[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego brakowało jej po rozwodzie.Przyjęcia zawsze wydają się o wieleciekawsze, jeśli można potem wymienić z kimś obserwacje i domysły.- Wyglądałaś cudownie - powiedział, choć mówił jej to już kilka razy tegowieczoru.- I byłem z ciebie taki dumny.Naprawdę się cieszyłem, że tam jestem,ale muszę przyznać, że wolę mieć cię tylko dla siebie.Już się nie mogę doczekaćnaszej samotności we dwoje na Cape Cod.- Dobrze jest mieć w życiu obie te rzeczy - powiedziała spokojnie, opierającgłowę na jego ramieniu.- Wspaniale jest wyjść i spotykać się z ludzmi, a potemzostać tylko we dwoje.- Ale trudno mi dzielić się tobą z ludzmi, którzy też cię uwielbiają.Kiedyjesteśmy tylko my dwoje, jest o wiele milej.Nasz związek jest jeszcze takinieokrzepły i świeży, że każdy, kto kręci się obok nas, wydaje mi się intruzem.Powiedział to w taki sposób, że zrobiło jej się przyjemnie.Był zazdrosny oczas, który poświęciła innym, ale przecież chwilami świetnie mu się rozmawiało zjej kolegami po fachu i widziała, że spotykał się z podziwem i sympatią.Wernisaże były częścią jej życia zawodowego, odkąd wróciła do fotografii, choćceniła także samotność.Finn wzruszał ją swoim pragnieniem, by nie odstępowaćjej nawet o krok i nie marnować ani jednej chwili, którą mogliby spędzićwspólnie.Od jutra mieli takich chwil mieć pod dostatkiem w jej domu na CapeCod.- Ty też byłeś otoczony zachwyconymi rozmówcami - przypomniała mu.Zwiesił głowę jakby z zażenowaniem i z pokorą, której nikt by od niego nieoczekiwał.Czasem ją to zaskakiwało, że człowiek tak sławny jak on i takzabójczo przystojny nie ma w sobie ani odrobiny narcyzmu.Nie był anisamolubny, ani skoncentrowany na sobie.Wydawało się, że jest dumny z jejsukcesów i zapomniał o własnych, a w każdym razie nie zależało mu, żeby sięznalezć w centrum uwagi.I jeśli miał jakieś wady - a ona jak dotąd nie dopatrzyłasię żadnych - to wyniosłość i samouwielbienie do nich nie należały.Finn był jakrzadki klejnot.Wyruszyli w drogę na Cape Cod około dziewiątej rano chevroletem, który Finnwynajął na tydzień, bo Hope pozbyła się samochodu, przeprowadzając się zBostonu do Nowego Jorku.Kiedy potrzebowała samochodu, wynajmowała go.Wzatłoczonym mieście, gdzie brakowało miejsc do parkowania, miało to najwięcejsensu, a do domu na Cape Cod nie jezdziła już teraz zbyt często.Ostatnio wewrześniu, cztery miesiące temu.Była przejęta, że jedzie tam razem z Finnem, żebędzie mogła pokazać mu dom.Dla człowieka, który lubił spędzać z nią czas sam na sam i kochał przyrodę, niemogło być lepszego miejsca.Postanowiła, że nie będą spali razem w ten weekend, i wiedziała już, w którymz gościnnych pokoi go umieści.Był to pokój, w którym mieszkała jako dziecko,kiedy z rodzicami przyjeżdżała na letnie wakacje.Przez ścianę z dawnympokojem jej rodziców.Teraz od wielu lat - jej pokojem.Razem z Paulem spędzali tam wakacje prawie przez cały czas trwania ichmałżeństwa.Wtedy jego prostota bardzo im odpowiadała.Ale odkąd los się doniego uśmiechnął i akcje przyniosły mu fortunę, Paul nie zadowoliłby się jużtakim domem.A upodobania Hope stały się przez te lata jeszcze prostsze.Niepotrzebowała żadnych luksusów, nadzwyczajnych wygód, żadnej przesady.Byłaosobą niewiele wymagającą od życia i umiała docenić zalety tego co proste ibliskie natury.A Finn zapewnił ją, że on także lubi takie domy.Na lunch zatrzymali się w Griswold Inn, w Essex w stanie Connecticut, a gdypotem zjechali na drogę prowadzącą do Bostonu, Finn przypomniał jej, że jegosyn Michael jest studentem Massachusetts Institute of Technology.- Może moglibyśmy zatrzymać się tam, żeby go odwiedzić? - spytała zuśmiechem.Odkąd po raz pierwszy o nim usłyszała, miała ochotę go poznać.Finnsię roześmiał.- Na pewno by się przewrócił z wrażenia, gdyby mnie zobaczył.Ale teraz go tunie ma.Jeszcze nie wrócił ze swoją dziewczyną z zimowych wakacji.Po nartachw Szwajcarii mieli zamiar wpaść do Paryża, a teraz pewnie są już z powrotem wmoim londyńskim domu.Może będzie okazja odwiedzić go kiedy indziej.Chciałbym, żebyś go poznała.- Ja też bym chciała - powiedziała Hope z entuzjazmem.Za Providence skręcilina Wellfleet i do domu Hope dojechali o czwartej po południu, kiedy już zapadałzmrok.Na drogach nie było śniegu, ale niebo wyglądało tak, jakby szykowały sięnowe opady.Było bardzo zimno i wiał mrozny wiatr.Wskazała Finnowi podjazd,nieco zarośnięty.Dom stał na uboczu, wśród wysokich trzcin zarastającychwydmy.O tej porze roku z zewnątrz wyglądał raczej ponuro.Jak zauważył Finn,przypominał pewne płótno Wyetha, które widzieli w muzeum.Jego słowawywołały uśmiech na twarzy Hope.Nigdy w ten sposób nie myślała o swoimdomu, ale miał rację, rzeczywiście tak było.Była to typowa dla Nowej Angliibudowla ze spadzistym dachem i białymi okiennicami, otynkowana na szaro.Wlecie na klombach przed wejściem kwitły kwiaty.Płaciła ogrodnikowi, żebyprzychodził raz w miesiącu i doglądał ogrodu, ale teraz miał się pojawić dopierona wiosnę.Zimą nie było tu dla niego nic do roboty.Z zamkniętymi okiennicamidom wydawał się opuszczony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]