[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatnie spojrzenie w lustro i okazuje się, że makijażsię rozmazał.Z autopsji tego nie znam, bo po pierwsze, naprzyjęcia nie chodzę, po drugie, rajstop nie znoszę i niepamiętam, kiedy ostatnio miałam je na sobie, ale mgliście misię majaczy, że u mnie w grę nie wchodzi oczko, tylko od razuoderwana nogawka.Garecik znalazł wśród roślin starą piłkę do tenisa i biegał znią jak potłuczony, dopóki nie wydusił z biedaczki ostatniegotchnienia.Potem biegał z suchym badylem ze słonecznika iwyglądał jak akrobata na linie, tylko miał większe problemy zutrzymaniem równowagi.Zwłaszcza gdy wpadał w wykopaneprzez siebie dołki.Zwietne zobrazowanie przysłowia.Około południa moje napięcie zaczęło osiągać apogeum.W ogródku już wiele zdziałać nie mogłam, bo ilekroć sięschylałam, robiło mi się czarno w oczach.Przejaśniło mi siędopiero w pokoju, który obrzuciłam badawczym wzrokiem.Kai jeszcze nie było, więc nie miało się komu zrobić słabo.Musiałam, po prostu musiałam coś zmienić! Chociaż jedenmały fragmencik.Za każdym razem mi się wydaje, że przezcałe lata mojej natchnionej działalności wszystko już stało wewszystkich możliwych konfiguracjach i za każdym razemokazuje się, że nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa.Padło na kąt za komodą.Regały powędrowały za drzwi, na ichmiejsce zza drzwi wylazło duże lustro, przestawiłam największe kwiatki i zrobiło się więcej miejsca.I jakoś takbardziej harmonijnie.W trakcie pracy prowadziłam walkę zGaretem, odbierając mu cały arsenał dziwnych przedmiotów.Obejrzałam efekt przemeblowania.Było dobrze.Co tambyło znakomicie! Czułam się wyczerpana, ale nadal mnietłukło.Wyprałam wełniane koce z foteli, jeden z dywanikówGareta oraz wielką skórę baranią.Pralka wytrzymała, chociażbałam się, że przy skórze wymięknie.Potem, już ręcznie,wyprałam część maskotek.Moich.Tych, które leżą nanajwyższych piętrach mebli, bo albo mają jakąś wartośćsentymentalną, albo są tak śliczne i mięciutkie, że nie mogęsię zdobyć na oddanie ich Garetowi na pewną śmierć wmęczarniach.W tym czasie Garet wyniósł wełniane poduszkiz pokoju Kai, rozwalił blokadę na schodach balkonowych,wypłoszył koty z balkonu i zeżarł im wszystko z misek.Iwtedy przyszła babcia.Opuściłam pole walki i poszłam domiasta.Wróciłam równocześnie z Kają, obwieszonązakupami.Garet z radości wskoczył na stół i porwał banana.Wlazł z nim pod stół na dywanik do konsumowaniaskradzionych łupów i trzymając w długich paluchach, zręczniewyjadł środek, zostawiając skórkę.Kaja zaakceptowała zmianę wystroju.Koty też.Wciąż odbieram telefony z mojej - byłej? - pracy.Częśćna temat "jak to zrobić i gdzie tego szukać?", część w celachzwiadowczych.- Dyrekcja wcale nie zamierza cię zwolnić - oznajmiłaWiktoria.- Ona cię ceni.Mówię ci, to te paskudne biurwykierowane zawiścią wymyśliły taką akcję.Wracaj do pracy.Ale.może ty nie chcesz wrócić?Czas spojrzeć prawdzie w oczy.Nie chcę.Na raziepodreperuję swoją podupadłą formę fizyczną, a potem.czasspróbować czegoś nowego.Dom Gareta, 04 - 10.2006 r [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl