kontaktu z nią.Najbardziej był skupiony na tym,żeby widzieć ją stale przed sobą, ze wszystkimi szczegółami: włosy, które pamięta jako gęste * jakona rozczesywała je po umyciu i suszyła, przysiadając na niskim stołeczku przy kaloryferze.apotem włosy przerzedziły się, koczek nad karkiem stał się mniejszy, ciemnoorzechowy kolorwyblakł najpierw na skroniach, a potem na całej głowie pojawiły się brudnoszare pasma, jakby zcudzej głowy.brwi piękne, długie, zaczynają się gęstym trójkątem, a potem przechodzą wniteczkę.znamię na szyi okrągłe, brązowe, jak główka gwozdzika.Rozpaczliwym, prawie fizycznym wysiłkiem trzymał ją całą przed sobą: rączki kochane, końcepalców zaginają się do góry, nóżki cienkie, z boku dużego palca kostka wystaje, nieładna kostka.Nie puścić, nie rozpraszać się.Przychodziła pielęgniarka, pytała, czy nie przynieść mu herbaty.Nie, nie * tylko kręcił głową.Wydawało mu się, że jak tylko przestanie tak mocno, tak usilniemyśleć o niej, ona umrze.Pod koniec drugiej doby * czasu nie pamiętał, nie jadł, nie pił, zdaje się, że i do toalety nie chodził* siedział odrętwiały na półpiętrze, na miłosiernie przyniesionym mu z oddziału krześle, wyszła doniego Lubow Iwanowna i dała mu biały fartuch.Nie od razu ją poznał, nie od razu pojął, co trzeba robić z tym fartuchem.Wsunął się w wilgotnątkaninę ze zlepionymi rękawami.* Tamara, ochraniacze * wydała komendę Lubow Iwanowna i siostrzyczka wetknęła mu w ręcedwa burobiałe nieduże woreczki, w które on niezgrabnie wsunął swoje buty razem ze zdrętwiałyminogami.* Tylko na minutę * powiedziała lekarka * a potem niech pan jedzie do domu.Nie trzeba tusiedzieć.Niech się pan wyśpi, kupi Borżomę" i cytrynę.Ajutro pan przyjedzie.Nie słuchał.Przez otwarte drzwi sali widział mamę.Z nosa jej wystawały przewody, omotywałypierś, jeszcze jakieś rurki prowadziły od ręki do statywu.Bladoniebieska ręka leżała naprześcieradle.Od szyi, zaklejonej czymś białym, też szła czerwona cienka gumka.Oczy miałaotwarte, zobaczyła Szurika i uśmiechnęła się.Szurikowi zabrakło tchu w tym miejscu, w którym zoperowano matkę: winien, winien, wewszystkim winien.Kiedy babcia w szpitalu umierała on, idiota, z Lilą biegał po sklepach, kupowałwędzoną kiełbasę, zabraną potem przez celników, i matrioszki, pozostawione w hotelu w małymmiasteczku pod Rzymem, w Ostii.Kiedy babcia w szpitalu umierała * rozdmuchiwał płomień swojej niewybaczonej winy * tyściskałeś się i pieściłeś z Lilą w bramach i ciemnych zakątkach.Mamusia biedna, maleńka, chuda,ledwie żywa, a on, zdrowy do obrzydliwości byk, kozioł, bydlę.Ona dusiła się w ataku, a onpieprzył Matyldę.I ostry wstręt do siebie rzucał jakiś nieprzyjemny cień na, w ogóle przecieżniemające nic wspólnego z przestępstwem, Lilę i Matyldę. O, nigdy więcej * przysięgał sam sobie.* Nigdy więcej nie będę.".Padł na kolana przed łóżkiem, pocałował suche jak papier paluszki:* No, jak się czujesz, Wierusia?* Dobrze * odpowiedziała szeptem, mówić jeszcze całkiem nie mogła.Jej rzeczywiście było dobrze: była pod działaniem leków, po operacji, a na wprost niej uśmiechałsię zapłakany Szurik, kochany chłopak.Nawet nie podejrzewała, jakie wielkie zwycięstwo właśnieodniosła.Idealistka i artystka w duszy, już od młodości dużo rozmyślała o rodzajach miłości itrwała przy opinii, że najwyższa z nich to miłość platoniczna, mylnie zaliczając do miłościplatonicznej każdą, która istniała poza łóżkiem.Ufny Szurik, któremu ta koncepcja zostałaprzedstawiona we wczesnym wieku, naśladował we wszystkim rozumnych dorosłych * babcię imamę.Jakoś samo przez się było zrozumiałe, że w ich wyjątkowej rodzinie, gdzie wszyscy siękochają wzniosie i z poświęceniem, właśnie kwitnie platoniczna".I właśnie teraz dla Szurika stało się rozpaczliwie jasne, że zdradził wyższą" miłość dla niskiej".W odróżnieniu od większości ludzi, zwłaszcza młodych mężczyzn, którzy znalezli się w podobnejsytuacji, on nawet nie próbował zbudować jakiejś psychologicznej samoobrony, samemu sobieszepnąć na ucho, że może w czymś zawinił, a w czymś nie.On, przeciwnie, tasował swoje kartyprzeciwko sobie, żeby jego wina była przekonująca i niewątpliwa.W drodze do domu Szurik dochodził do siebie, wydobywał się z jakiegoś anabiotycznego, rybiegostanu, w którym znajdował się przez ostatnie dwie doby.Okazało się, że nieznośny upał w tymczasie przeszedł, teraz padał nieduży szarawy deszczyk, był środek dnia powszedniego, wpowietrzu czuło się nastrój samowystarczalnej biednej przyrody: zapach świeżych liści i zgniliznyszedł od zeszłorocznych stert, leżących jak kudłata kołdra na poboczu małego zapomnianegoskwerku.Szurik wdychał ten złożony zapach brudnego miasta: trochę młodej jaskrawej zieleni,trochę opadłych liści, trochę mokrej sierści. A jeśli Bóg gdzieś tam jest?" * przyszło mu do głowy i naraz, jak spod ziemi, wyskoczyła niskacerkiewka.A może ona najpierw wyskoczyła i dlatego on tak właśnie pomyślał? Stanął: możewejść.Otworzyły się jakieś boczne drzwiczki i przez placyk do przybudówki przebiegłaenergiczna wiejska starucha z miską w ręce. Nie, nie, tylko nie tu * zdecydował Szurik
[ Pobierz całość w formacie PDF ]