[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłowiadome z Pieśni, że po pośnięciu smoków i sztolników na miejsce pierwszych nastałyżertwy i żmije, a za drugich przyszli na świat ludzie i drzewa.Tylko nie było nigdziepomysłu, jak połączyć ludzi z drzewem.Gazdowie Kozliców mówili, że przez dom.I jakgrażdę rozbudowywali, to mądrze i pięknie prawili, jak to przeciosy jodłowe dopełniajączłowieka.I zgadzał się z nimi Hrab, ale jakby nie do końca.Bo on usiłował mocniej drzewaz góralami połączyć.I doszedł do tego, że siłą tą jest muzyka.Człek śpiewa i drzewaśpiewają.Nucą sobie swoje drzewne piosenki, kiedy rosną, nucą i łapią w listeczki wiatr.Snują swoje opowieści i trzeba dobrze się wsłuchać, a wtedy pozna się spokojne i długiedzieje drzew.Bo górale drzewa szanują, ale jakoś za gorsze od siebie uważają.A nibydlaczego? %7łe drzewa nieruchome, że chodzić nie potrafią? Czy to chodzenie takie ważne?Zając też chodzi, skacze nawet, a nikt go nie szanuje.Chyba że w pasztecie, ale wtedy jużzającowi ani do śmiechu, ani do dumy z takiego szanowania.A w drzewach mieszkadługowieczność. Widzicie opowiadał Hrab stoją takie nieruchomo, świata poza okolicą nie oglądają,a po kilka wieków żyją.Z tego ludzkiego chodzenia tylko kłopot jest, bo się człekniepotrzebnie zużywa.Jak próg się od chodzenia ściera, tak i człowiek.Mądrze gadał Hrab, jednak go Kozlice nie słuchali.A on mało chodził, rzadko się zmiejsca ruszał.I swoje wystał, bo już mu dziewięćdziesiąt roków minęło, jak zmarł.Ale ci,którym w młodości radził, by sobie siedli, nie słuchali go.Aazili, łazili i wyłazili.Pomarlimłodo, i tyle.Drzewa mają swój wolny rytm, co go %7łurba szukał, a Hrab odnalazł.Tylko że na tym nie kończyły się związki drzewa z człekiem.Aączyła ich muzyka.A jakbyła muzyka, to musiała być i dusza.Bo nic, co bezduszne, samo muzyki tworzyć nie potrafi.Gęśle mają duszę, w dudach jest dech, czyli tchnienie.Nawet w piszczałkach i trombitach,które najprostsze na świecie są, też tchnienie jakoweś jest.I tę duszę należy odnalezć.Podobno Hrab był jedyny z Kozliców, co ze skrzatami rozmawiał.Kiedyś zaczaił się natakiego, gęśliki bezduszne na zachętę mu wystawiając.I pytał się małego ludka, na co tadusza; dlaczego z drewna; a z jakiego zrobiona? Skrzat rzekł mu mało wiele, ale sięskrzypcodziej trochę wywiedział.I potem w dobrej komitywie ze skrzatami pozostawał, a onemu o duszy świata i drzew opowiadały.Sam tego nikomu nie mówił, ale swoje wiedział.Naprzykład to, że należy dobrze w drzewo się wsłuchać.Bo nie każdy jawor na gęśle się nadaje.Nie każdy góral do śpiewania zdatny, a z drzewami podobnie.I z nie każdego świerka czyjodły dobre, dzwięczne wieczka będą.Są takie tępe smreki, co się na przeciosy nadają albotylko na podłogowe dyle.Albo nawet i na to nie pasują, i pozostaje ostrewki z nich strugać.Kiedyś skrzypcodzieje o tym nie wiedzieli i równo cięli owe tępe drzewa, jak i te muzykalne.A Hrab po jaworowych lasach chodził, opowieści drzewnych wysłuchiwał.Co wysłyszał, tojego tajemnica, bo mowny za bardzo nie był.Pewnie gdyby żył, inaczej by nasze czasywyglądały i wiele więcej wiedzielibyśmy o świecie.Ale wiedza ta chyba nie na zawszeutracona, bo przecież drzewa przed nikim się nie chowają.I może pojawią się gęślarze, cotaki jakiś słuch na drzewne opowieści będą mieli, jako Hrab.Wiedział, na ten przykład, syn Wantuli, że muzyka się z braku bierze.Dlatego szukałdrzew nie na dobrych ziemiach rosnących, nie grubych i pękatych, ale tych chudziutkich, coim słoje na rok jeno o paznokieć przyrastały.Z takiej biedy wola śpiewania się bierze.Idlatego dobre gęśle rzewnie grają a tęsknie, bo jest w nich zaklęta ta tęsknota, te lataniewygody i bólu. Podobnie jak z człekiem.Jak syty i opity, to do niczego nie tęskni, niczego mu nie braki do muzyki ochoty nie ma.Do tańca za ciężki, do śpiewania za leniwy tak swoim uczniommówił Hrab, a uczniów miał wielu, bo wszyscy synowie %7łurby odludnego stryja podziwiali.I, trzeba też to powiedzieć, jest i w drzewie ukryte cierpienie.Bo rżnąc drzewo na gęśle,trzeba je zabić.Więc jest w drewnie pamięć ofiary, że życie oddało dla muzyki.Nie wolno tejofiary na zmarnowanie dać, bo człek ma dług wobec takiego ubitego drzewa.Koniec końców,Hrabowi szło o wielką sprawę.Myślał sobie, że robienie skrzypeczek to tak jak uczeniedrewna, by potrafiło o swojej tęsknocie opowiadać.Jak matka uczy dziecko mówić, takskrzypcodziej wydobywa z drewna jego mowę.Nawet najmędrszy z górali, a mowynienauczony, nic mądrego gadał nie będzie.Taka nauka musi długo trwać, jak wszystko.AHrab wierzył, że gdy się takie wzorcowe skrzypeczki zrobi, to one opowiedzą, jak jest z tądrzewną długowiecznością.I wierzył też, że tylko na takich wzorcowych gęślach da sięwygrać nieśmiertelną nutę.Bo Hrab wolał Wantulowe poszukiwanie nieśmiertelnej nuty odwszystkich bratowych wątpliwości.I tak to było z Hrabem.W skupieniu tworzył kolejne gęśliki, całe serce swoje w niewlewał, A każde z nich to był instrument prawie jak człowiek.Piękny w każdym drobiazgu itak wspaniale muzyce służący, że jak żywy.Nie dziw, że z nimi po calutkich nocachrozmawiał, jak z dziećmi.Wiele też z tych skrzypeczek oddał poza ród Kozliców,zaprzyjaznionym gęślarzom i tym, o których wiedział, że na zmarnowanie skrzypeczek niedadzą.Wiele z nich gra jeszcze po Smoczogórach i grać będzie długie, długie lata.Starczyusłyszeć tylko kilka dzwięków, by poznać, czy robił je Hrab, czy kto inny.Bo żadne inne niepłaczą, jak Hraba.Dodać trzeba jeszcze, że nie był to człek specjalnie ludziom miły.Mrukliwy, ponury, dożartów nieskory.Ale miał w sobie jakąś siłę, toteż garnęli się do niego Kozlice i wielumłodych nauczył skrzypcodziejskiej sztuki.Szkoda, że wszystko to na zatracenie poszło.***Szarotka skończyła.Koreda wcale nie siedział długo, odurzony opowieścią.Wstał i przedarł się przez gęstąmgłę fajkowego dymu, co zawisła między nim a Szarotką.Doszedł do swoich rzeczy iwyłowił z sakwy gęśliki Pierwszego Kozlicy, po czym przyjrzał się im uważnie.Po chwilimyśli, zagubione w szarych obłoczkach, dotarły do niego. Co, może twoje gęśliki wyszły spod rąk Hraba? E, gdzie tam.Na pewno nie. Koreda długo dochodził do siebie. Taka tam robota,spod Jasionki.Po Dudzie.Szarotka zaśmiała się, przeciągając się za stołem. No, niezle się tymi opowieściami upiłeś! Dobrze, że śliwowicy nie mam, bobyś już podstołem leżał. Masz rację, idą twoje gawędy do głowy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]