[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Aldermann? Niech pan słucha: mam coś, co na pewno pana zainteresuje.Niech panmi nie przerywa.Testament.Tak, tak właśnie powiedziałem.Wynika z niego jednoznacznie,że ten pański wielki dom z ogrodem, a także pieniądze, które zdążył pan wydać, w ogóle siępanu nie należały!Zapadła cisza, którą dopiero po dłuższej chwili przerwał opanowany głosAldermanna:- Chętnie zapoznam się z tym dokumentem. - Nie wątpię, do diabła!- Jest pan w tej chwili u siebie w biurze? Mógłbym przyjechać - zaproponowałcałkiem rozsądnie Aldermann.Siedzący przy biurku w pustym gmachu Elgood nagle uświadomił sobie, jak wielkacisza go otacza.Gdzieś w budynku na pewno był ochroniarz, ale przecież Elgood nie mógł goprosić, żeby pokręcił się przy drzwiach gabinetu, kiedy on będzie rozmawiał ze swoimksięgowym! Nie był do końca pewny, czego właściwie się boi, lecz nawet jeśli wszystkie jegopoprzednie podejrzenia wobec Aldermanna były niedorzeczne i kłopotliwie histeryczne (naco wszystko w tej chwili wskazywało), nie było sensu spotykać się sam na sam zczłowiekiem, któremu groził zabraniem czegoś, co najbardziej kocha.Może w jakiejśrestauracji? W barze?Nagle przyszedł mu do głowy lepszy pomysł.- Nie, ja za chwilę wychodzę.Za to jutro będę w swoim domku nad morzem.Zaprosiłem parę osób na drinka i jakieś przekąski, koło południa.Może też by pan wpadł?Zapraszam z żoną i córeczką.Spodoba im się.Przy okazji niech pan przyniesie od razu swojąrezygnację z kandydowania do zarządu.Dwunasta, pół do pierwszej.Pasuje?- Wprost nie mogę się doczekać.Powie mi pan, jak tam dojechać?- Proszę spytać Daphne.Będzie wiedziała.Odkładając słuchawkę, Elgood pożałował tych ostatnich słów.Były głupie iniepotrzebne.Ale przecież można je zinterpretować na różne sposoby, z których większośćjest całkiem niewinna.Przestał o tym myśleć.Ostrożnie spakował testament i resztę dostarczonych przezEaseya papierów do dużej koperty i włożył ją do swojej teczki.Po chwili zastanowienia wyjąłjednak testament i poszedł do pokoju panny Dominie, żeby go skserować.Przyszło mu dogłowy, że zatrzymanie oryginału byłoby niegłupim pomysłem, włożył go więc do zwykłejbiałej koperty i schował w sejfie w swoim gabinecie.Usiadł przy biurku, otworzył notatnik iprzejrzał znajdujący się na końcu i zajmujący dwie strony spis telefonów.I zaczął dzwonić.Zabrał się do sprawy dość pózno, więc po czterdziestu pięciu minutach wydzwanianiaudało mu się zaprosić na jutrzejszy piknik zaledwie sześcioro dorosłych i troje dzieci.Znacznie łatwiej i o wiele taniej byłoby pewnie wynająć dwóch gliniarzy iwygłodniałego owczarka niemieckiego.Na tę myśl najpierw się uśmiechnął, a potemroześmiał w głos.Sięgnął po telefon i wybrał jeszcze jeden numer. Słoneczny letni dzień(Summer Sunshine.Mieszaniec herbatni.Kwiaty drobne, intensywnie żółte, zwyklepózne.Zdarzają się przypadki plamistości czarnej.Słodki zapach).- Jedno trzeba przyznać tym nadętym górnikom z południowego Yorkshire -powiedział Andy Dalziel.- Umieją zaszaleć.Na dowód prawdziwości swojej tezy pokazał ćwierćlitrową szklaneczkę i butelkęsłodowej whisky, do której najwyrazniej rościł sobie prawa właścicielskie - chociaż i tak niktinny nie zgłaszał do niej pretensji.Dzień był gorący, słońce stało wysoko na niebie inajwiększe wzięcie miały napoje bezalkoholowe, piwo i schłodzone białe wino.Wszyscyubrali się stosownie do pogody: dzieciaki paradowały nago, panie - w tym Ellie i Daphne -prawie nago, czyli w skąpych bikini, a ci spośród gości, którzy nie wdziali strojówkąpielowych, mieli na sobie letnie sukienki albo lekkie spodnie i sportowe koszule.NawetDalziel poszedł na ustępstwo, i to podwójne: nie dość, że zdjął połyskliwą szarą marynarkę, tojeszcze przykrył sobie głowę olbrzymią chusteczką koloru khaki, z supełkami na rogach.- Wygląda komicznie - mruknęła Ellie do męża.- I jeszcze ten nos! Założę się, że wrzeczywistości oberwał po buzi od matki Patricka.Nie sądzisz chyba, że naprawdę udało musię ją zaliczyć?- Mam nadzieję, że w  Chantry Coffee House nie używasz takiego słownictwa.Apoza tym, owszem, tak właśnie sądzę.Andy ma wiele wad, ale skłonność do przechwałekseksualnych nie jest jedną z nich.A po jego zachowaniu, gestach i ogólnym wrażeniu, że miłowspomina tę damę, ilekroć w rozmowie pada jej nazwisko, poznaję, że mam rację.- Wiem, co masz na myśli.Widziałam coś podobnego u Daphne.Nie wiem, jakPatrick to robi, ale kiedy tylko o nim wspomnę, jej oczy szklą się taką dziwną błogością.Przyniósłbyś mi jeszcze kieliszek wina, skarbie? Jest tak gorąco, że nie chce mi się ruszać.Cudowna pogoda, prawda? Pewnie żałujesz, że nie wziąłeś kąpielówek?Ellie przeciągnęła się jak kot, dumna ze swojej przezorności.Pascoe spojrzał na nią,zadrżał i ucieszył się, że nie występuje w samych ciasnych kąpielówkach.Ellie byłaby pewnie rozbawiona i zachwycona tym dowodem pożądania z jego strony, ale nie spodobałoby jej sięspostrzeżenie, że ten stan utrzymał się, gdy Pascoe odwrócił się do Daphne.Daphne właśnie wynurzyła się z morza i klapnęła ciężko obok Ellie.Krzywizny jejciała ociekały wodą.- Czy tu nie jest cudownie? - powiedziała.- Diano, pilnujesz Rose, prawda?Dziewczynka mianowała się samozwańczą opiekunką małej Rosie, gdy tylko jązobaczyła; w tej chwili właśnie ryła wokół niej ochronną fosę w piasku.Rose wzięła to zapierwszy etap budowy zamku, który słusznie się jej należał.- Zwietnie sobie radzi - orzekła Ellie.- Oczywiście jest to utrwalanie stereotypów,któremu z zasady jestem przeciwna, ale jeśli chcesz, wynajmę ją na godziny.Daphne, tak sięcieszę, że wszystko się ułożyło!- Prawda? Ja też lubię szczęśliwe zakończenia.- Nie wspomniałaś chyba Patrickowi o swojej małej przygodzie? - spytałamimochodem Ellie.- Nie, skądże.Niewiele brakowało, żebym się wygadała, ale w porę zmieniłam temat.Ty pewnie uważasz, że powinnam być z nim całkowicie szczera?- Bynajmniej.Szczerość bywa dobra dla duszy, ale nie dla małżeństwa.O, proszę, otoi nasz sympatyczny gospodarz.Urok, z jakim Dick Dandys zareagował na przedstawienie mu Ellie, przywodził jej namyśl obwoznego handlarza dywanów.Kiedy teraz patrzyła, jak pośpiesznie brnie przezpłyciznę, wrażenie tylko się utrwaliło.- Nie wygląda jak Tarzan, co? - mruknęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl