[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czy nie powinnyśmy zadzwonić na policję? Zrób to, a mały zginie wtrącił Robert. Kiedy tylko w CerebMedzie pojawi siępierwszy policjant, Hans będzie już wiedział, co robić. Może zrobimy wymianę zakładników? zaproponowała Rosie, a kiedy Sibyllepopatrzyła na nią pytającym wzrokiem, wskazała Roberta. Oni mają twojego syna, my mamysyna szefa.Wymieńmy ich.Robert zaśmiał się opętańczo. Jeśli myślicie, że ten człowiek wymieni małego na mnie& Nie macie pojęcia, o cow tym wszystkim chodzi! Proszę bardzo, zadzwońcie do niego i złóżcie mu taką propozycję.Pięć minut pózniej Hans zajmie się twoim synem.Sibylle spojrzała niepewnie na Rosie. Sądzę, że ten drań tyle już nakłamał, że nie powinnam wierzyć w ani jedno jego słowo.Ale to, co mówi, brzmi logicznie. Podniosła się z łóżka i znów spojrzała na Roberta. Mam dla ciebie propozycję.Pomożesz nam uwolnić mojego syna, a my puścimy cięwolno.Potem możesz opowiedzieć swojemu ojcu doktorowi, co tylko chcesz. A jeśli nie?Kucnęła obok niego i zbliżyła twarz do jego twarzy. Zniszczyliście mi życie.Jeżeli do tego coś stanie się z moim dzieckiem, przysięgam naBoga, że cię zabiję.I nie zastrzelę cię tak po prostu.Pozwolę ci powoli konać w męczarniach.A więc? 41 Robert milczał przez całą drogę, nie reagował nawet na zaczepki ze strony Rosie.Wcześniej, jeszcze w pokoju, z wycelowanym w niego pistoletem kobiety pozwoliły mupójść do łazienki, gdzie mógł obmyć twarz.W jego koszulkę wsiąkło trochę krwi, ale dużobardziej rzucała się w oczy napuchnięta, odstająca górna warga.Ruch uliczny zmniejszył się nieco, nie potrzebowali więcej niż dwadzieścia minut, żebydostać się na teren CerebMedu.Przejechali parking, mijając budynek firmy.Nigdzie nikogonie było widać. Idziemy zarządziła Rosie, a Robert wykręcił twarz w grymasie, wyprężając brzuchi ściągając łopatki.Prawdopodobnie Rosie mało delikatnie wbiła mu broń w plecy.Jeżeli klucz wciąż tkwi od wewnątrz, to mamy problem, pomyślała Sibylle, kiedy zbliżalisię do drzwi.Jednak kiedy Robert wyciągnął klucz z kieszeni, drzwi dały się otworzyć.Wkroczyli do długiego, wąskiego pomieszczenia, po obu stronach zastawionegoregałami.Stały na nich pudła oklejone białymi naklejkami. Dokąd teraz? zapytała Sibylle.Robert wskazał ręką przed siebie. Prosto, a potem w lewo powiedział.Próbowała odnalezć w jego twarzy, w jego głosie oznakę czegoś, co mogło ich za chwilęspotkać, ale nic takiego nie zauważyła.Przeszli do następnego korytarza, a stamtąd do drzwi, przy których Robert musiałwstukać kod.Kiedy drzwi się otworzyły, ujrzeli białe wykafelkowane pomieszczenie.Dwametry przed nimi stał mężczyzna o martwych oczach.Oczy te spoglądały wprost na nich.Rosie od razu podniosła broń i przystawiła ją do głowy Roberta. Bez wygłupów rzuciła ostrzegawczo.Hans nie odrywał wzroku od Sibylle.Czuła, że od tego spojrzenia ma gęsią skórkę.Pomyślała o Lukasie i o potwornym strachu, który jej syn musiał odczuwać przed tymczłowiekiem. Chcę zobaczyć mojego syna powiedziała. Gdzie on jest? W pobliżu odparł Hans, przenosząc wzrok na Rosie. Odłóż tę broń.Rosie zaśmiała się krzykliwie. Nic z tego! Jazda, zaprowadz nas do chłopca, inaczej będę zmuszona zastrzelić synawaszego szefa.A nie wiem, czy to spodoba się panu profesorowi. Niedługo poznacie Doktora odparł Hans, zupełnie niewzruszony. Chodzcie.Odwrócił się i ruszył przed siebie.Sibylle, a za nią Robert wciąż na muszce Rosie podążyli za nim.Nagle Sibylle usłyszała za sobą głos: Rzuć broń!Odwróciła się gwałtownie.Za Rosie stał mężczyzna w białym kitlu z pistoletemwycelowanym w głowę starszej pani.Był nieco wyższy od niej, na oko około pięćdziesiątki,chudy.Nosił okulary w złotej oprawce i wyglądał dosyć głupio z przedziałkiem wytyczonymdokładnie pośrodku głowy. To ty rzuć broń, bo inaczej będę musiała zastrzelić szefa juniora odparła Rosiezdumiewająco pewnym głosem.Sibylle wstrzymała oddech.Jakiś ruch, zarejestrowany kątem oka, odwrócił jej uwagę.Za Hansem pojawił się cień.A zaraz potem prosto w jej serce trafił głos: Mamo, mamo! Lukas!Zaledwie kilka metrów od niej, tuż za człowiekiem o martwych oczach, ujrzała jasnączuprynę.Bez żadnej kontroli łzy popłynęły z jej oczu.Lukas! Cały świat zdawał sięeksplodować, chciała na przemian krzyczeć z radości i szeptać czule, śmiać się serdeczniei zanosić się histerycznym szlochem.Chciała podbiec do niego lecz kiedy jej umysł ogarnąłcałe pole widzenia, zamarła w bezruchu.Za Lukasem stał człowiek o siwych włosach.Gerhard Haas ze zdjęcia, które pokazała jejRosie.Jedną ręką przytrzymywał za ramię chłopca.W drugiej ręce, zwisającej bezwładnie,trzymał mały rewolwer. Lukas& szepnęła. Mamo! zawołał chłopiec, wijąc się w uchwycie profesora. Puść mnie! Chcę domamy!Haas spojrzał na Roberta, Rosie i typa trzymającego wciąż pistolet przy jej głowie.Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Proszę puścić Roberta powiedział mężczyzna.Demonstracyjnie podniósł rękęz bronią, spoglądając z góry na Lukasa.Rosie zawahała się.Było widać, że jest zdezorientowana. Proszę cię, Rosie, puść go szepnęła drżącymi ustami Sibylle.Po tych ludziachspodziewała się wszystkiego.Nie wiedziała, jak sprawy się potoczą, ale w danej chwiliprzeważył strach o syna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]