[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby jej palce drgnęły, wystrzelone przez Zueba rakietyprzeleciałyby pewnie obok celu, a ona nie mogła do tego dopuścić.A poza tymnajwyrazniej zamierzał ją ostrzelać węszący dobrą okazję pilot X-winga.Cóż, jej alephmiał tak gruby pancerz kadłuba, że mógł wytrzymać kilkusekundowy ostrzał.Nagle świat wokół niej eksplodował, a myśliwiec pofrunął w powietrze, jakbykopnięty przez rankora wielkości wieżowca.Syal poczuła, że jej kręgosłup się wyginapodobnie jak przy nagłym skoku w górę, tylko jeszcze bardziej.Przed jej oczamizatańczyły czerwone plamy, ale mimo to pilotka wyraznie zobaczyła rękojeść dzwignidrążka sterowniczego swojego myśliwca.Jej dłoń się z nią nie stykała.Syal starała sięwyciągnąć rękę, żeby złapać rękojeść, ale nie mogła wykonać żadnego ruchu.Rzędy wieżowców za iluminatorami wirowały jak szalone.Raz widziała je nadsobą, a kiedy indziej pod sobą.Przed jej oczami migały także raz po raznieprzyjacielskie myśliwce, niebo i powierzchnia gruntu.Po wybuchu rakiety aleph zniknął w chmurze szczątków i dymu.W pierwszejchwili Han przypuszczał, że siła eksplozji rozerwała gwiezdny myśliwiec na kawałki.Chwilę pózniej maszyna wyfrunęła jednak z chmury i koziołkując w locie,poszybowała po krzywej balistycznej w górę.Po kilku sekundach powinna osiągnąćapogeum trajektorii lotu, a po kilku następnych roztrzaskać się o durbetonowąnawierzchnię.Okrążając czaszę ochronnego pola, Han musiał przelecieć obok chmury pyłu.Wpewnej chwili minął drugi bombowiec, którego pilot kierował się w przeciwną stronę.Usłyszał zdumiony głos Antillesa:- Hanie, chybiłeś!Zarzut nie miał sensu, więc go zignorował.Nie odrywał spojrzenia od koziołkującego myśliwca.Na wszystkie czarnedziury, odzyskaj panowanie nad sterami! - Powiedział sobie.Wybiegał myślami doalepha i jego pilotki, jakby umiał się posługiwać Mocą i mógł w jakiś sposób pomócSyal.A przecież nie mógł.Obserwował tylko, jak skazany na zagładę aleph osiągaapogeum łuku i rozpoczyna lot w kierunku powierzchni gruntu.Ale.Chyba się zmieniła jego szybkość wirowania.Czyżby myśliwiec byłzwrócony nosem w górę odrobinę dłużej niż w inne strony?Podczas następnego obrotu Solo upewnił się, że naprawdę oczy go nie mylą.Pilotka starała się odzyskać panowanie nad sterami.Kiedy wyloty dysz silniczkówmanewrowych zaczynały się kierować w dół, przesyłała do nich energię, dopókimyśliwiec nie zaczynał lecieć poziomo, po czym je wyłączała.Spowolniło to tempowirowania.Kiedy następnym razem wyloty dysz znów zaczęły się kierować w dół, Syalpowtórzyła manewr, po którym jej aleph skierował się w górę.Osmalony podczaseksplozji myśliwiec zakołysał się niepewnie w powietrzu, ale w końcu pilotka zupełnieodzyskała panowanie nad maszyną.Znów zaczęła kierować nos alepha w stronę gmachu Centrum MieszkalnegoTerkury'ego, jakby zamierzała podjąć następną próbę.Han wpatrywał się w jej maszynę, nie wierząc własnym oczom.Czyżby musiałwystrzelić następną rakietę?I wtedy z krateru u stóp gmachu Terkury'ego wyleciała chmara ognistychowadów - dziesiątki, setki rakiet.Większość śmignęła w górę.Zgodnie z oprogramowaniem miały zawrócićdopiero pod zewnętrzną kopułą ochronnego pola i zanurkować w kierunkuwierzchołka wewnętrznej kopuły.Powinny trafić w dwa albo trzy wybrane punkty iprzeciążyć pole energią eksplozji, żeby następne rakiety mogły spaść z góry naCentrum Sztuk Scenicznych Navosa.Inne miały obrać za cel krążące eskadrygwiezdnych maszyn i większe jednostki, które nie wystartowały z powierzchni gruntu.Han zobaczył, że dwie rakiety kierują się w stronę alepha.Pilotka myśliwca teżto zauważyła i skręciła w stronę jego bombowca, żeby przelecieć tuż pod nim.Kiedyaleph i shriek znalazły się tak blisko siebie, że ich sygnały zlały się w jeden na ekraniemonitora sensorów rakiet, pociski skręciły i zaczęły szukać nowych celów.Syal jeszczebardziej obniżyła pułap lotu, odbiła się kilka razy od powierzchni gruntu i wylądowałamiędzy kilkoma zaparkowanymi śmigaczami.W ten sposób przestała stanowić cel dlanastępnych rakiet.Han się uśmiechnął.Dziewczyna nie tylko nie odniosła poważnych obrażeń, alew dodatku zachowała tyle przytomności umysłu, żeby jeszcze raz spróbować gozabić.Jej taktyka, polegająca na skierowaniu na niego lecących rakiet, zakończyłabysię powodzeniem, gdyby celownicze androidy już wcześniej nie wyeliminowały obushrieków z bazy danych możliwych celów.Wszystko toczyło się zgodnie z planem.Han chętnie by wzniósł okrzyk triumfu.Wszystko toczyło się zgodnie z planem, dopóki nie usłyszał kolejnego pisku zkomunikatora swojego notesu.Spojrzał na ekran i przeczytał:TRANSPONDER NASOTR1103 NA CZSTOTLIWOZCI 22NF07 TO JAINAWiększość rakiet osiągnęła apogeum trajektorii lotu i zanurkowała w kierunkupowierzchni gruntu.Niektóre jednak tego nie zrobiły.Kilka trafiło cele w powietrzu - gwiezdnemyśliwce krążące nad przyczółkiem Galaktycznego Sojuszu.Ich piloci czekali, aż będąmogli wziąć udział w walce, albo nie byli wystarczająco szybcy, żeby uniknąć trafieniaczy katapultować się przed trafieniem i nieuniknioną eksplozją.Pozostałe rakiety zawróciły, rozdzieliły się na trzy strumienie i pomknęły kuwybranym punktom ochronnego parasola.Te, które leciały na czele każdego strumienia, trafiły w roziskrzoną kopułęsiłowego pola Galaktycznego Sojuszu.Eksplodując, starały się zrównać energięwybuchu z energią spójnej siły.Pierwsze przegrały tę konfrontację, bo ochronne pola okazały się dla nich zbytsilne.Po nich eksplodowały jednak następne rakiety, a każda dodawała do bilansuswoją energię.W końcu pole zadrżało.Skomplikowane wiązania energetyczne zaczęły tracićspójność.W Centrum Sztuk Scenicznych rozległo się wycie alarmowych syren, a naekranach monitorów pojawiły się informacje o przeciążeniu generatorów ochronnegopola.Ich operatorzy spoglądali po sobie niepewnie, a co bardziej bojazliwi zaczęliukradkiem szukać możliwej drogi ucieczki.A potem, w ciągu ułamka sekundy, stało się to, czego nikt nie umiał sobiewyobrazić: w pewnym miejscu skomplikowana tkanka ochronnego pola pękła, więcnastępna rakieta przeleciała przez tę lukę, nie eksplodując.Kiedy komputer w sercujej systemu kierowania lotem przesłał komputerom innych pocisków informację onowej sytuacji, inne rakiety, które wciąż jeszcze mogły wykonywać manewry, zmieniływektor lotu, żeby przelecieć przez wskazany otwór.Zanim pierwszy pocisk pokonał połowę drogi do korony na wierzchołkuCentrum Sztuk Scenicznych, poddało się następne miejsce na wypukłej czaszyochronnego pola.Przez rozszerzający się otwór śmignęło więcej rakiet.Te, które przeleciały najwcześniej, pomknęły w dół, w kierunku dachu.Wkażdej milisekundzie ich pokładowe komputery obliczały parametry bieżącej pozycji,oceniały odległości do celów, szacowały rezerwy paliwa.Obserwatorzy nie zdążyli uświadomić sobie tego, co się wydarzyło w ciągukrótkich milisekund
[ Pobierz całość w formacie PDF ]