[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pomyśl: dajmy na to, jeżeli zobaczysz na nim krawat albo jakąś rzecz,która ci się spodoba.Przypuśćmy, że cholernie ci się podoba jego krawat, mówię to tylkodla przykładu.Wiesz, co Stradlater zrobi? Prawdopodobnie od razu zdejmie ten krawat ipodaruje ci go.Naprawdę.Albo.wiesz, co zrobi? Podrzuci go wieczorem na twoje łóżkoczy coś w tym rodzaju.W każdym razie odda ci ten krawat.Większość chłopaków na jegomiejscu. E, do diabła! rzekł Ackley. Jakbym miał tyle forsy co on, tak samo bymrobił. Nie! potrząsnąłem głową. Nie, ty byś nie robił, dziecino.Gdybyś miał tyleforsy, co on, byłbyś jednym z naj. Przestań do mnie mówić dziecino"! Co, do cholery, mógłbym być twoim ojcem. Nie mógłbyś! Potwornie mi czasem grał ten Ackley na nerwach.Nigdy nieprzepuścił okazji, żeby mi przypomnieć, że ma osiemnaście lat, a ja tylko szesnaście.Po pierwsze, nie przyjąłbym cię za żadne skarby do rodziny. No, więc nie nazywaj mnie.Nagle drzwi się otwarły i wpadł Stradlater jak po ogień.Zawsze się spieszył.Zewszystkiego robił wielką chryję.Podbiegł do mnie, klepnął mnie najpierw w prawy,potem w lewy policzek, żartem, ale drażniły mnie te jego głupie żarty. Słuchaj! zawołał. Wybierasz się gdzieś wieczorem? Nie wiem jeszcze.Może.Co, u diabła, śnieg pada czy jak?Stradlater miał śnieg na płaszczu. A pada.Słuchaj! Jeżeli nigdzie się nie wybierasz, może byś mi pożyczył tejswojej marynarki w pepitkę? Kto wygrał mecz? spytałem. Dograli na razie dopiero do połowy powiedział Stradlater. Nie zgaduj.Potrzebujesz dziś tej kurtki czy nie? Pochlapałem jakimś świństwem swój flanelowygarnitur.23 Nie potrzebuję, ale nie mam ochoty, żebyś mi ją rozepchał w ramionach i wogóle odparłem.Byliśmy prawie równi wzrostem.Stradlater jednak ważył dwa razywięcej ode mnie.Miał okropnie szerokie bary. Nie rozepcham! W mig znalazł się przy mojej szafie. Jak się masz, Ackley! zwrócił się do Ackleya.Bądz co bądz Stradlater zawsze był uprzejmy.Pewnie, że w tejjego uprzejmości tkwiło trochę fałszu, ale nigdy nie omieszkał przywitać się z Ackleyemserdecznie jak z każdym innym.Ackley mruknął coś półgębkiem.Nie chciał odpowiedzieć, ale nie miał odwagicałkiem zignorować Stradlatera, więc mruknął ni to, ni owo.Potem rzekł do mnie: To już chyba pójdę.Do widzenia. Serwus odpowiedziałem.Nigdy mi serce nie pękało z żalu, kiedy Ackleywynosił się z naszego pokoju.Stradlater już ściągał kurtkę, krawat i resztę. Ogolę się na chybcika powiedział.Miał już całkiem przyzwoity zarost.Fakt. Gdzie podziałeś babkę? spytałem. Czeka w bocznym skrzydle.Wziął neseser z przyborami toaletowymi i z ręcznikiem pod pachą wyszedł.Bezkoszuli.Lubił się popisywać nagim torsem, bo zdawało mu się, że jest cholernie piękniezbudowany.Zresztą miał rację.Muszę to przyznać.24Rozdział 4Nie miałem właściwie nic do roboty, więc poszedłem za nim do umywalni, żebypogadać przez ten czas, kiedy się będzie golił.Znalezliśmy się w toalecie sami, bochłopcy jeszcze nie wrócili z meczu.Gorąco było piekielnie, a szyby zapotniały od pary.Rzędem pod ścianą ciągnęło się dziesięć umywalni.Stradlater zajął środkową, japrzysiadłem na sąsiedniej, po prawej stronie, i zacząłem kręcić kurkiem od zimnej wody;to otwierałem go, to zamykałem taki mam zwyczaj, to u mnie nerwowe.Stradlatergoląc się gwizdał Pieśń Indii".Gwizd miał okropnie przenikliwy i stale fałszował, a jakna złość zawsze sobie wybierał najtrudniejsze melodie, niełatwe nawet dla mistrza wgwizdaniu, na przykład Pieśń Indii" albo Morderstwo na Tenth Avenue".Fuszerowałpotwornie.Pamiętacie, że mówiłem o niechlujstwie Ackleya.Otóż Stradlater także byłbrudasem, chociaż na inny sposób.Stradlater był brudasem utajonym.Wyglądał zawszejak lalka, ale zobaczylibyście brzytwę, której używał do golenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]